„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Turcja ma coś z atmosfery krainy duchów; tyle tu śladów ludzi, którzy kiedyś byli nieodłączną częścią codzienności kraju. Może to być perskie, arabskie czy armeńskie słowo słyszane w ulicznym zgiełku, zardzewiały grecki szyld w małym zaułku, sefardyjski lazaret zastygły w swoim śnie Królewny Śnieżki tuż nad brzegiem Złotego Rogu, czy wenecki relief wieńczący jakąś fasadę.
W roku 1908 pewien sklep żelazny w Konstantynopolu dla swojej różnorodnej klienteli drukował paragony w pięciu językach. Turcy byli wówczas mniejszością w mieście. Potem bieg wydarzeń nabrał tempa. Najpierw pierwsza wojna światowa, ze swoimi poniżającymi konsekwencjami, kiedy to państwa zwycięskie jak stado wilków szykowały się do zagarnięcia najbardziej wartościowych części kraju – następnie szczęśliwsza odmiana losu pod rządami Atatürka i jego własna przemiana w autorytet nieomylny na każdym polu.
Imperium wielokulturowości stało się Republiką Turecką, państwem z bardzo ograniczoną cierpliwością, gdy chodziło o mniejszości narodowe. Z pomocą etnicznych podatków, obozów dla niewolników i odgórnie zarządzanych pogromów, uwolniono gospodarkę i kraj od nie-muzułmanów. Jedyną grupą, która pozostała są muzułmańscy Kurdowie, wpleceni w bardzo trudne współistnienie z Turkami.
Każda turecka rodzina ma jakiegoś „trupa w szafie”; nieturecką babcię albo pradziadka. ”Czysta” turecka krew nie istnieje. Mimo to, w prasie pełno rewelacji typu ”W żyłach polityka X płynie kurdyjska/armeńska krew!”. Może być to prawdą, równie dobrze jak wymysłem.
Laureat Nagrody Nobla Orhan Pamuk jest jednym z wielu przedstawicieli życia publicznego, którym przyklejono łatkę bycia Żydem po tym jak drwił ze świętości. Jeszcze jako chłopiec doświadczył, jak jego koledzy, jeden po drugim, będąc niemuzułmanami, opuszczali najpierw szkołę, potem kraj.
Z czasem rosła jego fascynacja dla tego osmańskiego świata, w którym tygiel różnych kultur był stanem naturalnym. Wszystkie jego książki traktują, w ten czy inny sposób, o ludziach, których już nie ma i o zaginionej osmańskiej kulturze.
Ten miniony czas władze republiki demonizowały i oskarżały. Zbliżenie się do niego wymagało zarówno odwagi, wrażliwości jak i ciekawości. Nie było to łatwe – w Stambule nie było żadnego skansenu – dopóki sam Pamuk nie sfinansował swego Museum of Innocence (Muzeum Niewinności). Ślady w głąb historii urywają się jednak w roku 1928, kiedy to reforma alfabetu zablokowała jak głazem dostęp do całej wcześniejszej kulturowej spuścizny.
Najnowsza powieść Pamuka jest karkołomną kombinacją wzlotów i nizin. Na pewnej płaszczyźnie jest to konkretny opis dwóch wymierających zawodów, studniarzy i prowincjonalnych aktorów objazdowych, takich, którzy przemierzają kraj występując w okazjonalnie stawianych namiotach. Jednocześnie jest to pełne napięć spotkanie dwóch wielkich kultur, dla których domem kiedyś była Turcja: klasycznej greckiej, której pozostałości towarzyszą turystom wzdłuż całego wybrzeża od Tracji do Syrii; i perskiej, która aż do lat 1850`zaopatrywała Osmanów w ich kulturę wysoką.
Akcja powieści, noszącej bardzo pamukowski tytuł ”Kobieta o rudych włosach”, rodzi się ze spotkania, a może raczej z próby sił, miedzy dwoma nieśmiertelnymi dziełami literatury klasycznej, ”Królem Edypem” Sofoklesa i „Szahname” Ferdousiego. Edyp nieświadomie zabija swego ojca, a w „Szahname” król Rostam nieświadomie zabija swojego syna Sohraba. Jednak przesłanie powieści Pamuka, czego szybko domyśla się czytelnik, nie wiedzie do dawnych Teb ani Persji, ale do współczesnego państwa, które także napotyka mroczne przeznaczenie.
