„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Na początku nie zwracano na niego uwagi, nie miał odpowiedniej prezencji, ani potoczystej wymowy proroka, ale wkrótce jego upór zaczął przynosić efekty. Ludzie gromadzili się, bo wokół niepozornej postaci w niemodnym garniturze potężniała z każdym słowem jakaś energia i przyciągała kobiety z torbami pełnymi zakupów, emerytki z pustymi portfelami, matki zamartwiające się o dzieci, licealistów na wagarach, bezrobotnych bez nadziei (…). Zaczęli słuchać słów Jana Kołka, a im więcej ludzi stało wokół niego, tym więcej napływało, wieść o proroku z wałbrzyskiego rynku dotarła do dalszych dzielnic i przekroczyła rogatki miasta (…).
Nadchodziło coraz więcej ludzi, spływali z zaułków i bram starych kamienic, przenikali przez szpary w chodniku z kopalnianych korytarzy. Wyrastali wokół nas na wskroś przejęci oczekiwaniem i już trochę zwarzeni (…). Młodzieńcy łysi i świeżo pryszczaci, którzy wcześniej śmiali się z nas, zapachnieli piwem, potem, chęcią pilną na coś. Pasowałyby do nich kije bejsbolowe.
– Jest, przyszedł – zaszumiał tłum. – Wybawiciel z naszej męki, Jerzy Łabędź, orzeł biały.
Gruba Pani z Wąsem doszlusowała akurat na wielkie wejście Łabędzia i zrobiła sobie miejsce za pomocą dwóch mocnych ruchów bioder.
– Pani się posunie! Uf – sapnęła – żem się zmachała. – I jak nie ryknie: – Syn Jana Kołka! Nasz wybawiciel!
(…)
– Jestem z wami! – to były pierwsze słowa, które wypowiedział Łabędź, brawa, brawa poszybowały ku ciemniejącemu niebu jak stado wróbli. Okazało się, że pryszczaci młodzieńcy byli odpowiedzialni za oświetlenie imprezy. Jeden rozdawał właśnie zgromadzonym świeczki, „świeczuszki dla pani, pana, świeczuszki, zapałeczki”. (…)
– Zanim to wszystko się zaczęło, przyniósł raz swoje wiersze, żeby mu wieczór zrobić, pomóc w publikacji – szepnęła Celestyna. Pamiętam początek jednego: Ze szczytu wzniesień me oczy jasne ku wyższej wspięły się idei. (…)
– A co na to wszystko księża? – zapytałam szeptem.
– Trzymają się z daleka, ciepłe kluski. (…)
– Me oczy jasne ku wyższej wspięły się idei – przemówił Łabędź – i widzą was tu dziś tak tłumnie zebranych, aż serce me się raduje, że tak licznie przybyliście. Jestem z wami!
(…) Przybyła jeszcze jedna mała grupka, wbiła się w tłum przy nas i przez chwilę mocowała się z własnymi transparentami. Na pierwszym: „Matka Boska Bolesna Królowa”, na drugim: „Ręce Precz od Męki J. Kołka”, na trzecim czerwonymi literami: „Nie Prowokacji Wrogów Figury”.
– Cóż, że nikczemnicy na swą głowę nie ściągają nienawiści, bo są bardzo zabłoceni i zbyt bardzo znikczemnieni – mówił Łabędź. – Ludzie czyści, do których ostatnie słowo i o których w końcu napisze historia naszej męki niefałszywa.
– Prawda! Zafałszowana historia! – odezwali się starsi panowie jednym głosem. – Prawdę na jaw wyciągnąć trzeba.
– Bo mataczą.
– Oszukują i kiwają.
– Polskę nam zdrajcy rozprzedają.
(…)
– Historia napisze o misterium naszej polskiej duszy – Łabędź tymczasem rozpoczął nowy wątek – czerwonymi jak krew nasza literami przelana i wtedy prawda o znikczemnieniu wyjdzie na jaw niesfałszowana.
– Krew nasza przelana – podchwycił tłum.
– Omękamamękamam – włączyła się solo Staruszka we Fiolecie.
– Pani to gówno wie o męce – szybko usadziła ją Pani z Wąsem.
Fragmenty książki „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator (wyd. W.A.B. 2012), nagrodzonej NIKE w 2013 roku.
Najnowsze komentarze