web analytics

DOK – Democracy is OK

„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)

Jak zrobiono wroga z demokracji

Roger Cohen, The New York Times”

Rządowa kampania wymierzona w Sorosa, metro w Budapeszcie, 12 lipca 2017 r., fot. Lydia Gall (Human Rights Watch)

Na Węgrzech i w Polsce liberalny Zachód postrzegany był dawniej jako ziemia obiecana”. Dziś już tak nie jest.

W XX wieku Węgry straciły wolność i ogromną część swojego terytorium, ale patrząc na dzisiejszy Budapeszt ma się wrażenie, że większość ran z ubiegłego wieku już się zagoiła. Tramwaje mkną przez szerokie bulwary pełne eleganckich kafejek oraz samochodów niemieckich marek, produkowanych na Węgrzech. Kraj wydostał się z, jak określał to Milan Kundera, porwanego  Zachodu”, tego szerokiego obszaru Europy, oddanego po drugiej wojnie światowej Związkowi Radzieckiemu, i powrócił do zachodniej” rodziny.

Tak przynajmniej może się wydaje wydawać dopóki nie zauważy się plakatów z uśmiechniętym węgiersko-amerykańskim Żydem, otaczającym ramionami polityków opozycji, którzy wymachują szczypcami do przecinania drutu, których właśnie użyli, żeby przedrzeć się przez metalowe ogrodzenie.

Od antykomunisty do autokraty

Człowiek o którym mowa, George Soros, to miliarder i filantrop. Nie figuruje na żadnej liście wyborczej, ale jego międzynarodowa sława i walka o liberalne wartości stały się symbolem wszystkiego, czego premier Viktor Orbán i jego prawicowa partia Fidesz nienawidzą, międzynarodowych spekulantów, wrogów narodu i chrześcijaństwa, agitatorów zachęcających uchodźców do masowej migracji  na Węgry.

W młodości  Orbán walczył z bolszewikami. Zachodnia demokracja była dla niego ziemią obiecaną”. Teraz przeistoczyła się we wroga. Zachód, w którym zanikają takie wartości jak rodzina, kościół, naród, tradycyjne małżeństwo oraz podział ról między kobietą i mężczyzną, oznacza samobójstwo Europy.

„Zagrożenie przychodzi do nas z Zachodu”

mówił Orbán w lutym, po ośmiu latach u władzy i przed trzecim wyborczym zwycięstwem. „To niebezpieczeństwo idzie do nas od polityków z Brukseli, Berlina i Paryża”.

Aby się mu przeciwstawić, węgierski  premier wymyślił plan działania. Zneutralizować niezależne sądownictwo. Podporządkować sobie większość mediów. Zastraszyć społeczeństwo nadchodzącą falą uchodźców. Drogą kolesiowego” kapitalizmu stworzyć nowe, lojalne elity. Manipulując prawdą historyczną, zasilić narodowy dyskurs opowieściami o ofierze i heroizmie. Stwierdzić, iż wola ludu” stoi ponad prawem konstytucyjnym.

I patrzcie oto Nowa Ziemia Obiecana”, wolnorynkowy autorytaryzm, europejska forma jednopartyjnego systemu, który zachowuje pozory demokracji, jednocześnie ingerując w nią w takim stopniu, który zapewni jego trwanie.

Nie ma żadnej tajnej totalitarnej policji. Nikt nie znika w nocy. Zagraniczny kapitał jest mile widziany. Węgry nie są zniewolone, ale nie są też wolnym krajem. Tę hybrydę, na wpół zamknięty system rządów, stworzyli na Węgrzech Orbán, a w Polsce nieobliczalny Kaczyński, lider konserwatywnej partii rządzącej Prawo i Sprawiedliwość. Obydwaj w czasach młodości walczyli o wolność obywatelską uosabianą przez Europę Zachodnią.

Wybór Donalda Trumpa na prezydenta był częścią światowego zwrotu ku nacjonalizmowi i autokracji. Przez świat przetacza się gwałtowna kontrrewolucja przeciwko liberalno-demokratycznemu ideom różnorodności i wielokulturowości. Fakt, że Trump stoi na czele tego ruchu dokładnie pół wieku po rewolucji dzieci-kwiatów 1968 roku, wskazuje, iż będzie dużo trudniej uwolnić się od niego niż się to wielu liberałom wydaje. Orbán był pierwszym europejskim liderem, który poparł Trumpa i świętował jego zwycięstwo jako koniec liberalnej nie-demokracji”. Jak podaje węgierskie pismo Figyelo”, podczas spotkania z węgierskim ambasadorem Trump określił Orbána jako polityka silnego i odważnego”.

