„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Jak świat stary, długi i szeroki, hasło „patriarchat” błyskawicznie kojarzy się z mężczyznami, ich dominacją, przywilejami i władzą. Nie trzeba być wykładowczynią Gender Studies, doktorem nauk społecznych, ani osobą badającą teorie queer, żeby w oczywisty sposób kojarzyć patriarchat z opresją wobec kobiet. Znacznie rzadziej to skojarzenie idzie w kierunku mężczyzn, jako ofiar patriarchatu. Na pewno, dla wyżej wymienionych osób jest to bardziej oczywiste, niż dla tzw. przeciętnego zjadacza chleba, który o gender słyszał z mediów, o queer nigdy, a o transmężczyznach czytał tylko w Super Expresie.
Historia feminizmu pokazuje, że walka z patriarchatem to walka o prawa i wolność kobiet. Nie mężczyzn. To ponad sto lat walki o upodmiotowienie i równość. W tym czasie wybuchły dwie wojny światowe, konflikty na Bałkanach i Bliskim Wschodzie, obalono komunizm w Europie a technologia cyfrowa i medycyna zmieniły oblicze społeczeństw na świecie. A prawa kobiet, jak były bagatelizowane na przełomie XIX i XX wieku (i tysiąc lat wcześniej), nadal są. Oto właśnie fenomen patriarchatu, który skrupulatnie rozlicza kobiety i rzetelnie pilnuje dominującej pozycji mężczyzn.
Przed pierwszą wojną światową, i w późniejszych latach do końca poprzedniego stulecia, feminizm nie rozważał udziału mężczyzn w patriarchacie inaczej, niż jako przede wszystkim prześladowców, ciemiężycieli. To zrozumiałe, zważywszy, że grubo ponad tysiącletnia historia ludzkości pokazuje, że to właśnie mężczyzna panował nad kobietą, wyznaczał normy i standardy, dyktował zachowanie i rozdawał role. Czy zatem zasadne jest branie go pod uwagę, jeśli mówimy o walce z patriarchatem, systemem, który w dystrybucji przywilejów faworyzuje mężczyzn?
W dzisiejszych protestach i międzynarodowych strajkach kobiet uczestniczą również mężczyźni, zaniepokojeni (żeby nie napisać „wkurwieni”) łamaniem praw kobiet i ograniczeniami ich wolności. To są mężczyźni, którzy zdają sobie sprawę, że walka z patriarchatem to nie „kobieca sprawa”, ale ogólnoludzka, czyli męska też. Dla wielu mężczyzn, uświadomienie sobie, że kaganiec patriarchatu również ich dotyczy, narzucając im określone role społeczne i wzorce kulturowe, to przełomowe doświadczenie. Doświadczenie to, wsparte wiedzą i mądrością kobiet skutkuje najczęściej zmianą postawy z szowinistycznej na równościową. Jest to tendencja, którą obserwujemy od jakiegoś czasu, a którą środowiska bardziej konserwatywne zwykły nazywać „kryzysem męskości”. Kryzys oznacza, że jest to stan przejściowy, po którym mężczyzna znowu odnajdzie swoje prawdziwe męskie „ja” i dalej będzie mógł się cieszyć swoją dominującą pozycją.
Dla wielu mężczyzn, uświadomienie sobie, że kaganiec patriarchatu również ich dotyczy, narzucając im określone role społeczne i wzorce kulturowe, to przełomowe doświadczenie.
O ile feminizm dzisiaj pamięta o mężczyznach, jako o sojusznikach, tak nie wszyscy mężczyźni pamiętają o swojej sojuszniczej roli wobec kobiet, stawiając się w centrum walki o ich prawa. A to przecież nie o nich w tej walce chodzi. Bardzo łatwo facetowi jest zawłaszczyć feminizm. Wystarczy, że nazwie się feministą, a już zapraszają go do radia i telewizji, żeby opowiedział o swoich zasługach. Podczas gdy lata działań i aktywizmu kobiet w środowisku feministycznym pozostają przezroczyste. To w końcu „normalne”, że kobiety zajmują się feminizmem. Trudno zrobić z tego kasowy news.
To, co się wydaje kluczową rolą mężczyzn w ruchu feministycznym, prokobiecym, to schowanie się w jego cień, nie zajmowanie przestrzeni należnej kobietom i dziewczynom do głoszenia własnych osiągnięć i takie używanie swojego męskiego przywileju, które daje wsparcie bez konieczności wychodzenia przed szereg i lansowania się w mediach. Z tej perspektywy, męski opór wobec patriarchatu jawi się jako obowiązek, a nie gest dobrej woli. Bo gesty, drodzy panowie, możecie wsadzić sobie w dupę. One nie są narzędziem zmiany, tylko przyklepują patriarchalny porządek, dając facetowi złudzenie, że jak pogłaszcze kotka, to ten go nie ugryzie.
Najnowsze komentarze