web analytics

DOK – Democracy is OK

„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)

Nosorożcjada

[rzecz o dobrowolnej regresji]

Jan Gondowicz



W trzecim rozdziale Księgi śmiechu i zapomnienia Milana Kundery dwie amerykańskie studentki usiłują przeniknąć sens sztuki Eugene’a Ionesco. Czemu ludziom wyrasta tam z czoła róg nosorożca? – „Może to symbol falliczny? – docieka ta bardziej wyzwolona. – Ale dostają go i kobiety!”. – „Już wiem – replikuje druga – to atrybut komiczny!” I wybuchają obie chichotem intelektualistek.

W naszej części Europy ani w 1959, roku prapremiery Nosorożca, ani w 1979, kiedy wydał swą powieść Kundera, ani teraz symbolika tej sztuki nie nastręczała problemów. „Najłatwiejszą sztuką Ionesco” nazwał ją nawet w swej sławnej monografii Teatr absurdu (1962) Martin Esslin (rodem spod Budapesztu). Autor sztuki nie krył zresztą kłopotów z wyborem zwierzątka, którego absolutnie nie sposób polubić.

A jednak nie takie to proste. Dość wrócić do Księgi śmiechu i zapomnienia. „Wszyscy ludzie, opętani pragnieniem upodobnienia się do siebie, stopniowo zmieniają się w nosorożce” – streszcza sztukę Ionesco narrator. Naprawdę stopniowo? Może raczej kolejno? I czy o to w niej chodzi, by być takim, jak inni? Albo inaczej: czego Kundera zdaje się nie rozumieć?

Fatalna żądza upodabniania się do innych,

którą socjolog religii René Girard zwie przymusem mimetycznym, istnieje i odgrywa swą rolę w kryzysach społecznych, gdy tłum rusza rozszarpać jakichś obcych, a także na co dzień, gdy dla świętego spokoju poddajemy się presji konformizmu. O żadnym z tych czynników Ionesco nie zapomina. Postacie sztuki (oraz nieprzedstawiona reszta ludzkości) zmieniają się w nosorożce, żeby poczuć się w kupie i dlatego, że anonimowym więcej wolno. Ale przecież nie w tym rzecz.

Ionesco jak nikt przed nim pokazuje, że znosorożcowanie się jest dobrowolną regresją. Te stworzenia (przepraszam nosorożce realne) są szpetne, brutalne i tępe. Napawają się cudzym strachem i własną zdolnością destrukcji. Przemiana w nosorożca to abdykacja z człowieczeństwa. Coś widać było takiego w kondycji ludzkiej, czego nie dało się już wytrzymać. Od czego zaraza nosorożycy wyzwala. Co to takiego? Może konieczność liczenia się z innymi, hamowania agresji, ponoszenia odpowiedzialności, udawania pozytywnych uczuć, trzymania poziomu? Od tego wszystkiego rola nosorożca radykalnie uwalnia. Dostaje się grubą skórę, której nie przebije żaden argument. Na oponentów dostaje się ostry róg. Dostaje się wstrętny wygląd i styl bycia, na których można polegać, bo to nie żadne mrzonki, lecz oczywista oczywistość. Jest się więc posiadaczem prawdy. Tą prawdą jest bezwstyd.

Bezwstyd, w którym można poczuć się wreszcie sobą. Jestem nosorożcem, i co mi zrobicie?

I tego właśnie nie chciał napisać Kundera. Bo i on kiedyś był nosorożcem. Gruboskórnym, agresywnym, bezwstydnym. Napawał się cudzym strachem i własną zdolnością destrukcji. Potem przeszedł, jak wiemy, przemianę, odzyskał sumienie, poczuł wstyd. I w szeregu książek opisał walkę humanizmu z nosorożcowością, tę Iliadę XX wieku, nosorożcjadę (słowo paskudne jak samo zjawisko). Ale wspomnienie uwiera. Dlatego Kundera nie pisze, że Nosorożec traktuje o degradacji człowieczeństwa. Woli napisać, że chodzi o konformizm. I stąd pokpiwa nie tylko z młodych Amerykanek, lecz i z samej sztuki Ionesco.

Ale fakt: nierozumienie jest jakoś z tą sztuką zrośnięte. Nikt tu nikogo nie przekona, bo w gruncie rzeczy w grę wchodzą instynkty. Gdy je dopuścić do głosu, droga do znosorożcowienia staje otworem. Powody zawsze się znajdą. Bo resentyment, bo strach, bo wola mocy, bo ciekawość, bo autentyczność, bo seksapil. Bo

będąc nosorożcem nie trzeba myśleć, a myślenie boli.

