„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Ubiegły tydzień położył mnie do łóżka, strach się bać, co zrobi nadchodzący.
A w nim dwie rozprawy, dzień po dniu.
Środa, o 14 – Za zakłócenie miru domowego
TVP, poprzez wejście do hallu głównego tej instytucji. Działanie, które dla
mnie zakończyło się „licznymi obrażeniami lewej strony”, nabytymi w trakcie
wyrzucania mnie przez ochronę.
Czwartek, o 9 – trzecia z kolei rozprawa o naklejenie nalepek na wozie
Magdaleny Ogórek i zahamowanie ruchu ulicznego. Na rozprawę wezwana jest w charakterze świadkini rzeczona M. Ogórek.
Jak zawsze zapraszam.
Mija rok od tamtych wydarzeń. Moje oskarżenie prywatne wobec firmy ochroniarskiej dopiero wejdzie w fazę policyjnych przesłuchań, po próbie odrzucenia przez prokuraturę. W kwestii oskarżenia TVP o upublicznienie wizerunków i naruszenie dóbr osobistych – głucha cisza. Sprawy, w których jestem oskarżona i obwiniona, biegną rzecz jasna o wiele szybciej.
Jak przy każdej mojej sprawie, zadaję sobie
pytanie, czy było warto.
I odpowiedź jest dla mnie bolesna.
NIE. NIE BYŁO WARTO.
Nie było warto odrzeć się ze złudzeń, że
potrafimy być solidarni. Że potrafimy stanąć obok siebie i za sobą.
Noc, w której zaczęła na mnie spadać lawina oskarżeń od „naszych”, wspominam
jako jedną z najgorszych w życiu. A to był dopiero początek.
Nie, nie było warto narażać się na urazy fizyczne i cholerne psychiczne
poobijanie, z którego dotąd trudno mi się zebrać.
Tak, wiem, po „tym wszystkim” w solidarności ze mną przyszło na wiec pod TVP
sporo ludzi. A ilu by przyszło, gdyby mnie szlag trafił! Ho ho!
Nie, nie uważam, że wszyscy muszą się ze mną zgadzać i że formy moich protestów
muszą się wszystkim podobać. Ale mija 5 lat, które spędzamy na poszukiwaniu
formy protestu idealnego, a za chwilę ci, którzy sądzą nas w sposób
sprawiedliwy za protesty nieidealne, zostaną definitywnie odsunięci od
orzekania. Mój ojciec, zwany przez szczujnie „komunistycznym sędzią”,
przechodził to w stanie wojennym. Patrzę na sędziego Bilińskiego, orzekającego
w sprawie Ogórek, i po prostu się boję. O niego. O siebie zresztą też.
Więc nie, nie było warto. Rozczarowanie, zdumienie, zranienia z tamtych dni nie
pozwalają mi sądzić inaczej i każą bardzo uważnie wybierać. Nie ze względu na
szykany PiSu i jego sfory. Ze względu na to, co może spotkać mnie od „swoich”.
Nieustannie dziękuję wszystkim, którzy wtedy zdecydowali się być przy mnie. I przepraszam za wszystko, na co was naraziłam.
Najnowsze komentarze