„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
BIAŁYSTOK – MARSZ RÓWNOŚCI I KONTROFENSYWA KOŚCIELNO-KIBOLSKIEJ NIENAWIŚCI
Grażyna Hlebowicz, 21 lipca 2019
Będzie chaotycznie, wciąż się nie mogę pozbierać. To było straszne.
Przed marszem równości odbyło się wszechpolactwo, okupowali teren przed uniwersytetem i nie opuszczali go, mimo że czas ich minął (mieli go do godz. 14), marsz równości o 14 .30 miał więc, najpierw na bieżąco ustalaną przez policję trasę. Musieliśmy się zatrzymywać kilka razy.
My czekaliśmy cierpliwie, a oni coraz bardziej się rozkręcali, z głośników puszczali Pietrzakowy śpiew „patriotyczny”, na chodnikach obok nas przechodziło łajdactwo, wykrzykując wulgaryzmy. Na zebranych tęczowych rzucali puszki po piwie i butelki. Oraz śpiewy pobożne…
Ruszyliśmy.
Było dużo policji, gęsta obstawa marszu na ulicach i z powietrza (helikopter).
Szli młodzi ludzie, rodziny z wózeczkami. Uśmiechnięci, przynajmniej na początku. Tańczyli.
Przeciw nim na czarno ubrane bandy. Zawsze chodzą gromadami. Wrzeszczeli ordynarnie. Jeden wielki grubas plunął w moim kierunku. Jakaś pani obok powiedziała o tym policjantowi. Zero reakcji.
„Wypierdalajcie, wypierdalajcie!”, ryczeli. Zapytałam jednego z nich: „Dlaczego pan tak się tak zachowuje?”. On: „Co to będzie za 50 lat?, jak moje dzieci będą dorosłe?”. Tłum poniósł nas, rozmowa przerwana. Dzieci na pewno są dumne, że tata zabezpieczył im przyszłość.
W środku ciekawe rozmowy, na zewnątrz chamskie wrzaski. Radość młodych, mimo wszystko. Wielu uczestników marszu spoza Białegostoku. Widziałam WARSZAWĘ, OLSZTYN, POZNAŃ. Młodzi szli dalej, jak gdyby nigdy nic. Tańczyli. Nie czuliśmy strachu.
Tamci pluli, rzucali wyzwiskami. Trudna do okiełznania nawałnica. Przerażające poparcie tłumów. Ogarnęła mnie bezsilność.
Widziałam, jak facet w fioletowej koszuli rzucił czymś w maszerujących, wyglądało na petardę, i zaczął szybko się oddalać. Taki drobny pijaczek. Dogoniliśmy go z mężem.
-Dlaczego pan rzucił?
– To nie ja – wykrztusił pijaczek i szybko odszedł.
Na ulicach rozbite butelki, którymi rzucano w maszerujących, puszki po piwie. Wzdłuż ulic stali starsi ludzie, pukali się w czoło, pokazywali znak „fuck you”. Podbiegła do nas starsza pani, powtarzając: „A my mamy kościół. A Wy co? A my mamy kościół. A Wy co?”.
„Patrioci” podpalają tęczową flagę niesioną przez manifestantki.
Inni obserwatorzy się uśmiechali, podnosili rękę w przyjaznych znaku. Było ich mniej.
Na chodniku siedzi młoda dziewczyna, zakrwawiona, płacze. Podbiegam, pytam, co się stało. Trafili ją wielkim kamieniem w głowę.
Parę minut później. Idzie kilka dziewcząt. Najwyraźniej jedną z nich skopano: łydka sina, porwany but. „Nie ma o czym mówić, wszystko jest dobrze”, uśmiecha się.
Czytam, że w ksiądz z jednej parafii podziękował kibolom. Do agresji wzywał zresztą przecież sam biskup…
Chciałabym więcej napisać, ale nie jestem w stanie. Zderzyliśmy się ze zwartą brunatną siłą. Zjechali się tu, by dać upust swej nienawiści, nienawiść to ich żywioł. Nie mają żadnych argumentów, ale wmówiono im, że są ważni. Oni są bezkarni, a my bezsilni.
Marsz Równości w Białystok, 20 lipca 2019. Zdjęcia: ©DOK (Democracy is OK)
Najnowsze komentarze