„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Jest gorzej, niż myślicie.
Dostróżowałam przy Szarym Człowieku godzinę pomiędzy końcem pikiety Ewki Blaszczyk a ruszeniem Marszu Niepodległości. Patrzyłam na ludzi, słuchałam wszystkich przemówień.
Było o supremacji katolicyzmu. Szef marszu Robert Bąkiewicz mówił, że w Polsce mogą funkcjonować inne wyznania, ale muszą uznać, że to katolicyzm jest fundamentem polskości.
Było o inwazji LGBT, zwłaszcza na teren kultury i edukacji. O prawach rodziców, którzy mogą tę inwazję powstrzymać.
Było o tym, jak bardzo Polska potrzebuje księży, którzy pomogą w walce ze złem.
Było o zagrożeniu, które zniszczyło już Zachód. To zagrożenie nazywa się marksizm kulturowy, i przed nim właśnie bronią Polskę narodowcy. Wrogowie bowiem nienawidzą polskości i patriotyzmu (z nazwiska wymieniono trzech wrogów: Tuska, Michnika i… Gowina).
I było o Żydach, którzy chcą zabrać polskie mienie.
Tłum bił brawo, strzelały race, gardła rozdzierały się w znanych okrzykach.
A potem poszłam brzegiem marszu, w kierunku Ronda De Gaulle’a. I widziałam głównie dobrze ubranych ludzi, najczęściej po trzydziestce. Roześmiane kobiety. I dzieci. Bardzo dużo dzieci.
Trzeba zgodzić się z tym, że to jest marsz rodzinny. Te rodziny widzą w nas komunistów i biją brawo, gdy policja wynosi Obywateli RP spod palmy, a gdy banner z napisem Konstytucja ląduje na ziemi, z wielu piersi wyrywa się okrzyk podobny temu, gdy polska reprezentacja strzela gola. Tym rodzinom nie przeszkadzają ani race hukowe, ani przekleństwa, ani zaśpiewy o wiszących komunistach. Te rodziny idą na biało-czerwoną imprezę, z której treściami się zgadzają. Nie chcą tu ani obcych, ani tęczowych, ani żadnych odmieńców. Oni określili swoją Polskę i zakreślili jej granice. Taka jest ich przyzwoitość.
Faszyzm wsiąka w Polskę jak deszcz w dobrze zaoraną glebę. Przenika niepostrzeżenie nie tylko przez jej skrajne tkanki, ale dociera i nasyca sam środek polskiego społeczeństwa. Duma, duma, narodowa duma, święty Wojciech walczący z pogaństwem i rycerze spod Grunwaldu, husaria wiedeńska i ksiądz Skorupka, no i oczywiście żołnierze wyklęci – to poplątane i kuriozalne imaginarium działa i na drobnego przedsiębiorcę, i na studentkę, i na dziennikarza, i na rzemieślnika.
Jest gorzej niż myślicie, bo mainstream jest marszem zafascynowany i wymyśla kolejne wybielające teorie, reporter tok FM prawi o złożoności zjawiska, a prof. Bartoś baja, że jego uczestników – hoże dziewoje i chłopców jak malowanie – trzeba ukochać, a nie blokować, potępiać czy prześmiewać.
I choć frekwencja dziś nie była powalająca, a rekordowa biało-czerwona wstęga wlokła się za marszem i miejscami zwisała smętnie, to zadanie zostało wykonane.
Nacjonalizm się znaturalizował.
Faszyzm się spolszczył.
Najnowsze komentarze