„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Stajemy przed dwoma wyzwaniami naraz. Po pierwsze, uczestniczymy w gigantycznym sprawdzianie demokracji, o wymiarze kontynentalnym, który jednocześnie ściągnie do urn 374 milionów osób w 28 krajach o różnych językach, historiach i kulturach. Krajach, które dobrowolnie wzięły na siebie wzajemne zobowiązania i wspólną odpowiedzialność, by dać kształt Europie, wybierając jej Parlament.
Po drugie, głos ten będzie też oceną niewprost włoskiego rządu, który istnieje od roku, a także dwóch wspierających go partii, bezustannie się kłócących, a wreszcie oceną opozycji, zarówno prawicowej, jak i lewicowej, które szukają alternatywy, obecnie nieistniejącej.
A zatem dwa wyzwania, ale pula jedna, ponieważ dotyczy naszej tożsamości: Włochów i Europejczyków, wyobrażenia, jakie mamy o sobie samych, naszej przeszłości i naszej przyszłości. Dominująca dziś opowieść o Europie przedstawia ją jako zmęczoną samą sobą, niezdolną do ukazania atrakcyjnego oblicza instytucjonalnego i przekonującego charakteru politycznego, a zatem w oczach wyborców wypraną ze znaczenia. Dominujący obraz to Europa, która kontroluje, a więc podatki, biurokracja – rzeczy, która nikomu nie kojarzą się z „siłą napędową”. Europa, która oferuje system powiązań, w których społeczeństwa już się nie odnajdują. (…) Przede wszystkim brak myśli polityczno-ekonomiczno-kulturowej, która by wymknęła się z wąskiej i dusznej ścieżki wyznaczonej parametrami, która by odnowiła trójkąt między kapitalizmem, państwem opiekuńczym i demokracją reprezentatywną, leżącymi u podstaw europejskiej cywilizacji.
Filozofie polityczne, które w zeszłym wieku wyprodukowały dwa totalitaryzmy, ustąpiły miejsca rozpowszechnionej myśli demokratycznej, która potrafiła dać formę instytucjonalną idei Europy. W rzeczywistości bierzemy udział w nieustannym procesie, ucząc się demokracji swobód i demokracji instytucji – żaden inny kontynent nie dotarł do tego punktu. W tym sensie możemy powiedzieć, że polityka wyszła poza sprawy codzienne, zajęła się sprawami wielkimi, po pierwsze, żeby uniknąć powrotu Europy do wojny, a po drugie, żeby pokój dał początek projektowi demokratycznej wspólnoty, zdolnej do zbudowania wspólnej przyszłości.
W ten sposób zaczynamy rozumieć, że gdy mówimy o Europie, mówimy o sobie samych. W tym projekcie historycznym, geograficznym, politycznym, społecznym i przede wszystkim kulturowym zbiegają się nasienie greckie, z którego wyrosła idea miasta, a więc i agory – przestrzeni publicznej, w której po raz pierwszy jednostka staje się obywatelem, prawo rzymskie, które ustanawiając reguły współżycia tych obywateli ustanawia ideę osoby, oraz chrześcijaństwo, które przekracza tenże prawny wynalazek rzymskich pretorian, wprowadzając rewolucję miłosierdzia.
Na koniec docieramy do innych elementów zasadniczych dla europejskiej tożsamości, które zabezpieczają jej charakter demokratyczny: państwo prawa, które wprowadza ograniczenia władzy publicznej, chroniąc swobodę obywateli; pluralizm, który gwarantuje współistnienie i konfrontację myśli, kultury i odmiennych przekonań politycznych; konkurencyjność władzy, która nakazuje temu, kto wygrał wybory nieustannie poddawać się ocenie wyborców; test, który opinii publicznej przypisuje rolę podmiotu politycznego; wolność wypowiedzi, włącznie z wyrażeniem niezgody, co jest cechą wyróżniającą demokracji.
Ale dzisiaj, właśnie dzisiaj, gdy idziemy na wybory, ma miejsce znowu (znowu, bo nasz kraj dobrze to zna) demonizacja solidarności, odpowiedzialności, dzielenia się, włączania, otwarcia oraz praw będących narzędziem wzrostu jakości demokracji społeczeństwa, a więc i jego wolności, a więc i bezpieczeństwa. Gdy te wartości znajdują się w kryzysie, wysuwają się na przód inne wersje nowoczesności, które obrały sobie za cel prywatyzację idei demokracji, jej zawężenie, jej kastrację, pozbawienie jej zabezpieczeń aż do momentu, w którym usunięte zostaną jej właściwości liberalno-demokratyczne, które uważaliśmy za niezbywalne.
Tak oto stajemy przed najważniejszym pytaniem: czy możliwa jest inna Europa, taka, która odrzuci liberalną demokrację, by wkroczyć w dziki okres post-demokracji? Czy w takim razie reguły liberalno-demokratyczne można anulować? O tym właśnie będziemy decydować, we Włoszech i w Europie.
tłum. Bartosz Hlebowicz
Artykuł oryginalny: Ezio Mauro, Il voto e il rischio della post-democrazia, „La Repubblica” 22.05.2019
Najnowsze komentarze