„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Masha Gessen, fot. Bengt Oberger, Wkipedia
Masha Gessen to pisarka i aktywistka urodzona w Moskwie. W latach 1980. wyemigrowała z rodziną do Stanów Zjednoczonych. Powróciła do Rosji, gdzie została dziennikarką i polityczną aktywistką. Zamieszkała ostatecznie w Stanach Zjednoczonych z powodu nagonki na mniejszości seksualne w Rosji. Przed powrotem zasłynęła jako jeden z najostrzejszych krytyków Putina. Po wyborze Trumpa na prezydenta napisała bardzo trafny artykuł o tym, jak przetrwać w systemie autokratycznym.
Poniżej wybór i streszczenie jej wypowiedzi z wywiadu o podobieństwach i różnicach między Trumpem a Putinem i o tym, co z tego wynika dla Stanów Zjednoczonych. Wywiad przeprowadził Isaac Chotiner dla pisma „Slate”.
Już na samym początku było widać, dokąd zaprowadzi Rosję putinowski sposób rządzenia.
Po zdobyciu władzy Putin zajął się przede wszystkim przejmowaniem niezależnych prywatnych mediów, po roku kontrolował już większość kanałów telewizyjnych. Zaraz też nastąpiła seria „reform”, które rozpoczęły erozję rosyjskiej ordynacji wyborczej. Zajęło to trzy lata, ale zarówno likwidację niezależnych mediów, jak i wolnych wyborów zaczął w pierwszym tygodniu sprawowania władzy. Potem nic już mnie nie dziwiło.
Przez lata rządzenia Putin zmienił się. Na początku był tylko biurokratą i nie zdawał sobie w pełni sprawy z tego, że staje się prezydentem. Już po paru latach przestał dostrzegać różnicę między swoją osobą a państwem, a teraz na pewno jej nie widzi. Putin ma kompleks zbawcy rosyjskiego narodu, większość jego wysiłków motywowana jest przekonaniem, iż tylko on jest w stanie uratować Rosję.
Putin różni się od Trumpa stylem komunikowania się. Kiedy Trump wrzeszczy z dachu, Putin szepcze.
Łączy ich brak wykształcenia, kultury i inteligencji. Putin nie jest natomiast klaunem, bufonem jak Trump. Doszedł on również do władzy w zupełnie innym kontekście historyczno-politycznym, w kraju z kompletnie inną przeszłością. Społeczeństwo rosyjskie diametralnie różni się od amerykańskiego, natomiast osobowości obydwu polityków są do siebie bardzo podobne.
Zarówno Trump, jak i Putin nie mieli jasnego planu rządzenia po dojściu do władzy. Trump działa instynktownie, walcząc przede wszystkim z imigrantami. To nie znaczy, że ma on plan „na potem” albo nawet na jutro… Po prostu chce walczyć z imigrantami. Putin jest pod tym względem bardzo podobny do Trumpa. Od początku wiedział, że chce wojny z mediami i że nie lubi całego tego systemu demokratycznego, ale nie miał jasnego pojęcia, jaki system polityczno-społeczny powstanie za jego rządów.
Obaj politycy funkcjonują w zupełnie innym kontekście społeczno-ekonomicznym. Naiwnością byłoby porównywanie tego, co stało się w Rosji za rządów Putina z tym, co dzieje się obecnie w Stanach Zjednoczonych. Natomiast warto przyjrzeć się niektórym ich cechom, które zresztą są typowe dla większości autokratów. Tacy ludzie jak Trump zapowiadają rzeczy tak absurdalne, że im nie wierzymy. Mówią, że będą aresztować ludzi, a my myślimy: „Przecież nie mogą tego zrobić”. A oni to robią, ponieważ powiedzieli, że będą to robić. Przegłosowali prawo, które stanowiło, że będą to robić, więc to robią.
Putina i Trumpa interesuje to czy owo, ale nie mają priorytetów. Nie przemyśleli proponowanej przez siebie polityki. Rządzenie jako takie ich nudzi.
Dają do zrozumienia, kogo uważają za „wrogów narodu”, ale nie wiemy, co to oznacza dla tych wyimaginowanych wrogów. Ani jeden, ani drugi nie mają jasnej, przemyślanej linii politycznej.
Fot. zio fabio, Flickr
Obydwaj podważają rządy prawa i demokratyczne instytucje. Jedyną legitymizacją władzy jest dla autokraty dominacja i wysoka popularność. Autokrata potrzebuje wyższych słupków popularności i bardziej wyrazistych oznak poparcia niż demokratycznie wybrany lider, bo demokratyczne instytucje i wybory nie są dla niego żadnym autorytetem.
Trump, tak jak robi to Putin i każdy autokrata, będzie uciekał się do wojny: albo domowej przeciw imigrantom, albo z jakimś obcym państwem, aby zyskać na popularności.
Mam jednak nadzieję, że Trump będzie stawał się coraz bardziej niepopularny. Wynika to z dwóch elementów, które odróżniają Putina i Trumpa. Pierwszym z nich jest szybkość, z jaką Trump wprowadza zmiany. Prawdziwi autokraci nie obracają wszystkiego w popiół, ale raczej uruchamiają powoli autokratyczną machinę. Pod tym względem Putin był bardzo ostrożny i powoli wprowadzał swoich kompetentnych biurokratów. Trump zaś działa szybko i jak słoń w składzie porcelany…
Jest to jedna z najistotniejszych różnic. Opór społeczny jest proporcjonalny do szybkości działań Trumpa. Gdyby był ostrożniejszy i powoli wprowadzał zmiany, ludzie powiedzieliby jedynie: „No dobra, będzie on po prostu złym republikańskim prezydentem. Przestańcie histeryzować”. Ale nie możemy przestać histeryzować, Trump również nie. Histeryzowanie stało się nową normą.
Druga ogromna różnica to społeczeństwo obywatelskie w USA. Siła społeczeństwa obywatelskiego w Stanach Zjednoczonych jest olbrzymia, nie tylko w porównaniu z Rosją, ale z większością krajów. To fenomen na skalę światową: Ameryka ma najbardziej niezależne i solidne społeczeństwo obywatelskie na świecie. Wynika to z tego, iż europejskie społeczeństwo obywatelskie jest uwikłane w relacje z rządem ze względu na finansowanie publiczne niezależnych stowarzyszeń, które nie mają z tym problemu. Amerykanie, ze względu na swoją historię, żywią tak głęboką nieufność do rządzących, że od lat pielęgnują bardzo silny rozdział między sferą publiczną a społeczeństwem obywatelskim. To po części wyjaśnia nie tylko szeroki odzew, ale też i zorganizowanie ruchu oporu wobec zakazu wjazdu skierowanego przeciwko muzułmanom. Przedstawiciele całego całego spektrum społeczeństwa obywatelskiego, od protestujących „amatorów” przez ACLU (American Civil Liberties Union) po różne demokratyczne stowarzyszenia, wyszli na ulice jednocześnie, jakby to była akcja zsynchronizowana i zorganizowana. Jest to taki rodzaj oporu, jakiego jeszcze żaden autokrata nie widział. Pojawia się pytanie, na ile ten opór jest trwały, ale ja wiążę z nim wiele nadziei.
Najbardziej obawiam się nuklearnego holokaustu. Mamy oto dwóch głupców o słabych nerwach, którzy trzymają swe paluchy na przycisku jądrowym. Każdy z nich wierzy, że łączy go z drugim specjalne zrozumienie i, co jeszcze bardziej niebezpieczne, każdy z nich wierzy, że jest najpotężniejszym człowiekiem na świecie. To przepis na katastrofę.
Najnowsze komentarze