„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Paryski wieczór. W wypełnionej po brzegi sali rozpoczyna się debata z udziałem Tomasza Piątka, dziennikarza „Gazety Wyborczej”, który kilka dni temu otrzymał nagrodę Reporterów bez granic 2017. W naszych szeregach – organizującego debatę ADDP – Stowarzyszenia Obrona Demokracji w Polsce – panuje pewna nerwowość, ponieważ wśród publiczności rozpoznajemy aktywistów paryskiego Klubu Gazety Polskiej, którzy specjalizują się w zagłuszaniu naszych manifestacji krzykami lub … modlitwą. Oni też znają nasze twarze, od dwóch lat filmują nas i fotografują, dzięki czemu staliśmy się bohaterami artykułów prawicowych portali o zdradzieckiej Polonii. Obserwujemy się nieufnie, rzucając sobie ukradkiem niby przypadkowe spojrzenia. Takie z gatunku „kto pierwszy wyciągnie siekierę?”, jak to ujęła koleżanka z Podkarpacia. Cóż, paryska ulica też PiSem podzielona…
Faszyści w skórze patriotów
Jean-Yves Potel, politolog specjalizujący się w tematyce Europy Środkowo-Wschodniej, rozpoczyna debatę nawiązując do marszu„narodowców”, który odbił się szerokim echem we francuskiej prasie. Aby zilustrować stan polskich mediów, zwraca uwagę na fakt, że telewizja zwana narodową przedstawiła tę demonstrację nienawiści, rasizmu i zaściankowo-narodowego katolicyzmu jako niezwykle udany, pacyfistyczny przejaw żarliwego patriotyzmu polskich obywateli. Wspomina też o inicjatywach totalnie przez nie zignorowanych, o trzynastu gniewnych kobietach, które zagrodziły drogę osiłkom z falangami na rękawach oraz o zdjęciach profilowych 11.11 bez nienawiści. Od soboty targają mną sprzeczne uczucia. Z jednej strony zdaję sobie sprawę z konieczności informowania obecnych tu dziennikarzy i przedstawicieli NGO o sytuacji w Polsce, z drugiej jest mi potwornie wstyd za ten marsz, za ohydne hasła, za wykrzywione nienawiścią gęby „prawdziwych Polaków”. Ale chyba najbardziej za powszechną obojętność tych od „ja to się tam polityką nie interesuję”.
Polak, Węgier – dwa bratanki
Zapytany o sytuację polskich mediów, Piotr Moszyński, korespondent „Gazety Wyborczej”, stwierdza, że tak jak na Węgrzech celem polskiego rządu jest wywarcie presji na akcjonariuszy niezależnych organów medialnych, aby je wykupić lub zlikwidować. „Nie zrobili tego jeszcze, bo nie mają całkowitej kontroli nad systemem sprawiedliwości. Teraz sprawa jest prawie załatwiona, więc zaczną działać. Atak na media nastąpi prawdopodobnie jeszcze jesienią tego roku”.
Laszlo Liszkai, były korespondent „Le Monde” w Budapeszcie, żartuje z przekąsem, że Węgry są szybsze od Polski, bo tam już wolne media w ogóle nie działają. Ostatni opozycyjny dziennik „Nepszabadsag” zlikwidowano dokładnie rok temu. Pamiętam wzburzenie węgierskich koleżanek i kolegów, wraz z którymi uczestniczyłam wtedy w konferencji o społeczeństwie obywatelskim. Liszkai tłumaczy, że jedynym kanałem obiektywnej informacji jest obecnie blogosfera. Dzieje się tak, ponieważ media internetowe mają niskie koszty funkcjonowania, a zatem taktyka finansowej pacyfikacji zastosowana wobec mediów tradycyjnych jest mniej skuteczna. Według Liszkaia, różnica między Polska a Węgrami to stan opozycji. Na Węgrzech Orban posiada aż dwie trzecie posłów w parlamencie, co pozwala mu na robienie z państwem tego, na co ma ochotę. Opozycję lewicowo-liberalną Orban rozmontował, a partie, które jeszcze funkcjonują, toczą ze sobą bratobójczą wojnę. Skrajnie prawicową partię Jobbik premier wykorzystuje instrumentalnie, po cichu jej sprzyjając, a oficjalnie krytykując za radykalizm. Cóż, poza imponująca większością parlamentarną, dającą możliwość zmiany konstytucji, sytuacja wydaje się analogiczna…
Polskie choroby zakaźne
Przedstawicielka Reporterów bez granic, Pauline Adès-Mével, mówi o coraz bardziej agresywnej postawie rządu i popierających go kręgów kościelno-medialnych wobec dziennikarzy opozycyjnych. Wspomina o egzorcyzmach, którym członkowie inicjatywy o nazwie Krucjata Różańcowa poddali redakcję Gazety Wyborczej w grudniu 2015 r. „Nagroda (dla Tomasza Piątka – przyp. red.) to próba zwrócenia uwagi na to, co się dzieje w kraju Unii Europejskiej, uważanym dotąd za wzór do naśladowania”. Podobne są odczucia Bertranda Pecquerie’ego, który zabrał głos w imieniu wspierającego Piątka międzynarodowego stowarzyszenia redaktorów naczelnych Global Editors Network. Niepokoił się, że „to, co się dzieje na Wschodzie może zarazić zachodnią Europę”. Dominique Guibert, przedstawiciel Ligi Praw Człowieka (Ligue des Droit de l’Homme – LDH) podkreślił, że celem tej organizacji jest walka o uniwersalny charakter praw człowieka. Wyjaśnił, że to oznacza interwencję, gdy prawa człowieka są naruszane w którymkolwiek z krajów Unii Europejskiej, bo jeśli tam są zagrożone dziś, to jutro mogą być zagrożone wszędzie.