Zwrot ku „demokracji zamkniętej”

Kraje Europy, które najbardziej ukochały sobie wolność – te, które trzy dekady temu wyrwały się z uścisków sowieckiego imperium – dzisiaj stają się najbardziej sceptyczne wobec demokracji liberalnej. To niesamowity zwrot. Unia Europejska (Węgry są jej członkiem od 2004 r.) i kanclerz Niemiec Angela Merkel są postrzegani na Węgrzech z większą podejrzliwością niż Władimir Putin. Polska, największy pod względem populacji kraj w Europie, także przyjęła węgierski model jako wzorzec”, jak to określił Kaczyński. Czechy nie pozostają daleko w tyle.

Orbán, który kiedyś studiował w Oksfordzie będąc stypendystą fundacji Sorosa, teraz ogłosił „nową erę”, mającą być spełnieniem powszechnych marzeń o demokracji zamkniętej”. Adam Bodnar, dzielny polski Rzecznik Praw Obywatelskich, powiedział mi: Węgry pokazały, że nie ma potrzeby wprowadzania klasycznego systemu autorytarnego. Możesz osiągnąć pełnię kontroli i bez tego”.

Jednym z obejmowanych przez Sorosa na plakatach polityków jest Bernadett Szell, współzałożycielka partii Zielonych. Powiedziała mi, że nigdy nie spotkała Sorosa. Zdjęcie to fotomontaż. Według Laury Silber, rzeczniczki Fundacji Otwarte Społeczeństwo” Sorosa, na zdjęciu wydłużono nawet nos Sorosa, jakby wprost z podręcznika Goebbelsowskiej propagandy nazistów.

Szell, która stara się zjednoczyć wiecznie podzieloną węgierską opozycję przeciwko Orbánowi i jego partii Fidesz, twierdzi, że Orbán „zatruwa Węgry dzień po dniu”. Polityczka, członkini parlamentarnego komitetu bezpieczeństwa narodowego, jest celem oczerniającej kampanii  polityków partii Fidesz, zdeterminowanych, by ją zniszczyć. Szell obawia się o swój kraj. – Orbán – mówi Szell – przeistacza się w faraona, który chce wprowadzić rosyjski, turecki lub chiński model rządzenia.

Do realizacji takiego projektu

Orbán potrzebuje wrogów. Stały się nimi tysiące migrantów,

w większości uchodźców z Syrii, którym udało się przedostać na Węgry latem 2015 roku i z których wielu koczowało tygodniami na budapeszteńskim dworcu. Decyzja Merkel o przyjęciu tak wielu z nich do Niemiec, oparta o niemiecką Willkommenskultur (kultura gościnności) Orbán nazwał „kapitulacją Europy”, której zamierza się przeciwstawić. To był kluczowy moment dla Europy.

Żadne uniwersalne, humanitarne prawo do godności, na które powołują się jedzący jarmuż i przytłoczeni kolonialną lub wojenną winą zachodnich liberałowie, nie zostanie użyte do zniszczenia węgierskiej czy polskiej kultury!

Polsko-węgierska odmiana chrześcijaństwa

„Najpierw Węgry”- to slogan wyborczy Orbána. Jego brutalna anty-uchodźcza kampania, używająca na przykład argumentu, że uchodźcy mieliby zmuszać Węgrów do jedzenia owadów, wytworzyła w społeczeństwie ogromny poziom lęku. Csaba Toth, politolog, powiedział mi, że dzieci w przedszkolu przedstawiały Sorosa i emigrantów jako diabła, “który porwie Cię, jeśli będziesz niegrzeczny”.

Pewnego szarego popołudnia pojechałem do rodzinnej wioski Orbána, Felcsut, zamieszkałej przez 1800 mieszkańców, oddalonej o około godzinę drogi od Budapesztu. Na dachu jego prostego, białego domu umieszczono krzyż. Naprzeciwko domu wylądował statek kosmiczny. To wielki, znakomicie wyposażony stadion, który może pomieścić dwa razy większą liczbę widzów niż wynosi liczba mieszkańców wioski Orbána.

