„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
MOORE, TRUMP i INNI
Charles M. Blow, „New York Times”, 16.11.2017
Przez całe życie miałem do czynienia z Partią Republikańską. Nie zgadzałem się z nią, ale przynajmniej ją rozumiałem.
Pierwsze wybory, które pamiętam, to wybory prezydenckie w 1980 roku. Miałem wtedy 10 lat. Niewiele wiedziałem o polityce i partiach. Wiedziałem jedynie, że były hodowca orzeszków ziemnych, Jimmy Carter, stawał w szranki z byłym aktorem, Ronaldem Reaganem.
To właśnie w tych wyborach po raz pierwszy Jerry Falwell i jego konserwatywny ruch Moralnej Większości wprowadzili na nowo religijny aktywizm do amerykańskiej polityki. Przemawiając na konwencji chrześcijańskich fundamentalistów w Dallas w 1980 r., Falwell zadeklarował: „W nadchodzącej dekadzie, przed nami, kaznodziejami, stoją trzy ważne zadania: po pierwsze – nawrócić ludzi, po drugie – ochrzcić ich, po trzecie – zarejestrować ich na listach wyborców”.
Aktywizm religijny był pod wieloma względami bezpośrednią reakcją na postęp, który dokonał się w latach 60-tych i 70-tych w kwestiach równości rasowej, praw kobiet i praw homoseksualistów.
W pewnym sensie główną motywacją aktywistów było wprowadzenie prawa religijnego do amerykańskiego systemu prawnego, w sposób tak naprawdę niewiele różniący się od szariatu, którego tak się obawiają i którym tak gardzą.
Razem z braćmi i matką do do późna w nocy oglądaliśmy transmisję z wyborów w 1980 roku. Kiedy stało się jasne, że aktor zwyciężył farmera, matka po cichu opuściła pokój, w którym zapanowała podniosła atmosfera smutku.
W ciągu trzech następnych dekad, jedna rzecz stała się jasna: konserwatywna prawica była prawicą religijną. To było ich credo, choć nie zawsze przekładało się na praktykę. Wyglądało, jakby bojownicy konserwatywnej prawicy przeczytali tylko połowę Biblii, na którą bezustannie się powoływali. Byli surowi i mściwi jak Bóg ze Starego Testamentu, a nie wielkoduszni i wybaczający jak Jezus z Nowego.
Wśród nich byli też hipokryci, oficjalnie potępiający wyzwolenie seksualne, a w tajemnicy oddający się rozpuście. Ich nagonka na gejów jak się później okazało była formą histerii homofobicznej.
W dzisiejszych czasach wszelka pretensje prawicy do posiadania „moralnej” wyższości i „moralnego” autorytetu ulotniły się i zredukowały do popędów, z którymi miała rzekomo walczyć: plemiennych rasowych i etnicznych lęków, paniki i wrogości, patriarchatu, seksizmu oraz strachu przed pełną akceptacją ludzi LGBT.
Pobożność jest teraz dodatkiem. Motorami napędowymi stały się: gniew, strach przed rozmyciem się tożsamości kulturowej i obawa o utratę przywilejów, które zapewniały bezpieczeństwo fizyczne i zabezpieczenie finansowe.
W naszej najnowszej historii można wskazać wiele przykładów, kiedy religijna prawica zdecydowała się porzucić zasady i resztki godności, byle tylko dorwać się do władzy i dać upust swemu gniewowi. Jednak dla mnie nie ma nic bardziej wymownego niż zaakceptowanie przez nią Donalda Trumpa.
Trump, rzecz jasna, nie jest człowiekiem religijnym, chyba że ktoś uważa, iż bycie kompulsywnie i odrażająco satanicznym jest formą religijności. Trump jest podły i ordynarny. Ma maniery nosorożca. Jest patologicznym kłamcą i oszustem. Jest cudzołożnikiem. Dwa razy się rozwodził, ma dzieci z trzema kobietami. Chwalił się – zostało to nagrane – napastowaniem kobiet. Mówi, że nigdy nie prosił Boga o przebaczenie.
