„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Biliśmy się o wolność, ale kto się o tę wolność bił? Tak naprawdę paru „oświeconych”, którzy mieli jeszcze konszachty z masonami. Tak było, a cała reszta – to pańszczyźniani chłopi i drobna szlachta, nie zawsze „oświecona”.
Wreszcie, tuż przed odzyskaniem wolności w 1918 roku zostaje zniesiona pańszczyzna. Trzeba sobie jakoś radzić, ale jak?
Rzeczywistość II Rzeczpospolitej to „bieda z nędzą”, znów poza nieliczną grupą „oświeconych”, ale i oni w tym „oświeceniu” mają zapędy na „nieoświeconość”, czego przykładem był przewrót majowy, a później zupełne niezrozumienie, zresztą wspólnie z europejskimi przywódcami, faszyzmu, czy nazizmu. Czas ten był raczej docieraniem się i walką różnych koncepcji państwa, znów odbywającą się pomiędzy elitami, a cała ta masa popańszczyźnianych chłopów i szlachty bez wykształcenia i ziemi trwała na dnie…
II Wojna Światowa spowodowała, że te nieliczne, w gruncie rzeczy, elity zostały wymordowane i tak naprawdę stały się mikroelitą, kiedy już „wolność” została nam dana. Mikroelita stawała się jeszcze mniejsza, ale przybywało sporo osób stających się nową elitą. Część z nich, wbrew zamierzeniom ówczesnych władz wybijała się na niepodległość. To dzięki tym ludziom, którzy zawarli sojusz intelektualny z ową mikroelitą udało się przetrwać i doprowadzić w 1989 roku do obrad „okrągłego stołu” i wreszcie do realizacji marzenia o państwie demokratycznym.
A co z tą masą? Nie zniknęła. Trwała. Władze ludowe dały im możliwość kształcenia się, czyli nauczono ich czytać i pisać. Dano im mieszkania, dano pieniądze, co najlepiej oddaje powiedzenie „czy się stoi, czy się leży dwa patyki się należy”. Oni nie wyszli z czasów pańszczyzny, tylko ta pańszczyzna przybrała nieco inne oblicze.
W rozmowie ze mną pani profesor Ewa Łętowska powiedziała, że: „demokracja jest jak deszcz, w jakimś momencie po prostu zaczyna padać”. No i ten deszcz na nas spadł. Z pełną konsekwencją przeprowadziliśmy reformy i tyle. W pewnym sensie cofnęliśmy się do roku 1918-tego. Wyzwoliliśmy te masy z nowej formy pańszczyzny, ot co. Mam wrażenie, że te 25 lat wolności, to społecznie niemal czas dwudziestolecia międzywojennego i teraz, nie tylko w Polsce, stajemy w czasie tuż przed wybuchem II Wojny Światowej. Zaczynamy zauważać tych popańszczyźnianych i zaczynają się rządy ludu.
Gustaw Le Bon w swojej „Psychologii tłumu” (psycholog działający jeszcze w XIX wieku) pisze: „ cywilizacja jest dziełem mniejszości ludzi światłych. Panowanie warstw niższych, posiadających jedynie liczebną przewagę, nie może przyczynić się do rozwoju cywilizacji. Można drogo zapłacić za chore urojenia wszechwładnych mas”. Wykorzystał to w sposób perfekcyjny poseł Jarosław Kaczyński. Zauważył tendencję i podsycał na tyle, żeby móc realizować swoje plany. Zauważył, że demokracja, nawet dla tych, którzy przez te 25 lat rządzili, wcale nie jest taka wygodna. W demokracji trzeba kompromisów, w demokracji trzeba nienaruszalnych reguł. Po 1989 roku ustalono demokratyczne reguły, ale zamiast je bezwzględnie respektować, co i raz z czegoś rezygnowano, uchylano furtki, ale bez tworzenia kolejnych zasad. Ta demokracja nie odpowiadała większości, bo wiązała się z odpowiedzialnością i konsekwencją.
Jesteśmy państwem o tradycjach feudalnych, a nie demokratycznych i musimy sobie z tego zdać sprawę. Przykra to rzeczywistość, ale tak właśnie jest. Wkroczyliśmy teraz w etap nowofeudalny, a większość z nas stała się na powrót ludem pańszczyźnianym. Teraz dostaje 500+ i inne+. Dzieci? Dzieci zawsze wychowywały się same, a teraz zacznie to za rodziców robić szkoła. „Pan Bóg dał dzieci, to i da na dzieci”. Pięknie się to wszystko wiąże. Zaspakaja potrzeby większości. Ten mityczny suweren jest traktowany z pogardą przez władzę. Poseł Jarosław Kaczyński poklepuje po główkach i mamy być zadowoleni.
Nie wszyscy są jednak szczęśliwi. Nieszczęśliwi są ci, którzy zawsze należeli do tych niepokornych, myślących, niekonformistycznych. Mało jest takich, a jeśli będziemy myśleć tylko o tych, dla których ważne są zasady i poruszanie się w ramach tych zasad, to będzie ich jeszcze mniej. Taka znów mikroelita.
Nie wiem, ile lat minie, kiedy ponownie spadnie na nas deszcz demokracji. Nie wiem, czy będziemy potrafili wykorzystać tę szansę, bo jak do tej pory nasza historia pokazuje, że kręcimy się wkoło nie idąc nigdzie dalej. Nie uczymy się, nie patrzymy krytycznie, nie wymagamy, nie dążymy do ideału.
I przytoczę jeszcze Le Bona: „w miarę jak ginie ideał, chwieją się wszystkie wierzenia. Naród zatraca spójność, jedność i siłę. Rozwijają się jednostki, ale kiedy zbiorowy egoizm rasy zostaje zastąpiony przez wybujały egoizm jednostek, to jego skutkiem jest wypaczenie charakterów […]. Cywilizacja zachwiana u swych źródeł staje się pastwą losu i przypadku”.
Jak ma się mikroelita bronić przed tym stanem rzeczy, a bronić musi się podwójnie, bo i przed „masą” jak i tymi, którzy za elity się uważają, ale lubią poruszać się poza zasadami. Myślę, że można wielorako. Nie wolno się poddać. Zachowując zasady, a nawet bardziej ich przestrzegając, próbować rozszerzać swoje pryncypia i opinie na innych, ale jest to praca pozytywistyczna i nie wszystkich na nią stać. Manifestować z nadzieją, że może ten walec miażdżący wszystko uda się powstrzymać, ale później jest jeszcze większe rozczarowanie, bo on jedzie dalej. Starać się być ze sobą, tworząc swoiste enklawy, żeby nie stracić wiary i upewniać się, że nie jest się odosobnioną jednostką w tej masie „nowofeudalnych” i „nowopańszczyźnianych” reguł.
I wreszcie to, co pisałam wcześniej… Trzeba mieć krytyczny stosunek do rzeczywistości, a to jest bardzo trudne, bo trzeba ten krytyczny stosunek mieć też wobec siebie.
Grażyna Olewniczak
Najnowsze komentarze