Orbán jest fanem piłki nożnej i wynagradzania swoich kumpli. Lorinc Meszaros, wójt wioski i dawny monter rur, stał się pewnej nocy jednym z najbogatszych Węgrów i właścicielem kilku regionalnych gazet. Na stadionie i w jego okolicach, podczas meczu oglądanego przez samego premiera, słyszałem ludzi mówiących o tym, że Orbán stworzył miejsca pracy i „na 1000 procent wygra kolejne wybory”, że Węgry nie potrzebują imigrantów, którzy „rabują i mordują”. Później, w kawiarni „Śródziemnomorska”, spotkałem Andrasa Vigha, przyjaciela Orbána z dzieciństwa, który wyznał, że nigdy na oczy nie widział imigranta. Nieważne.

„Oglądam telewizję i wiem. Nie chcę żadnych imigrantów. Tylko idiota by ich wpuścił”.

Innym obliczem strachu jest nienawiść. W homogenicznych społecznościach Polski i Węgier skuteczny jest mechanizm podsycania nienawiści przeciwko nieznanemu „obcemu”. W październiku 2015 r., miesiąc zajściach z uchodźcami na budapeszteńskim dworcu, Prawo i Sprawiedliwość wygrało w Polsce wybory, zdobywając większość w parlamencie. Strategia Kaczyńskiego opierać się dokładnie na mechanizmach wypracowanych przez Orbána w 2010 r.

 

Marsz Wolności przeciwników dyktatury w Polsce, 12.5.2018, fot. Natasza Quelvennec

Odwrót

Odwiedzam Polskę i Węgry regularnie od wczesnych lat dziewięćdziesiątych, opisując ich niesamowitą postkomunistyczną transformację. Nigdzie indziej żądza wolności i bezpieczeństwa, które miał oferować Zachód, nie była silniejsza niż w Polsce, kraju pionierskim w walce o wolność w 1989 r., między innymi dzięki ruchowi “Solidarność”, zrzeszającemu zarówno robotników, jak i intelektualistów.

Nigdzie indziej odwrót od zachodniej liberalnej demokracji nie jest bardziej zdumiewający i demagogiczny.

Europejskie fundusze – około 90 miliardów dolarów – wsparły polską transformację w latach 2012–2015. (Węgry, których populacja to około jedna czwarta 38 milionowej ludności Polski, otrzymały w tym samym czasie około 33 miliardy dolarów).

Po podróży z Węgier do Polski, wsiadłem do szybkobieżnego pociągu ze stolicy, Warszawy, do Krakowa. Za okno widok szybkich przemian: ubrani na pomarańczowo robotnicy, wagony towarowe pomalowane na uspokajający niebieski kolor, nowe przedmieścia,  strzelista iglica kościoła nad pięciopiętrowym komunistycznym blokiem, topole i wierzby, gniazda bocianów na drzewach, rozpadające się budynki rolnicze.

Polska: przez ponad wiek nieistniejąca na mapach Europy, odbudowana i przemieniona; kraj nazistowskiego poligonu śmierci; ostoja żarliwej wiary katolickiej, w kolektywnej, naznaczonej manią prześladowczą, podświadomości „Chrystus narodów”.

Przyłączenie się do NATO w 1999 r. i do Unii  Europejskiej w roku 2004 miało zapewnić Polsce i Węgrom normalność i bezpieczeństwo. Reguły wolnego rynku oraz system prawny miały scementować tę przemianę. Cele te, mimo bolesnej fazy przemian, zostały osiągnięte.

Spragnieni mitu

Skąd więc to nacjonalistyczno-ksenofobiczne wzdęcie Europy Środkowej, która wyszła z transformacji obronną ręką? Polska gospodarka, podobnie jak i węgierska, rozwijała się znakomicie, osiągając corocznie ponad 4,6% wzrostu, o czym Europa Zachodnia może tylko pomarzyć.

Oczywiście odegrały swoją rolę rosnące zróżnicowanie społeczne, poczucie bezkarności i arogancja liberalnych elit oraz konsekwencje globalizacji, podobnie jak to miało miejsce w Stanach Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii. Ale zadziałało coś  jeszcze. Ten burzliwy kalejdoskop obrazów przetaczających się za oknem pociągu może okazać się kluczem do zrozumienia tej kwestii.

Przez dekady Polska, podobnie jak i Węgry, dążyła do jakiegoś celu. Kolejno był nim: NATO, Unia Europejska, wolny rynek.  W momencie kiedy cele te zostały osiągnięte, pojawiło się pytanie: czy poświęcenie narodu naznaczonego martyrologiczną tożsamością było tylko po to, by mieć centra handlowe i niemieckie samochody? Wypalone pokolenie odczuwa zmęczenie transformacją. Dotychczas punktem odniesienia była komunistyczna szarość. Teraz jest to dostatek Londynu czy Berlina.