Oto co na ten temat sam pisarz:
– W inscenizacjach i filmatyzacjach „Szahname”, które są bardzo popularne w islamskich krajach, widzimy niezmierzoną rozpacz Rostama nad zabitym synem. Dla mnie jest to obraz obłudnej, autorytarnej kultury, w której żyjemy. Melodramatyczny płacz Rostama legitymizuje wieczny autorytaryzm, jakim my, Turcy przesiąkamy, jaki wdychamy przez całe nasze życie. W oglądanych filmach, w nagłówkach gazet, w przemądrzałych naukach naszych nauczycieli wuefu, powtarzano nam zawsze, że krew, przemoc i ucisk są konieczne by chronić państwo, bronić narodu, stać na straży jego organicznej jedności.
– Wszystkie te retoryczne elementy mają legitymizować ojcowską przemoc i usprawiedliwiać okrucieństwa państwa wobec nas. Bo cóż to za ojciec, który zabija swoje dzieci? A taki to, który nie ma wyboru, on nie chce dla nas niczego złego, ale – jak Rostam – chce tylko wygrać wojnę, zbawić naród, ratować społeczeństwo, utrzymać republikę!
Na pierwszy rzut oka wydają się te schematy być polityczne – mówi Pamuk – bo w polityce widać je najwyraźniej.– Ale są one przede wszystkim kulturowe. Legitymizacja przemocy państwa wobec nas trwa w tych dniach na całego, ale moja książka nie jest komentarzem do obecnej sytuacji, a raczej diagnozą pewnej kultury, która nieustannie trafia na ten sam utarty szlak, i której sternicy zawsze imają się tych samych retorycznych sztuczek by udawadniać, że mają czyste ręce. Czy czytelnicy to zrozumieli? Że w zbrodni tego młodego studniarza i w jego miłosnej nocy z rudowłosą aktorką chodzi naprawdę o tak trudne i ponadczasowe sprawy? – Tak, rozumieją. Wszyscy jesteśmy uciśnieni. Nie możemy podnieść głosu, ale wszyscy wiedzą co dzieje się w tym kraju, czytelnik to rozpoznaje również w umownym krajobrazie powieści.
W ciągu czternastu miesięcy jakie minęły od ukazania się powieści w Turcji, sprzedano 360 tysięcy egzemplarzy ”Kobiety o rudych włosach”, to rekord wśród książek Pamuka. Ale może, jak mówi ze śmiechem, dlatego, że jest taka krótka, i tania –ceny książek w Turcji ustanawiane są na podstawie kosztu papieru.
Znakiem szczególnym Pamuka jako rozmówcy jest bardzo specyficzne łączenie żartu i głębokiej refleksji, a także fenomenalna wprost zdolność wyczucia kontekstu drobnych szczegółów.
Zanim przeczytałem pierwszą linijkę jego tekstu, wtedy kiedy jeszcze w wielkim świecie mógł poruszać się incognito, nasz wspólny znajomy poprosił mnie abym go zabrał na spacer po starej Jerozolimie. To był mroźny zimowy dzień, starsi mężczyźni w meczecie Al-Aksa ogrzewali dłonie zachłannie zaciskając je wokół szklanek gorącej herbaty. ”Dobrze znam ten obrazek”, powiedział Pamuk, ”taki sam tworzą mężczyźni w prowincjonalnych meczetach Anatolii”. ”Coś religijnego?” zapytałem. ”Nie”, odpowiedział, ”to jest obrazek świata bez kobiet.”
Nie miał tego dosłownie na myśli. Chodziło mu o świat bez romantyczności, bez erotyki i bez niespodzianek, świat, w którym tradycja zawsze liczy się bardziej niż jednostka.
Już wtedy, w czasie całkiem innego, bo świeckiego i przyjaznego zachodowi reżimu, wpadał Pamuk wielokrotnie w tarapaty. Właśnie miał być oskarżony ze słynnego paragrafu 301 za ”obrazę tureckości”. Kiedy w 2007 roku zamordowano jego przyjaciela, armeńskiego publicystę, Hranta Dinka, ekstremiści zgromadzeni w sali sądowej wołali ”Pamuk następny!” Wówczas uchwałą rządu, wszystkim, którzy mieli być oskarżeni z paragrafu 301 przyznano śledzących ich policjantów. I jeszcze dziś, po dziesięciu latach, spacery z Pamukiem odbywają się pod okiem jednego lub kilku dyskretnych agentów.
Minęło kilka tygodni od referendum w sprawie nowej konstytucji; tu i ówdzie słychać głosy rozpaczy wśród ludzi pióra.
Ale nie u Pamuka:
– Połowa Turków powiedziała „nie” propozycji rządu. Wybrzeże zachodnie i duże miasta powiedziały nie. Nowoczesna Turcja powiedziała nie. Co przykre, to to, że nie ma aktywnej opozycji, która podjęłaby walkę i zjednoczyła siły oporu. Nacjonaliści i partia prokurdyjska nienawidzą się wzajemnie bardziej niż nienawidzą rządu. I nie zapominajmy, że duża partia CHP pomogła reżimowi wsadzać ludzi do więzienia, to hańba!