Trump był żywym przykładem całkowitego przeciwieństwa wszystkiego, za czym – wedle słów jej przedstawicieli – zawsze opowiadała się chrześcijańska prawica, a mimo to republikańscy wyborcy albo zatkali nosy, albo wznieśli w górę pięści i zagłosowali na niego.
Gniew, który zrodził Trumpa był śmiertelnym ciosem dla religijnych pryncypiów Republikanów. Jeśli byście teraz zapytali, czym są wartości Partii Republikańskiej, nie wiedziałbym, co odpowiedzieć. Widać tylko regres, kult bogactwa, nacjonalizm i supremację białych. To chyba wszystko. Nie widzę tu już Chrystusa.
W konsekwencji mamy byłego sędziego Sądu Najwyższego Alabamy, Roya Moore’a, który ubiega się o mandat senatora z ramienia Republikanów [ostatecznie Moore nieznacznie przegrał z kandydatem Demokratów – red.]. Na Moorze ciążą liczne oskarżenia o niewłaściwe kontakty seksualne z niepełnoletnimi kobietami w czasach, gdy jako trzydziestoparolatek był prokuratorem okręgowym.
Oskarżenia są poważne, a jednak Moore zdecydowanie (i krzykliwie) je odrzuca. Ktoś tutaj parszywie kłamie. Jeden jego głos przeciw wielu głosom oskarżycielek. A pamiętajmy jeszcze o ludziach, którzy opowiadali dla „The New Yorkera” o tym, jak Moore’owi zabroniono wstępu do lokalnego centrum handlowego, ponieważ molestował dziewczynki.
Najbardziej niepokoją – i zarazem wiele mówią – wygibasy intelektualne, jakimi zwolennicy Moore’a próbują go bronić.
Mogliby po prostu mówić, że nie dają wiary oskarżeniom. Ale tego nie robią. Mówią: „A nawet jeśli tak było…”, sugerując, że pedofilię można zaakceptować, jeśli jest się orędownikiem jakiejś innej sprawy. Przypomnę, że zagrożenie pedofilią jest tradycyjnym stereotypem, którym posługują się religijni konserwatyści przeciw homoseksualistom, by usprawiedliwić swą niechęć do przyznania im równych praw.
Najpierw bezsensownie porównali zarzucany Moore’owi kontakt seksualny z czternastolatką do związku między biblijnymi Józefem a Marią, co może tylko powodować odruch wymiotny. Jednak upadek zasad i moralne zagubienie współczesnej prawicy najlepiej oddaje tweet Davida Horowitza, autora książki The Politics of Bad Faith (Polityka złej wiary), który napisał:
„Moim zdaniem Moore jest winny tego, co mu zarzucają. Ale 1) to wydarzyło się 30 lat temu, & 2) nie można go wycofać z listy kandydatów, & 3) wybór demokraty wzmocni partię, która broni takich kryminalistów, jak: Obama, Clintonowie, Holder, Lynch, Abedin, Cheryl Mills, etc., & ich zbrodnie są o wiele, wiele gorsze”.
Moore jest „winny tego, co mu zarzucają”, ale ci ludzie wolą diabła od Demokraty. To już nie są sztywne zasady religijne, to ideologiczny ekstremizm w Bliskowschodnim stylu. To światopogląd, który rujnuje państwo.
„Religijna prawica” jako idea jest martwa. Są ludzie religijni, wielu z nich na prawicy, ale idea religijności jako idei organizującej konserwatystów minęła. Trump pomógł ją ukatrupić. Obecna inkarnacja konserwatyzmu spaliła swój krzyż i wzniosła złotego cielca Trumpizmu w jego miejsce.
Trump jest nową religią prawicy.
Tłum. NQ i BH
Najnowsze komentarze