Kaczyński deklaruje, że imigranci roznoszą zarazki i pierwotniaki”. Przeistacza katastrofę lotniczą z 2010 r. w Smoleńsku, w której zginął jego brat-bliźniak, w rosyjski spisek, zaakceptowany przez będącą ówcześnie u władzy Platformę Obywatelską. Obiecuje czwartą republikę”, z  nową Konstytucją, pozbycie się Brukseli oraz ciągle żywych byłych komunistów dokooptowanych do Platformy Obywatelskiej. Nie zawsze wiadomo, o co mu chodzi, ale jego konspiracyjne teorie podgrzewają atmosferę. On ma plan!

W 1989 wszyscy wyemigrowaliśmy na Zachód – słucham warszawskiej socjolog Karoliny Wigury. –  Wszyscy gdzieś wtedy dążyliśmy w naszych duszach, a, jak sam wiesz, emigracja nie jest łatwym procesem. Kiedy już w końcu myśleliśmy, że to osiągnęliśmy, zobaczyliśmy tych wszystkich nowych ludzi przybywających do Europy i nie mogliśmy znieść widoku imigrantów, bo czuliśmy, że sami byliśmy kiedyś tacy sami jak oni.

Kapitalizm to była wtedy inna bajka. We wczesnych latach 1990. Europa Środkowa pędziła ku „wolnorynkowej demokracji”. Pozwólcie rynkowi przejąć kontrolę i odebrać władzę państwu. Nikt się nie zatrzymał, by spytać, czy rzeczywiście rynek i liberalna demokracja zawsze były idącymi w parze zjawiskami. Okazało się, że nie.

Totem, Orban, Kaczynski, UE, turul, karp, rys. Krysia Kierebinski CC 2.0

Rozsadzić system

„Rynek” oznaczał globalizację, dobrą dla świetnie usieciowionej metropolii, gorszą dla prowincji. Polska i Węgry też mają „swoje” Wisconsin czy Ohio. Adam Bielan, senator bliski Kaczyńskiemu, powiedział mi, że różnica pomiędzy płacami w jego okręgu wyborczym w prowincjonalnym Radomiu a płacami w Warszawie podwoiła się w ostatnich 12 latach.

Polityka Platformy Obywatelskiej, partii rządzącej od 2007 do 2015 r., polegała na „skoncentrowaniu wydawania pieniędzy funduszy UE w dużych miastach” – argumentuje Bielan. Rezultat: „duża część Polski została zapomniana”. Ci zapomniani Polacy w większości głosowali na Kaczyńskiego, który nagrodził ich wypłacanym co miesiąc 500-złotowym dodatkiem dla rodzin z dwójką lub większą liczbą dzieci. Jeśli nie chce się przyjmować imigrantów, to jedynym wyjściem jest zastąpienie starzejącej się populacji Polski i Węgier dziećmi.

Kaczyński zamierza osłabić demokrację gwarantowaną przez konstytucyjny trójpodział władzy – coś, o co tak zabiegali Polacy po 1989 r., aby zabezpieczyć się przed powrotem tyranii. Powołując się na „wolę ludu” i z frazesami o demokracji na ustach wziął na cel, jak sam to nazwał, „prawny imposybilizm”, czyli system bezpieczników ograniczających władzę wykonawczą, wbudowany w instytucje niezależnego sądownictwa. Partia rządząca  opanowała Trybunał Konstytucyjny i Sąd Najwyższy w sposób, który doprowadził Komisję Wenecką, grono ekspertów od prawa konstytucyjnego, do wyrażenia opinii, że niezależność polskiego sądownictwa jest „poważnie zagrożona”.

Marcin Matczak, uznany warszawski profesor prawa, zapytał mnie: „Co to mówi o obecnych przemianach politycznych? Przecież to Sąd Najwyższy stwierdza legalność wyborów powszechnych. To wygląda jak faza przygotowań do czegoś jeszcze gorszego”.

Bolszewizm, kołyska, w której dorastali Orbán i Kaczyński, był ideologią pchającą społeczeństwo w stronę „wyższych” ideałów. W rzeczywistości, jak pisał polski poeta Zbigniew Herbert, tamten system „zatruwał studnie, niszczył umysły, pokrywał chleb pleśnią”. Wygląda na to, że coś z tych zapędów zostało w obu przywódcach. Nie wystarczyło im przyjęcie błogosławieństwa Zachodu. Oni potrzebowali misji. Obaj zdecydowali, że

ocalą chrześcijaństwo, a otwarte społeczeństwo może iść do diabła.