W latach 2010 -2011 wolność słowa w Turcji była respektowana bardziej niż kiedykolwiek. O tego czasu, w przebiegu dramatycznych wydarzeń, dziesiątki tysięcy wcześniejszych sympatyków rządu znalazło się w więzieniach, prace straciło jeszcze więcej. Celebryci, których uznano za zbyt sławnych by się do nich dobrać, muszą trzymać język za zębami, i dobrze zastanawiać zanim pozwolą się cytować.
– Tak wielu z moich przyjaciół po piórze jest w więzieniu za to, że wspierali zeszłoroczny pucz albo z powodu innych bezpodstawnych oskarżeń. Nie mamy już wolnej prasy. Szybko oddalamy się od Europy i od europejskich wartości, jesteśmy na drodze, by stać się wyizolowanym, autorytarnym państwem.
Pamuk nadal się wypowiada i odwiedza sale sądowe gdzie jego koledzy są oskarżani za wymyślane przestępstwa. Jak długo będzie mógł to robić? Czy to nie czas by stać się bardziej ostrożnym?
– Nie można odwracać się plecami do tego co się dzieje. Milczenie znaczyłoby utratę szacunku do samego siebie. Nie można odwracać się od ludzi zdesperowanych, których zamyka się za krytykę wojny z kurdyjską partyzantką, czy zupełnie bez powodu.
Wielu z przyjaciół i znajomych Pamuka już osiedliło się w innych krajach. Ze swoimi możliwościami, swoją profesurą na Uniwersytecie Columbia i swoim mieszkaniem w Nowym Jorku, mógłby z łatwością wywiesić białą flagę i czekać na lepsze czasy na wygodnej emigracji. Jednak podobnie do innych swoich sławnych kolegów, uważa Pamuk, że zbyt wczesny wyjazd byłby zdradą.
Na krótko przed referendum zwróciła się do niego gazeta Hurriyet, jedno z ostatnich mediów walczących z władzą, z propozycja wywiadu, w którym mógłby wypowiedzieć się bez ogródek na temat głosowania. Zrobienie tego nie byłoby rzeczą całkiem bezpieczną. Kiedy znany doradca premiera Etyen Mahcupian zaangażował się po stronie przeciwników referendum, natychmiast musiał skonfrontować się z niewiarygodnymi oskarżeniami pod swoim adresem w pro-rządowej prasie.
Pamuk wypowiedział się dla Hurriyet, bez owijania w bawełnę mówiąc o wadze zagłosowania przeciw nowej konstytucji. Wóz albo przewóz. I nic z tego nie wyszło. W ostatniej chwili zawiodła odwaga gazety. Nie zdobyła się na opublikowanie wywiadu. Hurriyet zamieszcza nadal warte uwagi teksty, ale opór dziennika, po dziesięciu latach nękania i podatkowych szykan, został złamany.
Pamuk nie chce, by czytelnicy ulegli wrażeniu, że “Kobieta o rudych włosach”, ze swymi klasycznymi odniesieniami i politycznym przesłaniem, jest akademickim numerem akrobatycznym, książką, która obchodzi tylko intelektualistę.
– Książka ma swoje podstawy w świecie mitu, ale ziarno, które w opowiadaniu kiełkuje, pochodzi z własnych, bardzo zwyczajnych doświadczeń. Lato 1989 spędzałem na wyspie Heybeliada, na morzu Marmara, i pisałem “Czarną księgę”. Na sąsiedniej działce kilku robotników budowało studnię. Przychodzili do mnie prosząc o wodę, dostęp do prądu i zaznajomiliśmy się ze sobą. Pewnego dnia powiedziałem im, że jestem pisarzem i poprosiłem o wywiad na temat ich zawodu.
Nagrania rozmów z robotnikami dały Pamukowi wgląd w żmudne rzemiosło budowania studni a powieści tło i element wprowadzający nastrój:
– Myślałem i myślałem o tych robotnikach i ich ciężkim życiu – wstawali ze słońcem a kładli się zanim ja siadałem do kolacji. Wiedziałem, że pewnego dnia będę mógł wykorzystać to, czego mnie nauczyli.
Pamuk wywodzi się, jak sam mówi, z rodziny inżynierów. Sam studiował architekturę i zależy mu na postawieniu porządnych rusztowań zanim zacznie budowę powieści.
Wiesz, jaki będzie koniec kiedy zaczynasz?
–W dużej mierze. Ale nie w najmniejszym szczególe. Powieść jest jak drzewo, nikt nie widzi dokładnie tysięcy wszystkich jego liści. Pień i gałęzie mam jednak od początku. Dlatego nigdy nie zdarza mi się ”pisarski skurcz”. Jak ugrzęznę w jednym rozdziale, skaczę do przodu w fabule i tam kontynuuję.
