„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Kontakt z salą wykładową naprawdę może poszerzać horyzonty.
W ubiegłym tygodniu, pod koniec seminarium na temat wielkiej strategii państwa, jeden z moich kolegów z Yale, Charles Hill, narysował na tablicy wykres ujmujący bieżące wydarzenia w perspektywie ogólnohistorycznej. Przez środek wykresu biegła długa linia myśli oświeceniowej.
Oświecenie wydało takich filozofów jak John Locke czy Immanuel Kant, którzy głosili, że ludzie nie powinni ślepo ulegać władzy dyktującej im, jak żyć. Zamiast tego powinni każdą sprawę dogłębnie przemyśleć, uwzględniać fakty i podchodzić sceptycznie do własnych poglądów i przekonań.
Ludzie Oświecenia przetworzyli swe sceptyczne idee w sceptyczne instytucje, wśród których najważniejszą była Konstytucja Stanów Zjednoczonych. Założyciele Ameryki nie ufali ludowi ani samym sobie, zbudowali więc system rządów opierający się na wzajemnej kontroli między władzą wykonawczą, ustawodawczą i sądowniczą.
Alexis De Tocqueville, francuski myśliciel, oświadczył, że jeśli gdziekolwiek miałby powstać demokratyczny rząd oparty oświeceniowych zasadach, stanie się to właśnie w Stanach Zjednoczonych. Ameryka stała się więc pierwszym sprawdzianem całego projektu oświeceniowego. Typowym człowiekiem Oświecenia był Abraham Lincoln, który głęboko wierzył w prawo i nie ufał masom. Wydawało się, że jego zwycięstwo w wojnie secesyjnej potwierdziło słuszność wiary w demokrację i ideę oświeceniową w ogóle.
Współczesny świat zawdzięcza swe istnienie projektowi oświeceniowemu, który jednak nigdy nie był pozbawiony słabych stron. Po pierwsze, apologeci Oświecenia nieustannie wmawiają sobie, że religia umarła (co jest nieprawdą) oraz że rasa umarła (co też jest nieprawdą), i dlatego raz po raz dają się zaskakiwać. Po drugie, Oświeceniu brakuje treści. Traktuje ono ludzi jako pozbawionych emocji, racjonalnych egoistów, i ma skłonność do powierzania władzy bezdusznym technokratom. Po trzecie, rządy oświeceniowe co jakiś czas upadają.
Dzisiaj ruchy antyoświeceniowe rosną w siłę. Gdy pierwsza wojna światowa likwidowała stare reżimy, marksiści przypuścili atak na pojęcie własności prywatnej. Tak „narodzili się” Lenin, Stalin i Mao. Po niepowodzeniu traktatu wersalskiego orędownicy myśli Nietzschego podważyli rozdział władzy, twierdząc, że władza powinna być scentralizowana w rękach elity społeczeństwa – rasy panów. Stąd wzięli się Hitler i naziści.
Charles Hill na swoim wykresie próbował dowieść, że siły oświeceniowe ostatecznie zawsze brały górę. Po zakończeniu zimnej wojny triumf myśli Oświecenia rzeczywiście wydawał się bezsprzeczny. Dziś jednak spadają na nas kolejne ciosy: kryzys finansowy, powolny upadek projektu europejskiego, wojna w Iraku. Co ciekawe, jak wskazuje Hill, tradycje antyoświeceniowe na swój sposób odżywają. Myśl nietzscheańska znalazła spadkobiercę w postaci Władymira Putina.
Marksizm powrócił w formie agresywnych Chin. Zarówno Rosja, jak i Chiny usiłują korzystać z owoców ładu oświeceniowego, ale łamią jego zasady, kiedy tylko chcą. Czerpią pełną garścią z myśli antyoświeceniowej i podważają post-oświeceniowy porządek świata. Do wyliczeń Hilla dodałbym jeszcze powracające antyoświeceniowe upiory w postaci Donalda Trumpa, separatystów rasowych i innych nacjonalistycznych populistów na całym świecie.
Współczesne ruchy antyoświeceniowe odrzucają koncept, że do prawdy można dojść drogą sceptycznego dochodzenia i debaty. Uważają, że mądrość i cnota gnieżdżą się w instynktach prostych ludzi, w głębi mistycznego rdzenia zbiorowej świadomości narodu lub rasy. Ruchy te bardziej ufają czystości woli aniżeli łagodnej perswazji i badaniu dowodów. Usiłują wygrywać debaty uciekając się do tępej siły i zagłuszania innych. Nie postrzegają historii jako stopniowego marszu ku współpracy. Widzą ją jako serię katastrof – grę o sumie zerowej, w której dominują konflikty. Jedne narody usiłujące wydymać inne, jedne rasy usiłujące podporządkować inne.
Myśl antyoświeceniowa jest wrogo nastawiona do systemów prawnych, organizacji multilateralnych, niejednoznacznych kompromisów polityki demokratycznej i do wszystkiego, co Steve Bannon rozumie pod pojęciem państwa administracyjnego. Tradycja antyoświeceniowa preferuje rządy bezpośrednie, sprawowane przez silną jednostkę, będącą ucieleśnieniem woli ludu. Kiedy Trump nazywa media „wrogiem ludu”, atakuje cały system rozmowy, debaty i dociekania, który jest fundamentem projektu oświeceniowego.
W przeszłości do walki z ruchami antyoświeceniowymi zrywali się oświeceniowi bohaterzy. Lincoln, dla przykładu, nie był bezdusznym technokratą. Zwalczał fanatyzm, ze zdwojoną siłą atakując orężem Oświecenia: wyrozumiałością, rozwagą i cierpliwością. Niestrudzenie dążył do jedności ponad podziałami. Był pełnym nadziei pesymistą, który wiedział, że walka będzie długa, ale nie wątpił w opatrzność i ostateczną sprawiedliwość.
W dzisiejszych czasach niewielu wierzy jeszcze w oświeceniowe zwyczaje i instytucje. Jestem ciekaw, czy znajdzie się jakaś grupa przywódców, która powstanie, by z otwartą przyłbicą bronić projektu Oświecenia albo chociaż zda sobie sprawę, że to właśnie ta podstawowa wartość jest dziś zagrożona.
Tłum. Marek Maciołek
Bardzo ciekawy tekst.