Witold Waszczykowski, były minister spraw zagranicznych, powiedział, iż Polski trzeba bronić przed napaścią orędowników tezy, że historia zmierza nieubłaganie w stronę nowej mieszaniny kultur i ras, świata złożonego z rowerzystów i wegetarian, którzy używają wyłącznie odnawialnych źródeł energii i walczą ze wszelkimi przejawami religii”. Typ z gatunku Donalda Trumpa.

Oczywiście w takiej wizji świata muzułmanie w Europie są kłopotem. Senator Bielan wyjaśnia: „Integracja zawiodła. Pracowałem w Brukseli i były tam strefy zakazane (no-go zones). Polacy nie chcą problemów społecznych, z jakimi zmagają się Francja czy Belgia. Czy poradzilibyśmy sobie z takim problemem lepiej od nich?”

Wychodząc z tego założenia Polska wycofała się z deklaracji o przyjęciu siedmiu tysięcy osób szukających azylu, do czego zobowiązała się w odpowiedzi na decyzję krajów członkowskich Unii Europejskiej o ustanowieniu kwot przyjmowanych uchodźców w czasie kryzysu imigracyjnego w 2015 roku. Przyjęcia imigrantów odmówiły także Czechy i Węgry. Kraje te okazały pogardę dla europejskiej solidarności w imię czystości rasowej i religijnej.

Mitologia polska, rys. Krysia Kierebinski CC 2.0

Wybielanie historii

Zapanował nastrój nacjonalistycznej prawości. W ostatnim czasie Polska uchwaliła absurdalne prawo o „obozach śmierci”, które czyni przestępstwem oskarżanie „polskiego narodu” o współudział w „nazistowskich zbrodniach popełnionych przez III Rzeszę”. Polacy ratowali Żydów, wydawali ich Niemcom, a w wioskach takich jak Jedwabne – zabijali ich. Te fakty są dzisiaj dobrze znane.

Mówienie prawdy stało się w Polsce przestępstwem.

Węgry i Polska cofają wskazówki zegara do najczarniejszych godzin Europy. Dzisiaj wszyscy chcą wznosić zapory – prawdziwe i wyobrażone – przeciwko islamowi, imigrantom i uchodźcom, Żydom, Unii Europejskiej, ONZ, Sorosowi i czemuś, co nazywają międzynarodową pluralistyczną konspiracją. Węgry zbudowały po kryzysie imigracyjnym w 2015 r. na swojej południowej granicy prawdziwą zaporę płot, który, jak straszy Orbán, opozycja chce pociąć na kawałki.

Identyczne środki mające budować i utrwalać homogeniczne społeczeństwo były fundamentem najpodlejszych zbrodni poprzedniego stulecia. Ten nieliberalny trend oznacza odrzucenie powojennych idei otwierania granic, aby uchronić Europę przed kolejnymi samobójczymi konfliktami. Zjednoczona Europa miała być gwarantem trwałego pokoju.

Zwycięstwo węgierskiego i polskiego autorytaryzmu oznacza niebezpieczeństwo dla Europy. Tym bardziej groźne, że pod rządami Trumpa, który sam zafascynowany jest despotyzmem,

Ameryka nie jest już strażnikiem demokracji. Amerykański prezydent przestał szanować wartości, na których zasadza się wolność.

Ostatniego lata w Warszawie Trump oznajmił: „Fundamentalnym pytaniem naszych czasów jest to, czy Zachód chce przetrwać”. I dodał: „Czy wystarczająco szanujemy naszych obywateli, aby zabezpieczyć nasze granice?”

Nie potępił Kaczyńskiego i jego posunięć podważających swobody obywatelskie. Powiedziano mi, że polski rząd poczuł się wzmocniony przez Trumpa.

Polska i Węgry nie czują także najmniejszego zagrożenia reakcją Unii Europejskiej, która ocenia działania obu krajów w sposób tak powściągliwy,  że aż zakrawający na bezsilność. Miliardy euro, które cały czas płyną z Brukseli do rządów Warszawy i Budapesztu należałoby teraz skierować gdzie indziej. Unia, co zapisano w traktacie, opiera się przecież na zasadach „demokracji, równości, praworządności i szacunku dla praw człowieka”.

