„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
BORDEAUX SOLIDARNE Z EUROPEJSKIMI KOBIETAMI
Słoneczne sobotnie popołudnie. Bordeaux, Place de la Comédie. Kilkaset osób zebrało się, aby solidarnie ze wszystkimi Europejkami zaapelować o swobodny dostęp do aborcji w całej Europie. Bordeaux to jedno z 26 francuskich miast, w których odbyły się manifestacje będące odpowiedzią na apel organizacji pozarządowych o swobodny dostęp do aborcji w całej Europie i ogólnoeuropejską mobilizację w dniu 28 września, Światowym Dniu Działania na Rzecz Dostępnej i Legalnej Aborcji. W apelu, który podpisały setki organizacji z 25 krajów, autorki nawiązują do sytuacji w Polsce i walki kobiet o liberalizację przepisów w naszym kraju (tu ciągle aktualizowana lista sygnatariuszy).
W Brukseli odbyła się w tym dniu międzynarodowa manifestacja, a w ciągu ostatniego tygodnia happeningi, marsze i inne imprezy miały miejsce w kilkudziesięciu miastach europejskich. W Warszawie prostestowałyśmy 24 września przed sejmem, a w rocznice Czarnego Protestu 3 października ponownie wyjdziemy na ulice w całej Polsce.
Ta mobilizacja ma szczególny wymiar w tym roku, który zbiera smutne żniwo wśród ikon walki o prawa kobiet. Po zmarłej kilka miesięcy temu legendarnej minister zdrowia Francji, Simone Veil, która doprowadziła do legalizacji aborcji we Francji, w poniedziałek, 31 lipca, odeszła znana francuska aktorka, Jeanne Moreau. W 1971 roku, wraz z 343 innymi znanymi Francuzkami, takimi jak Simone de Beauvoir, Catherine Deneuve czy Marguerite Duras, podpisała słynny Manifest 343 dziwek, którego sygnatariuszki przyznają się do usunięcia ciąży.
Wydawać by się mogło, że nasze francuskie siostry protestują tylko w naszej sprawie. To nie do końca prawda. Zupełny zakaz aborcji na Malcie, dostęp do aborcji obwarowany drastycznymi obostrzeniami w Irlandii, na Węgrzech, na Cyprze i w Polsce to nie jedyne problemy w Europie. Nawet w krajach, w których prawo do aborcji zostało zalegalizowane, mamy lub możemy mieć do czynienia z jego kwestionowaniem poprzez utrzymanie w mocy klauzuli sumienia lekarzy (Włochy), brak istnienia odpowiednich struktur szpitalnych (Grecja, Bawaria), restrykcje dotykające personel szpitalny i likwidację ośrodków dokonujących aborcji przy okazji restrukturyzacji szpitali (Francja) oraz, we wszystkich krajach europejskich, poprzez coraz większą popularność polityków wyznających ideologię kołtuństwa, wstecznictwa i konserwatyzmu.
Buziak – receptą na wstecznictwo
Na wstępie niespodzianka, oprócz stałych bywalczyń, które z czasem stały się przyjaciółkami, natykam się na Philippe’a Poutou (‘poutou’ to potocznie ‘buziak’ po francusku), postać ciekawą, wnoszącą pewien powiew świeżości i egzotyki do skostniałej francuskiej sceny politycznej. To lider Nowej Partii Antykapitalistycznej, który zabłysnął w przedwyborczej debacie telewizyjnej, zarzucając Marine Le Pen, że jako kandydatka antysystemowa i antyeuropejska jednocześnie defrauduje europejskie pieniądze i zasłania się immunitetem europosłanki, nie stawiając się na wezwania prokuratury. Zakończył swoją słynną już tyradę stwierdzeniem, że on i jemu podobni nie mają „immunitetu robotniczego”. W wyborach prezydenckich uzyskał nieco ponad 1 proc. głosów.