Wystawia się czasem Nosorożca bez pierwszego aktu. Tej idyllicznej francuskiej kawiarenki w małym miasteczku, w niedzielne południe, jakby zaczerpniętej z filmów René Claira czy Jacquesa Tati. Miejsca, gdzie przychodzi się w kapciach wypić kawę z croissantem albo aperitif, gdzie wszyscy się znają. Z tego to punktu możemy ujrzeć pierwsze niepojęte zdarzenie: galop przez ulicę nosorożca. I drugą galopadę, podczas której nosorożec już kogoś zabija – cóż, że to tylko kot?

Pomijanie tej ekspozycji jest błędem, gdyż demonstruje ona tę podstawową dla Ionesco kwestię, że nikt się z nikim nie może dogadać. Rzecz nie w tym tylko, że nastrój oscyluje w pobliżu awantury: Bérenger, główny bohater sztuki, musi wciąż znosić docinki Jana, knajpiarz beszta ciągle kelnerkę. I nie w tym nawet, że kontrowersja zapętla się beznadziejnie wokół pytania, czy nosorożec był jednorogi (indyjski) czy dwurogi (afrykański). A jest to sedno sprawy, bo ustalenie tego faktu pozwoliłoby stwierdzić, czy nosorożec był ten sam, czy też inny: jak inny, to były dwa, a jak dwa, może być ich więcej…

Ważniejsze, iż pierwszy akt uświadamia, że oprócz nosorożca w akcji bierze udział jeszcze jedna istota osobliwa, spoza prawdopodobieństwa: Logik. Skąd w kawiarence na rogu wziął się akurat Logik? Logików w normalnym kraju, powiedzmy takim jak Francja, jest nie więcej niż nosorożców. Pojawienie się takiej figury to wyłom w porządku rzeczy. Tylko znacznie mniej spektakularny od nosorożca w galopie. Lecz równie niebezpieczny. Logik bowiem, jego przemądrzałe paralogizmy, zabijają wszelką możliwość porozumienia. Ilekroć się wtrąca, zatruwa władze dyskursu. Robi wszystko, by sprawę nosorożca zaciemnić. Język, który rzekomo uściśla, zmienia się w bełkot, wycieka z niego sens. I śladem tej zarazy już w następnym akcie zaczyna się szerzyć zaraza nosorożycy. Jedna umożliwia, zapowiada i toruje drogę drugiej. Są w gruncie rzeczy tożsame.

To wszystko jest bardzo śmieszne, bo obumieranie języka: fałszywe wnioskowania, absurdalne hipotezy, zawłaszczanie słów i pojęć, maskowanie przy ich pomocy prawdziwych motywacji, ma swój wymiar komiczny. Budzą śmiech: jak można pleść takie bzdury! To – mówi się – nie do wiary! Coś pokrewnego fizjonomiom dyktatorów: jak można było dać się nabrać na ten fryzjerski wąsik, ten tłusty kosmyk, tę szczękę buldoga, te dzioby na gębie, suchą rękę i mikry wzrost? A jednak wszystko to, choć komiczne, okazało się też nieodparte, jak nieodparte są w sztuce Ionesco poryki nosorożców. Ryki, ofiarujące ludziom, istotom stadnym, więź zrabowaną mowie.

Gdy ginie język, wyrastają rogi.

Jan Gondowicz, wybitny badacz tekstu, eseista, tłumacz z czeskiego, francuskiego i rosyjskiego. Autor m.in. Zoologia fantastyczna uzupełniona (2007), Duch opowieści (2014), Pan tu nie stał. Artykuły drugiej potrzeby (2011), monografii Brunona Schulza, Jerzego Nowosielskiego i Jerzego Dudy-Gracza.

Tekst pierwotnie ukazał się w miesięczniku „Nowe Książki” (7-8/ 2017). Za możliwość opublikowania u nas dziękujemy Autorowi i Redakcji pisma. Artykuł znajdzie się także w książce Jana Gondowicza Wyobraźnia zbuntowana, która ma się ukazać niebawem.

(Visited 376 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Information

This entry was posted on 18 listopada 2017 by in FB, KULTURALNIE and tagged , , , , , , .

Kategorie

Najpopularniejsze:


License:

This work is licensed under a Creative Commons Attribution-NoDerivatives 4.0 International License.

W blog Democracy is OK D.OK zamieszczamy teksty, których tematyka jest zgodna z ideami wyrazonymi w naszym Manifescie, jednak za tresc artykulow i wyrazone w nich opinie odpowiedzialni są tylko i wylącznie ich autorzy.