Rosyjskie powiązania – rosyjskie metody
Bohater wieczoru, Tomasz Piątek, opowiadał o swojej książce „Macierewicz i jego tajemnice” i próbach zastraszenia, którym jest poddawany od momentu rozpoczęcia nad nią pracy. Podkreśla, że dowody na przedstawione w publikacji związki Macierewicza z rosyjską mafią i rosyjskimi służbami specjalnymi są tak rzetelnie udokumentowane, że minister nie zaryzykował oskarżenia o zniesławienie. Piątek jest ścigany za domniemane stosowanie przemocy lub groźby wobec funkcjonariusza publicznego w celu podjęcia lub zaniechania czynności służbowych (za co grozi do 3 lata więzienia) i publiczne znieważanie lub poniżanie konstytucyjnego organu RP (do dwóch lat więzienia). Jednocześnie Macierewicz arbitralnie zdecydował, że organem kompetentnym do zbadania sprawy jest prokuratura wojskowa, ponieważ dotyczy ona … ministra obrony. Beznamiętnym tonem, trochę jakby ta sprawa go nie dotyczyła, Piątek przytacza mrożące krew w żyłach epizody z ostatnich 18 miesięcy: grożenie śmiercią, śledzenie na ulicy, telefon, który sam się włącza, podczas gdy ktoś skanuje jego kalendarz, nachodzenie rodziców przez fikcyjnych funkcjonariuszy, próby publicznego kompromitowania go poprzez przypominanie jego uzależnień, mimo że od lat stroni od alkoholu i narkotyków, czy oczernianie go z powodu ewangelickiego wyznania. Na pytania dziennikarzy, czy tego typu próby zastraszenia dotykają też innych dziennikarzy, wymienia kilka równie drastycznych przypadków. O zarzutach dowiaduje się z mediów, dotąd nie dostał żadnej oficjalnej informacji o otwarciu postępowania w jego sprawie. „Macierewicz używa rosyjskich metod do ukrycia rosyjskich powiązań” – kwituje Piątek. – Celem tego donosu jest zastraszenie dziennikarzy”. Siedzący w pierwszych rzędach dziennikarze kiwają z niedowierzaniem głowami. Witamy w królestwie Ubu…
Macierewicz, czyli ojczyzna
Na koniec nie obyło się bez starcia z naszymi rodakami z innej Polski, czyli Klubu Gazety Polskiej. Nieco onieśmieleni tym, że konferencja toczy się w zasadzie po francusku i widokiem policjantów, których nieoceniona organizatorka (buziaki, J) na chwilę zaprosiła do sali, tym razem są dość dyskretni. Poza komentarzami pod nosem i po polsku, co nie wpływa znacząco na przebieg debaty, i robieniu zdjęć dla portalu niezależna.pl, w zasadzie się nie uaktywniają. Dopiero po jakimś czasie pada pierwsze pytanie z tezą: „“Czy to normalne, żeby tak oczerniać Polskę?” (w tym momencie prowadzący przytomnie kończy część oficjalną spotkania). Kilkuosobowa grupa obrońców reputacji PiSu, bo nie o Polskę wszak chodzi, otacza Piątka. Zaczyna się propagandowa litania o ojczyźnie, kalaniu rodzinnego gniazda, naszych wypaczonych propagandą GW umysłach itp., itd. Protestuję nieco podniesionym głosem. Moje zdenerwowanie kontrastuje z olimpijskim spokojem Piątka, który zupełnie niestropiony składa autografy, cichym głosem racjonalnie obalając jeden po drugim argumenty klubowiczów. Na koniec zwraca się do naszych wypranych przez GW mózgów, uśmiechając się półgębkiem: „Mam to przećwiczone”. Chyba też muszę więcej ćwiczyć.
W wieczornym pociągu powrotnym na moją francuską prowincję myślę o napawającym nadzieją końcowym akcencie tej konferencji. Na pytanie, czy Polacy są gotowi bronić mediów, Piątek odpowiedział, że od kilku miesięcy jeździ po kraju, często spotyka się z ludźmi w małych miastach i miasteczkach. Na jego spotkaniach autorskich są tłumy. Wśród publiczności są też oponenci, którzy wyśmiewają koncept wolnych mediów, ale kiedy mówi im o tym, że chodzi o prawo wszystkich Polaków do obiektywnej, rzetelnej informacji, niezwiązanej z żadną opcją polityczną, głosy sprzeciwu milkną.Mam nadzieję, że tak jest faktycznie. Bo wszyscy dziennikarze świata razem wzięci, działacze NGO i politycy unijni nie obronią nas, jeśli nie będziemy bronić sami siebie…
Le monde (Alain Salles)
Libération (Aude Massiot)
La Croix (J-Chr. Ploquin)
Gazeta Wyborcza Piotr (Moszynski)
http://wyborcza.pl/7,75399,22642216,w-paryzu-o-wolnosci-polskich-mediow.html
Mediapart (Amélie Poinssot)
Najnowsze komentarze