„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Migracje istnieją od zawsze. Wciąż jednak zadajemy sobie pytanie, czy są szansą czy zagrożeniem. Nie pogodziliśmy się jeszcze z ich strukturalnym charakterem. Wciąż postrzegamy je jako problem do rozwiązania czy też kryzys, którym trzeba zarządzać, kiedy liczba migrantów jest wyższa niż zwykle. Zarówno na lewicy, jak i na prawicy słychać głosy, że trzeba powstrzymywać i nadzorować migracje.
Migracje to żadna szansa ani zagrożenie. To rzeczywistość XXI wieku, fakt społeczny nieodłącznie związany z istnieniem świata, który cechują głębokie nierówności. Migracje są przejawem tych nierówności, niezależnie od tego, czy dotyczą one przestrzegania praw człowieka, bezpieczeństwa, możliwości rozwoju ekonomicznego czy zagrożenia klęskami naturalnymi. Tak długo, jak długo będą istnieć nierówności, na próżno będziemy opierali się migracjom. Na próżno też będziemy próbowali przekonywać migrantów, by zostali u siebie. Na próżno będziemy uniemożliwiali im przekraczanie granic. A jednak to właśnie robimy od ponad 20 lat, a koszt ludzki jest przerażający: w ciągu ostatnich 15 lat w Morzu Śródziemnym życie straciło 35 000 ludzi próbujących dostać się do Europy.
Jest tak, jakby coś w nas przeszkadzało nam zaakceptować strukturalny charakter migracji. Jakby coś kazało nam myśleć, że lepiej byłoby wybrać jednych migrantów, a zrezygnować z innych. Że przekazując kilka miliardów euro krajom pochodzenia lub tranzytowym, pozbędziemy się problemu. Wciąż dokonujemy ocen, uznajemy się za sędziów decydujących o tym, kto ma prawo być tu czy tam.
Ten normatywny osąd prowadzi do tego, że za pożądany uznajemy brak mobilności, a w migracji widzimy anomalię. Anomalię, która zamyka cudzoziemców w ich kondycji obcych i która uniemożliwia nam stworzenie trwałego projektu politycznego będącego odpowiedzią naszych społeczeństw na wyzwania migracji. Aktualny projekt polityczny ogranicza się na razie do zarządzania, w którym chodzi głównie o to, żeby nie zniekształcić statystyk, lub też do kontroli i zamykania granic, jak gdyby mogły one regulować napływ migracji.
Trzeba jednak, żebyśmy pewnego dnia przestali zadawać sobie pytanie, czy migracje to szansa czy zagrożenie. Żebyśmy zaakceptowali je jako element rzeczywistości, fakt społeczny, z którego wynikają pewne korzyści, możliwości, ryzyka i zagrożenia. Jako wielkie wyzwanie społeczne polegające na przekroczeniu granicy między „nami” a „nimi” i na uznaniu migrantów za integralną część nas samych.
Na Europejskim Forum ds. Migracji, ONZ-owski specjalny przedstawiciel ds. praw migrantów ładnie powiedział, że „migracja jest zapisana w ludzkim DNA”, a burmistrz Mechelen (ktory uzyskał tytuł World Mayor 2016), że z migrantami w Europie jest teraz tak, jak z kobietami w czasach emancypacji: wszyscy sie bali, ze ich emancypacja wpłynie na ich pracę, prawo głosowania itp…
http://www.eesc.europa.eu/?i=portal.en.events-and-activities-european-migration-forum-3-presentations