„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
„Klepanie miski”. Taki organizacyjny kolokwializm wewnętrzny, zaadaptowany niegdyś na potrzeby opisu, czym grozi kontrmanifestowanie w czasie gdy np. Warszawą idzie brunatna fala; ta największa już za kilka dni, 11.11 – czyli Marsz Niepodległości. Proszę wybaczyć trywialność miski, czy miskizmu wręcz, zapewniam, że jest pozorna. Dobra, o co chodzi z miską. Chodzi o to, że rzeczywiście aktywny sprzeciw wobec faszyzmu grozić może poważnym uszczerbkiem na zdrowiu i życiu – na przykład owym miski sklepaniem. Przy czym, tu na moment odhalsowując od miskizmu, w pełnej powadze deklaruję, że bardziej chodzi o Weisse Rose niż Arditi del popolo. Oczywista jest więc tu uwaga wynikająca z poprzedniego zdania, że chodzi o miskizm w stronie biernej, czyli gotowość na miskę sklepaną. O co chodzi 2: chodzi o oskarżenia o prowokowanie neofaszystów.
Wprawdzie ostatnio umorzono postępowanie z mojego zgłoszenia gróźb karalnych i przemocy fizycznej na zgromadzeniu faszystów, ale jak wiadomo – życzenie śmierci pod falangą czy innym Mieczykiem Chrobrego, to jest drobiazg; obowiązujące lex nawet nie dura i nie dycha. Ale co tam ja – nieważne. Radom – nieważne. Częstochowa – nieważne. Białystok – nieważne. Przemyśl – takoż. Faszyzujące gajery i kiecki w Sejmie i Senacie – podobnie. Twierdzę jednak i mimo „incydentalne” [J. Wróbel] wszystko – to już od dawna nie jest folklor dresu i zakapturzonego kibola. Wystarczająco długo słucham prezesa choćby na Krakowskim i podlegam jego „prawom”. Prezesa delegującego po cichu działaczy ruchów nacjonalistycznych do spółek i urzędów państwowych.
Gdy dodatkowo w biernym i nieprzemocowym oporze chcesz mu się przeciwstawić, temu faszyzmowi znaczy, co to niby go nie ma, jesteś nazywana wariatem, prowokatorem oraz histerykiem, jesteś więc osobą ciężko dotkniętą miskizmem, po prostu kimś kompletnie oderwanym od rzeczywistości. Przy okazji chciałabym z całą mocą zadeklarować, że do mojej miski jestem głęboko przywiązana. Nawet ją lubię; zwłaszcza symetrię brwi i z pewnością nie chciałabym przemieszczenia żadnej z nich w okolice, powiedzmy, centralnie czołowe. Tak jest dobrze, myślę. Jeszcze bardziej niż na własnej symetrii, zależy mi na nienaruszalności misek moich tęczowych przyjaciół i rodziny, ich przyjaciół i rodzin, aż do granic, gdzie nie znam nikogo, bo i po co mam znać, skoro każdy mi nieznany, choć zdiagnozowany przez państwo jako podejrzanie śniady, nawijający w obcych gwarach, chcący schronienia nad Wisłą i nieotrzymujący go, imigrancko znienawidzony, innowierczy i bezbożny, niehetero i niechristusrex, historycznie naznaczony – do mojego kraju prawo ma? Do poczucia bezpieczeństwa w nim i dobrostanu wszelkiego?
Cholera, nie znoszę przemocy. Wszelkiej. Czy możemy to aż tak uprościć i nie chrzanić o „prowokatorach” tylko mówić o ludziach stających za najbardziej podstawowymi prawami człowieka? Próbujących zatrzymać i domagających się zatrzymania faszyzmu? Formalnie, prawnie i faktycznie? Reakcji przyzwoitości? Tu i teraz, na ulicy? Prawa człowieka, rany, aż mnie parzą dłonie gdy ten banał piszę. Bo o zapisach konstytucji czy tam przepisach prawa karnego, będących emanacją ww. praw, nawijać już hadko. Nie działają.
Wolę nie czekać, aż wyrosną na nim drzewa, na gałęziach których… Wiadomo. Aha, rachunek za ewentualną przemoc wręczę władzom państwowym i samorządowym, na ich pobłażaniu [obecnie przyzwoleniu i aprobacie], politycznym kunktatorstwie, wyrosła prawdziwa choroba nienawiści. Jesteście za nią współodpowiedzialni, za konsekwencje również. A może czekacie na więcej? Czy to też przesada i macie zwyczajnie gdzieś?
Taki więc kategorycznie imperatywny miskizm. Przyznam jednak całkiem już szczerze, że przed 11.11 średnio mi do śmiechu.
Najnowsze komentarze