Philippe, chociaż komunista, a może właśnie dlatego, to taki trochę „swój chłop”. Z rowerem, w nieśmiertelnym, znanym z mediów T-shircie i czapce z daszkiem. Nie znamy się. Zagajam rozmowę zwracając uwagę, że po kampanii wyborczej praktycznie zniknął z mediów. Odpowiada z uśmiechem i właściwą sobie przekorą: „Ja pracuję, droga pani”. (“Je bosse, Madame.”). Faktycznie, jest jednym z nielicznych polityków, który jest aktywny zawodowo, pracuje jako robotnik w fabryce Forda na przedmieściu Bordeaux. Dziękuję mu za to, że jest z nami i w kilku słowach streszczam sytuację w Polsce. Słucha uważnie, kiwa głową ze zrozumieniem. Mówi, że jego partia, a także on sam osobiście, popiera dążenia kobiet na rzecz dostępu do bezpiecznej i legalnej aborcji w całej Europie. Chętnie pozuje z nami do naszego D.OK-owego zdjęcia. Chętnie zagłosowałbym na niego w następnych wyborach, ale ta jego komunistyczna proweniencja…
Frida Kahlo też była
Na wezwanie organizatorek odpowiedziały nie tylko Francuzki. My, Polki, jesteśmy tu niejako w naszej sprawie. W ulotkach, w apelu europejskim, jak i w petycji (tu możesz przeczytać po polsku i podpisać), pod którą się podpisało się już ponad 23 tysiące osób, mowa jest o harmonizacji prawa europejskiego w kwestii aborcyjnej tak, aby wszystkie Europejki miały prawa reprodukcyjne oparte na najbardziej postępowych standardach. Jesteśmy witane bardzo ciepło, jak podczas każdej manifestacji.
Tym razem po raz pierwszy są obecne Chilijki, które kilka miesięcy temu wywalczyły w swoim kraju depenalizację aborcji w sytuacji zagrożenia życia matki i upośledzenia płodu oraz jeśli ciąża jest następstwem gwałtu. Informują mnie, że co roku w Chile dokonuje się nielegalnie, w warunkach zagrażających zdrowiu i życiu, około 120 tys. aborcji, a w więzieniach wyroki za poddanie się zabiegowi nawet w tych trzech przypadkach odsiaduje wiele kobiet. „Nie przestaniemy walczyć, póki każda kobieta nie będzie mogła decydować o swoim życiu. To ogromny problem w Ameryce Łacińskiej, ale i na całym świecie. Dlatego jesteśmy tu dzisiaj, żeby okazać solidarność naszym europejskim siostrom”. Są bardzo widoczne w dość monochromatycznym tłumie. Ubrane w robocze, pomarańczowe drelichy, z wielokolorowymi wiankami w ciemnych włosach, dumnie obnoszące się ze swoją latynoską pięknością. Maszerują z własnoręcznie wyhaftowanym, wściekle różowym transparentem ze sloganem europejskiej mobilizacji: „Aborcja – kobiety decydują”. Jedna z nich ma twarz zakrytą chustką z napisem „wolna”. Widzę tylko przenikające mnie, dumne spojrzenie jej czarnych oczu. Czuję się, jakbym miała przed oczyma reinkarnację Fridy Kahlo…
Trzymajcie modlitwy z daleka od naszych jajników
Monique, aktywistka z organizacji Planning Familial, propagującej swobodny dostęp do aborcji, antykoncepcji i edukacji seksualnej, nagle staje na środku ulicy blokując przejazd samochodów i powodując konsternację eskortujących nas policjantów na motorach. Znam ją od roku, jest drobną, starszą kobieta o krótkich, siwych włosach i jasnych, śmiejących się oczach. Pamiętam nasze pierwsze spotkanie, kiedy organizowałyśmy manifestację poparcia dla polskich protestów w październiku zeszłego roku. To było już po tym, jak PiS wycofał się ze swojego nieludzkiego projektu. Poprosiła mnie o streszczenie sytuacji w Polsce. Wysłuchała mnie z uwagą, a po krótkiej chwili milczenia swoim cichym, spokojnym głosem powiedziała coś bardzo wulgarnego, co można by przetłumaczyć jako: „Chcieli Wam dopierdolić, ale to Wy dopierdoliłyście im”. Spojrzałyśmy na siebie z moją szesnastoletnią córką, która uczestniczyła w tej rozmowie, i ryknęłyśmy śmiechem. Kontrast między delikatną, wątłą aparycją Monique i jej spokojnym sposobem bycia a tymi słowami „kibola” był niesamowity.