Na pozór jest “Kobieta o rudych włosach” kompletnym przeciwieństwem poprzedniej powieści Pamuka, przepastnego, wielostronicowego dzieła ”Dziwna myśl w mojej głowie”.
Tę książkę, której tytuł zaczerpnięty jest z frazy Wordswortha “A strangeness in my mind”, autor pisał przez sześć lat i, jak dodaje: – to powieść w rodzaju Dickensa, ale bez dickensowskiego sentymentalizmu, który jest nie do wytrzymania.
– Kocham język Dickensa, jego postacie i tematy, ale nie wytrzymuję jego melodramatycznych rozwiązań.
“Dziwna myśl w mojej głowie” może być czytana na wiele sposobów. Ja czytałem ją częściowo jako podręcznik socjologii o metamorfozie Stambułu mającej miejsce od czasu lat szkolnych Pamuka; ze zrozumiałego, o przyswajalnego choć wielomilionowego miasta do dzisiejszego, ciągle ewoluującego rozmachu, niekontrolowanego wzrostu, spekulacji ziemią, ciemnych afer, opacznie umiejscowionych wieżowców i pozbawionej wyobraźni polityki władzy.
Poprzez trwające na przestrzeni lat i toczące się w labiryncie wielkiego miasta przygody ulicznego sprzedawcy Mevlüta, czytelnik może wyobrazić sobie jak ten bezkształtny miejski chaos narasta. Mevlüt jest jak wszyscy inni nowi mieszkańcy Stambułu, urodzony w zakurzonej anatolijskiej wiosce, w całkiem innym świecie. Jakkolwiek swojsko nie czułby się w plątaninie ulic, nigdy nie przezwycięży obcości, nie tak różnej od tej, jaka była udziałem wielu Szwedów podczas naszej fali przeprowadzek do dużych i podobnie nieprzyjaznych miast.
I had melancholy thoughts…
a strangeness in my mind,
A feeling that I was not for that hour,
Nor for that place.
William Wordsworth
Czy sprzedawca jogurtu Mevlüt, poza wszystkimi różnicami klasowymi i zawodowymi, to Orhan Pamuk?
– Jego romantyczne marzenia, jego logika, jego humor, noszą jakieś moje ślady. Jego sny, jego sposób tłumaczenia sobie cieni podczas ciemnej nocy i widzenia ich jako groźne psy… Tak, tam są podobieństwa. Było dla mnie ważnym by przedstawić Mevlüta jako osobę przeciętną, zarówno pod względem ekonomicznym jak i społecznym, ale jednocześnie jako postać żywą i wiarygodną.
Jeśli ta powieść była epicką kroniką przemian stambulskiej metropolii, to „Kobieta o rudych włosach” jest próbą psychoanalizy tego samego historycznego biegu zdarzeń. Pewien szczególny marksista, a później anty-marksista, i jednocześnie znawca Chin, Karl Wittvogel występuje gościnnie w „Kobiecie o rudych włosach”, prezentując swoje teorie o despotyzmie Wschodu.
W typowych państwach o ekonomii opartej na melioracji, od Egiptu i Mezopotamii po Chiny, konieczna była doskonała organizacja i żelazna dyscyplina by mobilizować masy ludzkie do zbiorów i budowy tam. Spuścizną po tych modelach scentralizowanej produkcyjności jest kultura autorytarna, która czasami żyje przez kolejne wieki i tysiąclecia.
To może budzić skojarzenia z archetypami Junga. Chcesz powiedzieć, że Turcja jest uwięziona w kształcie, który odlano raz na zawsze, w formie autorytaryzmu?
– Modele archetypiczne kolidują ze sobą cały czas. Ciężar brzemienia historii jest niepodważalny. Ale nie jesteśmy robotami. Jeszcze nie powstała żadna prawdziwa muzułmańska demokracja, co nie znaczy, że wszystko stracone. Mój ojciec był egzystencjalistą. Mawiał: ”Historia, oczywiście; Hegel, przeznaczenie, i te rzeczy. Ale nie możemy obwiniać historii w kwestii swobody naszych własnych wypowiedzi, to my dokonujemy wyboru.
Na razie więc jesteście gotowi płacić cenę za wolność słowa.
– Tak, mówi Pamuk ze śmiechem. – A ta cena rośnie niebotycznie z każdym dniem!
Nathan Shachar
Tłumaczenie Krysia Kierebinski
Link do szwedzkiego oryginału Orhan Pamuk: ”Att tiga vore att ge upp all självaktning”
Najnowsze komentarze