„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
PiS i jego elektorat często porównują się do Titanica, mknącego dziarsko po wzburzonym europejskim oceanie.
Oczywiście zupełnie bezrozumnie, bo ani on polski, ani specjalnie sterowny – o bezpieczeństwie rejsu można zapomnieć.
Nie wytrzymuje zderzenia z faktami.
To już prędzej conradowska Patna, jeśli nawet nie mityczny ship of fools.
Ale konia z rzędem temu, kto dookreśli, jak to się stało, że pisowska załoga, znana już w świecie jako „awkward squad” (a nawet niektórzy poszeptują, że to dziwolągi niczym z filmu Toda Browninga) wciągnęła na pokład swej przerdzewiałej krypy europosła JSW – postać okazałą – sternika o wymiarze co najmniej Latającego POholendra.
Czyżby żoliborski kapitan Ahab właśnie spektakularnie pozbywał się wrodzonego bezpiecznika i zapowiadał przekazanie steru Patny kolejnemu pływakowi?
Skąd europejska heca z JSW?
Pozwolę sobie na kilka supozycji, bo „coś z tego”, jeśli nie większość, wydaje się być na rzeczy.
1. Tusk, wina Tuska, utrącić Tuska!
2. Kaczyński odwraca uwagę od kilku ewidentnych wpadek i porażek wizerunkowych, które „dobra zmiana” ostatnio ponosi w tempie jednostajnie zastraszająco przyspieszonym. Przykrywka medialna z „kandydowaniem” JSW ma przeorientować oko i ucho suveräna.
3. Naczelnik wściekły na swój własny, wyhodowany i wypielęgnowany obóz polityczny dostrzega jego rachityczność i karłowatość personalną. Potężny i kompetentny gracz wymiaru JSW zasila kadry „dobrej zmiany” jakością i kompetencją, której w PiS-ie nie uświadczysz poza znikomymi wyjątkami. Obstawiam, że właśnie obserwujemy transfer przyszłego szefa MSW albo nawet premiera. Nieudolna i odbierana jako coraz bardziej obciachowa Beata wróci na jedyne miejsce, do którego pasuje: stolec pindy przy paprotce.
A JSW po natrzepaniu eurokokosów z Unii, z której od lat odbiera wypłatę, dealuje z „Wucem” o prestiż i decyzyjność. Tyle lat ciężkiej pracy, negocjacji, perfekcyjnej angielszczyzny i ciągle, i wciąż w cieniu Tuska. A europosłowanie? Dla kasy dobre, ale decyzyjnie to przeciez przycisk do głosowania. „Jestem lepszy od Donka. Mi dajcie mi rząd dusz!” – wydaje się krzyczeć sfrustrowany „Byk” w porywie megalomańskiego narcyzmu będącego pewnym skutkiem andropauzy. Stąd takie paroksyzmy.
4. Żoliborczyk nie martwi się, że groteską z kandydowaniem JSW w Europie przelicytował. Tam zawsze był i będzie traktowany jako kuriozalny outsider. Nie ma żadnych kompetencji merytorycznych ani tym bardziej społecznych, interpersonalnych na europejskiego lidera, męża stanu. Tak naprawdę Europa nigdy go nie obchodziła. Może jedynie jako skarbonka. Podobnie gospodarka. Ma dawać kasę, a jak, to ma załatwić ministrant finansów. Ten resort zawsze oddawał innym, bardziej liberalnym – Gilowskiej (kompetentna), teraz Morawieckiemu (populistyczny ignorant, ale rok temu uważany za liberalnego eksperta!). Tu, proszę Was, chodzi wyłącznie o własne podwórko.
„Wuc” jest konsekwentny, ale to konsekwencja niemocy, ograniczeń i współuzależnienia. Każda sprawę, każdy przekaz kieruje wyłącznie do własnego obozu i elektoratu. A już dawno skonstatował, że wygrywa najwięcej na tym najbardziej radykalnym, toruńsko-smoleńskim. Wszystkie europejskie wygibasy, także te z JSW to jego prywatna walka o przetrwanie w funkcji lidera PiS-u, kapłana smoleńszczyzny, uzurpatora polskości, pierwszego narodowca. W tej kwestii nie cofnie się przed żadną błazenadą. Ani niegodziwością.
Myślę jednak, że przelicytował nie z Europą, a własnie na polskim gruncie.
Szkalowaniem Tuska odciął PiS-owi wątłe bo wątłe, ale jednak ciągle jakoś obecne w partii skrzydło republikańskie, a nawet ci bardziej radykalni z trudem rozumieją sprzeciwienie się woli wszystkich 27 państw, które obecnego przewodniczącego poparły.
Do tego wciągnął na pokład (czyt. wynajął) JSW, polityka trudnego do kontrolowania, chorobliwie ambitnego, kompetentnego, żądnego władzy, zaszczytów, prestiżu i podobnie narcystycznego.
Chyba jednak Brutusa, który w odpowiedniej chwili bez skrupułów poderżnie mu polityczne gardło.
Dobry znak.
Prezesowi i „dobrej zmianie” mocno pali się grunt pod stopami.
Przemysław Walter
Mocne i dosadne, a też i ładne, zwłaszcza to „miejsce przy paprotce” dla Beaty Szydło.
No tak. Ale teksty „mocne i dosadne” powinny byc krotkie i tresciwe. A tu masz, znowu kilometr. Ale zdjecie wspaniale. Bravo