Ta sama, drobna, starsza pani, z mikrofonem w ręku, stoi teraz na środku jezdni wcale nie zdrożona klaksonami niecierpliwych kierowców i surowymi spojrzeniami policjantów. Jest urodzoną mówczynią. Informuje, że początkowo nasz marsz miał przejść główna arterią Bordeaux, ale ze względu na jakieś święto kościelne prefektura odmówiła nam przemarszu tą trasą. Jak stwierdza, chodziło o to, żeby nie denerwować uczestników święta. „To niedopuszczalne w kraju, w którym mamy rozdział kościoła od państwa, wolność zgromadzeń i manifestowania w obronie swoich przekonań. Jesteśmy tutaj dzisiaj, aby zamanifestować solidarność z europejskimi kobietami i przypomnieć, że nawet w kraju takim, jak Francja nie możemy spocząć na laurach. Każda ingerencja religii i ekstremizmów w sprawy państwa stwarza niebezpieczeństwo dla kobiet. Widać to na przykładzie takich krajów, jak Polska czy Chile, których przedstawicielki są dzisiaj z nami. Nie ma na to naszego przyzwolenia”. Tłum gorąco oklaskuje jej wypowiedź i skanduje: „Trzymajcie modlitwy z daleka od naszych jajników!” (Gardez vos prières loin de nos ovaires”).
Globalna hydra – globalny miecz
Jest nas około czterysta osób: rodziny z dziećmi, młodzież, osoby starsze i… zahartowane w bojach feministki, które walczyły o prawo do aborcji we Francji w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku, zanim Simone Veil, ówczesna minister zdrowia, doprowadziła do jej legalizacji w 1974 r. One wiedzą, że solidarność międzynarodowa jest nieodzowna w Europie, a nawet na świecie, bo to, co dzieje się w Polsce, może się zdarzyć wszędzie.
Trump i jego współpracownicy w Stanach, kandydaci na prezydenta we Francji (Marine Le Pen z Frontu Narodowego czy François Fillon z partii Republikanie) czy, ostatnio typowany na następcę Theresy May, torys Jacob Rees Mogg, kwestionują podstawowe prawa kobiet. To tendencja ogólnoświatowa. To prawdopodobnie dopiero początek zmasowanej, globalnej ofensywy lobby antyaborcyjnych na całym świecie. Dysponują one sporym zapleczem finansowym (tajemnicą poliszynela jest finansowanie Ordo Iuris w Polsce) i znalazły w obecnym kryzysie liberalnej demokracji podatny grunt dla swoich pseudoargumentów. Co nam pozostaje? Cóż, do odrąbania odrastających głów globalnej hydry konieczny jest globalny miecz, czyli współdziałanie wszystkich sił postępowych.
Do tego jeszcze długa droga, ale w rozmowie ze mna uczestniczki manifestacji dostrzegają też pozytywne aspekty dojścia do głosu sił konserwatywnych na całym świecie: wzrost zaangażowania i masowy, międzynarodowy charakter protestów. Było to widoczne choćby na przykładzie Czarnego Protestu w Polsce, wzięły w nim udział mieszkanki aż 180 miast, często niewielkich. Manifestacje poparcia zorganizowano w setkach miastach na świecie. Mówię im, że w rocznicę Czarnego Protestu w Polsce znowu odbędą się manifestacje. Obiecują, że będą z nami myślami.
Wszystkie jesteśmy zgodne, że walka o prawa kobiet nigdy się nie kończy, że, jak pisała Simone de Beauvoir, „musimy pozostać czujne przez całe życie”. My, siostry na całym świecie. Kończymy manifestację wznosząc w górę zaciśnięte pięści i krzycząc z całych sił znany slogan: „Solidarność kobiet na całym świecie!” (So, So, So, Solidarité avec les femmes du monde entier!”.
Natasza Quelvennec
By obejrzeć galerię, kliknij na jedną z miniatur
Najnowsze komentarze