„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Święto Republiki Włoskiej, obchodzone 2 czerwca, to najważniejsza uroczystość w tym kraju, tak jak 4 lipca w Stanach. Obchodzone jest przemarszem władz państwowych i lokalnych z całych Włoch rzymską ulicą Fori Imperiali, łączącą Koloseum z Placem Weneckim. W asyście oklasków rzymian defilują setki burmistrzów z całego kraju, dumnie reprezentując swe lokalne wspólnoty w święcie narodowej jedności i demokracji. W tym roku jednak w defiladzie zabrakło niektórych burmistrzów z centralnych Włoch, które w ostatnich latach doświadczyły katastrofalnych trzęsień ziemi. W ten sposób chcieli zaznaczyć krytykę zbyt małego – ich zdaniem – zaangażowania władz państwowych w pomoc dla dotkniętych tragedią regionów. Jednak zdecydowana większość, stu czterdziestu przywódców społeczności z tych regionów, otwierała pochód. Za nimi szli pozostali burmistrzowie (w sumie czterystu), wolontariusze i żołnierze, którzy pomagali poszkodowanym w trzęsieniach. Był prezydent Sergio Mattarella i członkowie rządu. W święcie wzięły udział tysiące Włochów i obcokrajowców.
W defiladzie nie było też burmistrzów z Lombardii, północnego regionu, w którym duże wpływy utrzymuje Liga Północna. To partia, która jeszcze paręnaście lat temu nawoływała do odłączenia północy od Włoch i utworzenia niezależnego państwa „Padanii” (od rzeki Pad), a jej lider Umberto Bossi sprzedawał wyborcom osobliwą wersję historii i kultury kraju: oto Italia miała być napędzana przez obrotnych, uczciwych i pracowitych mieszkańców Północy i wykorzystywana przez nierobów, złodziei i mafiozów z Południa. Logiczne więc, że Północ powinna zamknąć wstęp dla złodziei i pasożytów z Południa, oderwać się i samodzielnie kwitnąć.
Dzisiaj Bossi już się nie liczy, a partii przewodzi znacznie od niego młodszy Matteo Salvini. Zmieniła się też strategia: żeby coś ugrać w krajowej polityce, potrzebny był wróg zewnętrzny. „Próżniaków” z Południa Włoch zastąpiły więc „darmozjadzi” i „najeźdźcy” z drugiego brzegu Morza Śródziemnego.
– Nie skorzystamy z zaproszeń na obchody – to protest wobec prefektur, które zapełniły Lombardię 28 tysiącami ubiegających się o azyl, fałszywie przedstawianych jako uchodźcy – oświadczył Paolo Grimoldi, sekretarz lombardyjskiego oddziału Ligi.
Salvini napisał, że ci, którzy nie wzięli udziału w defiladzie, są „dzielni i odważni”. Nie wyjaśnił, na czym miałaby polegać ich odwaga. Nikt nikogo do manifestacji nie zmusza – ci, co w niej biorą udział, robią to, bo czują się obywatelami swojego kraju. W ten sposób wyrażają dla niego szacunek. Szacunek wzbudzają też mieszkańcy lombardzkiej miejscowości Saronno, którzy – mimo odwołania uroczystości przez burmistrza, oczywiście z Ligi Północnej – 2 czerwca zebrali się na głównym placu (Placu Wolności zresztą), wśród nich sędziwy partyzant Aurelio Legnan, symbol miasteczka, by radośnie świętować Dzień Republiki. Powiewając narodowymi flagami, odśpiewali hymn. Mowa w nim m.in. o jednoczeniu się, miłości oraz wspólnocie losów Polaków i Włochów…
Bartosz Hlebowicz, 03.06.2017
Najnowsze komentarze