Marsz Wolności przeciwników dyktatury w Polsce, 12.5.2018, fot. Natasza Quelvennec

Zachód w letargu

Demokratyczny Zachód musi wybudzić się ze swojego letargu. Ludzie zapomniani przez lata po 1989 r. przemówili. Nie zważając na konsekwencje kryzysu, mówią „dość!” gospodarczym receptom Zachodu (zalecającym programy oszczędnościowe) i bezczelnej bezkarności globalnych elit. Europa nie może otworzyć drzwi dla każdego. Potrzebuje wspólnej, skutecznej polityki imigracyjnej, gospodarczych zasad, które zlikwidują a nie podkreślą nierówności społeczne i brukselskiej biurokracji, która wypracuje rzeczywiste rozwiązania dla pół miliarda Europejczyków.

Najgorsze wcale nie jest nieuchronne. Orbán może przegrać  (Fidesz ostatnio niespodziewanie poniósł porażkę w lokalnych wyborach), ale jest na to mała szansa. Polska oporniej niż Węgry stacza się w autorytaryzm. Jest większa, bardziej zróżnicowana i z  powodów historycznych bardziej wrogo nastawiona do Rosji Putina. Ma silniej rozbudowane społeczeństwo obywatelskie i ciągle zachowuje prężne niezależne media. To ważne różnice. To one dają nadzieję.

Ale dryf Europy jest złowieszczy. „Mam dziwne przeczucie, że to jest właśnie przyszłość – to jak przemiana w coś zupełnie nowego”, mówi o rosnącym antyliberalizmie Orbána Michael Ignatieff, rektor budapeszteńskiego, ufundowanego przez Sorosa Uniwersytetu Europy Środkowej. Zagrożony przez Orbána zamknięciem, Uniwersytet, symbol akademickiej wolności, został pomyślany jako sposób na zakotwiczenie krajów Europy Środkowej w kulturze Zachodu za sprawą liberalnej edukacji.

Gdy zapytałem Zoltana Kovacsa, rzecznika Orbána, dlaczego rząd węgierski używa antysemickiej retoryki przeciwko Sorosowi, odpowiedział: „nie mamy nic przeciwko jego żydowskiemu pochodzeniu, sprzeciwiamy się temu, co robi jako spekulant, wydając podejrzane fundusze na propagowanie swojej kosmopolitycznej koncepcji planety”.

To jest nowomowa dzisiejszej Europy. Marcin Matczak, profesor prawa, ktorego spotkałem w Polsce, powiedział mi: „Młodzi uważają wolność za coś pewnego. Nigdy nie musieli o nią walczyć”.

6.04.2018

Roger Cohen, dziennikarz i publicysta, napisał ten artykuł, po ostatniej wizycie na Węgrzech i w Polsce. Tłumaczenie dla Democracy is OK: Malgorzata Faget i Artur Osiński.  

(Visited 869 times, 1 visits today)

3 comments on “Jak zrobiono wroga z demokracji

  1. Kobajlo Zbigniew
    18 maja 2018

    Nie będę komentować .Problem złożony ,jak polityka ,która istniała i istnieć będzie .Oceniać poglądy Orbana i Kaczyńskiego ,trudne do zrozumienia .Jak Kłamstwa Pana Jarosława Kaczyńskiego ,o Tragedii w Smoleńsku ,nie tylko .Wcześniej ,wykorzystując możliwość uzyskania tajnych dokumentów,wykorzystując podsłuchy .Obecnie wykorzytujac do Publicznej Propagandy ,udając wielkiego ucziwego „patriote”Polaka.

  2. Kobajlo Zbigniew
    18 maja 2018

    Nie wiem na czym polega to pojecie ,nie jestem „pojentny”w posługiwaniu się Internetem ,jak również nie znam pojęć encyklopedi ,dotyczy wyrażeń słów.

  3. jacek2
    20 maja 2018

    Bardzo dobra analiza…Tylko autor pominął kluczową rolę , jaką w przejęciu władzy przez Kaczynskiego , odegrał Kosciół ze swym poparciem z ambon dla PIS….

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kategorie

Najpopularniejsze:


License:

This work is licensed under a Creative Commons Attribution-NoDerivatives 4.0 International License.

W blog Democracy is OK D.OK zamieszczamy teksty, których tematyka jest zgodna z ideami wyrazonymi w naszym Manifescie, jednak za tresc artykulow i wyrazone w nich opinie odpowiedzialni są tylko i wylącznie ich autorzy.