„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Choć wielu Czechów uważa Babiša za „karierowicza i oszusta”, inni są jednak zdania, że ten jako multimiliarder przynajmniej nie musi – więc i nie będzie – kradł. Dla wielu wnosi on do polityki „powiew świeżego powietrza” – i już samo to im wystarcza. Ci ludzie nie docenili jednak Babiša. Biznesmen posiada dwie z najbardziej poczytnych gazet i najchętniej słuchaną stację radiową, oraz utrzymuje przyjacielskie stosunki z prywatnymi kanałami telewizji. Jego wpływy sięgają w międzyczasie tak daleko, że nawet państwowa czeska telewizja przed wyborami – dziwnym trafem – wstrzymała „na czas nieokreślony, po wyborach” emisję reportażu o kontrowersyjnych metodach stosowanych w rolniczym koncernie Babiša, Agrofert.
Obrotny miliarder zatrudnia profesjonalnych spin-doktorów, którzy każdą negatywną informację o nim pojawiającą się w mediach, niezwłocznie, dla odwrócenia uwagi, kontrują na mediach społecznościowych. Do wielu starszych i uboższych ludzi mieszkających za miastem – którzy stanowią trzon wyborców Babiša – docierają jednak głównie przechwałki i nader pozytywna samoocena chytrego polityka i miliardera. Mimo tego, Babišowi w samych Czechach postawiono już zarzuty oszustwa, a Europejski Urząd ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF) wszczął przeciwko niemu śledztwo z powodu zaistnienia podejżenia o zdefraudowanie unijnych sibwencji. Firmy koncernu Agrofert zainkasowały w 2016r. więcej państwowych subwencji, niż zapłaciły podatków.
W przeciągu niewiele ponad trzech lat, od kiedy Babiš był ministrem finansów i wicepremierem, jego własny majątek niemal się podwoił. Były minister spraw zagranicznych Karel Schwarzenberg jest zdania, że sprawa Babiša „śmierdzi aż do nieba, gorzej jeszcze niż najgorsza kupa gnoju”. Mimo że parlament odebrał mu immunitet, a prokuratura postawiła zarzuty, cwany miliarder przez cały czas udawał na swoich wiecach wyborczych prześladowane niewiniątko.
Niestety Czechy też nie są pozbawione populizmu w polityce. Zarówno prezydent Vaclav Klaus w trakcie swoich dwóch kadencji, jak i jego następca Miloš Zeman – obaj od w sumie dwunastu już lat psioczyli na „dyktaturę z Brukseli”. Nic więc dziwnego, że wielu Czechów uwierzyło w tę cyniczną retorykę, i w obawie przed „narzucaniem im rozwiązań przez siły z zewnątrz” odwróciło się od UE. Dzięki takiej propagandzie, w międzyczasie tylko jedna trzecia Czechów została jeszcze przy pozytywnym zdaniu o Unii – co jest najniższym wynikem ze wszystkich krajów członkowskich. Szef ANO potrafił skrzętnie wykorzystywać politycznie lęki i obawy ludzi. Poza tym jest jeszcze coś o czym warto wspomnieć: Babiš wyśmienicie odpowiada ciągle jeszcze głęboko zakorzenionemu w czeskiej podświadomości stereotypowi, że „dobry, oświecony dyktator nie jest zły – aby obronić kraj przed zagrożeniami z zewnątrz”…
W minioną niedzielę Babiš i jego partia ANO dostali w wyborach parlamentarnych całe 29,64 procent głosów – i tym samym wygrali wybory. Efektami wyborów z jednej strony jest porażka dotychczasowych liderów sceny politycznej jak n.p. socjaldemokratów z ČSSD, którzy dostali jedyne 7,76 procent głosów i tym samym wylądowali na ledwo więcej niż jednej trzeciej dotychczasowych głosów; z drugiej strony jest nimi masywny wzrost poparcia dla populistów, eurosceptyków bądź polityków stosujących ksenofobiczną retorykę, z których trzy partie ANO, Piraci oraz SPD (polulistyczno-ultraprawicowa) wylądowały pośród pierwszych czterech partii o najlepszym wyniku.
Jako że ANO ma ponad osiemnastoprocentową przewagę nad drugą co do wielkości partią ODS (konserwatyści o gospodarczo liberalnym profilu, z ledwie 11,32 procentami głosów), prezydent Zeman już powierzył miliarderowi misję tworzenia nowego rządu. Zemanowi nie przeszkadzało przy tym, że piastujący dotychczas pozycję ministra finansów i wicepremiera Babiš, używał swojego imperium medialnego do walki z politycznymi oponentami, oraz, że próbował doprowadzić do rozwiązania ministerstw, które potencjalnie zagrażały jego biznesowym interesom. W związku z tym, Babiš ma szansę zostać pierwszym premierem rządu w Europie, na którym w momencie powoływania na urząd ciążyłyby postawione przez prokuraturę zarzuty. Z drugiej jednak strony, nie tylko ODS już z góry zapowiedziała, że nie wejdzie w żadną koalicję z ANO, dopóki na miliarderze ciążą zarzuty prokuratorskie…
Powołanie rządu będzie więc dla Babiša nie lada orzechem do zgryzienia. Najbardziej prawdopodobnym (choć zapewne nie jedynym) koalicjantem dla ANO na chwilę obecną wydaje się być ultraprawicowa SPD. Partia ta, utrzymująca nota bene bliskie stosunki z francuską Front National oraz z austriacką FPÖ, w ostatnim czasie wypłynęła politycznie głównie na urządzonej przez siebie nagonce na muzułmanów, podobnie jak i na prawdziwych i wyimaginowanych uchodźców, jak również na swym radykalnym eurosceptycyźmie – i otrzymała w wyborach całe 10,64 procent głosów. Przywódca tej partii, niejaki pan Tomio Okamura – na marginesie syn Czeszki i Japończyka – domaga się zakazania islamu w Czechach oraz przeprowadzenia referendum na temat Czechexitu. Jego pojawienie się w czeskiej polityce zaowocuje zapewne mocnym zaostrzeniem retoryki w parlamencie – zważywszy szczególnie na fakt, że przez ostatnie lata zdobywał swoje retoryczne szlify w trakcie obwoźnych występów, z jakimi gościł w bardzo wielu czeskich wioskach…
Ignaz Wróbel
Fotografia tytułowa:
Najnowsze komentarze