„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Międzynarodowa nagroda literacka, którą 19 stycznia 2017 r. wręczono Oldze Tokarczuk w Sztokholmie, to już drugie wyróżnienie przyznane „Księgom Jakubowym” w Szwecji. Stało się ono również udziałem tłumacza, Jana Henrika Swahna. Książka ukazała się tu w 2015 r. jako ósma pozycja autorstwa polskiej pisarki. Szwedzkie media poświęciły temu wydarzeniu wiele miejsca. Oto artykuł w największym szwedzkim dzienniku „Dagens Nyheter” i wywiad z Olgą Tokarczuk.:
Nie ma mnie na liście 'dobrych’ pisarzy
Olga Tokarczuk przybyła do Sztokholmu, by odebrać nagrodę Kulturhusets Stadsteaterns (Teatru Miejskiego przy Centrum Kultury). W ojczystej Polsce odczuwa jednak rządową niechęć w stosunku do intelektualistów.
– Mamy obecnie do czynienia z groźnym, źle wróżącym podziałem pisarzy na tych ”właściwych” i ”niewłaściwych”.
Obraz niespokojnych czasów.
Na peryferiach Europy tłoczą się gromady uchodźców w oczekiwaniu, że ktoś przemyci ich przez granicę. Ale w obrębie muru, gdzie ta zapowiadana wolność i bezpieczeństwo powinny istnieć wszystko się kłębi w chaosie. Służby cywilne przeczesują biblioteki w poszukiwaniu podpałki pod stosy książek, każda szanująca się wioska organizuje pokazowe procesy przeciwko ideologicznym odmieńcom.Jeśli brzmi to znajomo, to tylko przez czysty przypadek. Ta dystopiczna wizja nie przedstawia dzisiejszego świata, ale Podole, Bukowinę, Wołyń, a także w jakimś stopniu Wołoszczyznę w czasach około roku 1750. Przyjemniej jeśli wierzyć Oldze Tokarczuk. Za ”Księgi Jakubowe” pisarka została nagrodzona, wraz ze swoim równie genialnym tłumaczem, Janem Henrikiem Swahnem, nowo ustanowioną międzynarodową nagrodą literacką.
Ta powieść jak ulał pasuje do naszych czasów.
Tysiącstronicowa kronika burzliwych lat, w której niejaki Jakub Frank, zebrawszy wokół siebie większą część żydowskiej ludności wschodnich obszarów Polski, w mesjańskim zapamiętaniu odwrócił się od reszty społeczności i wszystkich wartości, jakim hołdowała.On faktycznie istniał, ten zagadkowy bosy kaznodzieja, który z czasem przeszedł na katolicyzm a od polskiego króla otrzymał tytuł szlachecki. Późniejsi historycy wysoko ocenili go za to, że w epoce oświecenia próbował rozjaśnić średniowieczne ciemności, ciężko wiszące nad odizolowanymi wschodnioeuropejskimi sztetlami.
U Olgi Tokarczuk jest ambiwalentną postacią, którą zwolennicy traktują jak bożyszcze choć być może jest tylko szarlatanem.Z Jakubem Frankiem na pierwszym planie, tka pisarka w swym wielobarwnym gobelinie obraz epoki, która z jednej strony wydaje się być bardzo oddalona w czasie i przestrzeni – a z drugiej ukazuje niczym lustro, odbicie naszych czasów. Tak jakby Lwów z lat 1750-tych był pudłem rezonansowym, gdzie szum wszystkich ideologicznych iluzji, jakie od tamtych czasów przetoczyły się przez kontynent, już wtedy dał się słyszeć w zaułkach miasta.
Pytam Olgę Tokarczuk, czy to nie dziwne poświęcić lata studiów i dociekań historycznych po to, by napisać powieść o przeszłości, a książka później okazuje się być odbierana jako analiza współczesności.
– Zdaję sobie sprawę, że część czytelników stawia znak równości miedzy Jakubem Frankiem a Donaldem Trumpem – odpowiada. – Obaj emanują taką samą psychopatyczną charyzmą i obaj są przykładami typu silnego mężczyzny, który obiecuje, że zmieni świat w zamian za bezgraniczne zaufanie swych zwolenników.
– Gdybym wydała „Księgi Jakubowe” na początku lat 2000., książka nie wzbudzałaby równie silnych emocji. Ale teraz ta tematyka znajduje swój rezonans. Religijne nawrócenia, prześladowane mniejszości, które próbują polepszyć swoje warunki życia.
W Polsce „Księgi Jakubowe” odniosły natychmiastowy sukces. Krytycy byli zachwyceni, a notowania sprzedaży szybowały w górę. Być może dla wielu czytelników była ta powieść przeciwieństwem narzucanego przez rząd zawężonego, nacjonalistycznego obrazu historii.
Zwykłaś mawiać, że polski rząd zajmuje się „myśleniem magicznym”. Co to znaczy?
– Kiedy prawicowi populiści mówią o przeszłości Polski, brzmi to jak literatura chłopięca, proste opowiadanie „o bohaterach i zdrajcach” – jak to ostatnio ujął prezydent. My już w czasach komunizmu nauczyliśmy się, że ten kto ma władzę nad przeszłością, także ma władzę nad teraźniejszością. A ten, kto zawłaszcza historię, steruje także przyszłością.
Powieścią o Jakubie Franku daje Olga Tokarczuk także świadectwo temu co sama nazywa ”bólami fantomowymi” Polski. Poczucie straty po ziemiach polskich, które zniknęły z jej terytorium kiedy w 1945 mapę Europy kreślono na nowo i Związek Radziecki przesunął swoje granice na wchód. Nazywa to ona ”typowym środkowoeuropejskim doświadczeniem”. Jakiś polityk czy generał zrobi kreskę na mapie i jednocześnie tłumy ludzi stają się bezdomne.
Częścią tajemnicy sukcesu ”Ksiąg Jakubowych” jest zapewne pociągający ”dziki wschód”. Wszystkie te polskie miasta i regiony, które po 1945 znalazły się po złej stronie granicy, a które swoim różnorodnym bogactwem powstają do życia na stronicach powieści.
– Pewnego razu znalazłam definicję hasła ”Polska” w starym angielskim słowniku. ”Kraj, który od czasu do czasu pojawia się na mapie Europy, ale nigdy w tym samym miejscu”. To się nie zgadza. Ale i tak bardzo mi się sformułowanie podoba.
– Inna rzecz, która mnie zafascynowała kiedy czytałam na temat XVIII wieku, to możliwość swobodnego podróżowania w tamtych czasach. Żydowscy kupcy wędrowali do Smyrny i na Rodos. Szlachta przemieszczała się nieprzerwanie między swoimi posiadłościami, które często znajdowały się w odległych od siebie krainach. Zważywszy na to, jak wtedy wyglądały drogi; gliniaste, prawie nieprzejezdne, wydaje się ta mobilność graniczyć z cudem. Jednocześnie poddaństwo sprawiało, że wielu ludzi nigdy nie mogło opuścić miejsca, w którym przyszło im żyć. Było tak jak jest teraz; podróżowanie jest przywilejem pewnych klas. Ci jednak, którzy chcieli uciekać, nie musieli się obawiać naszych, wykorzystujących wysokie technologie przejść granicznych. W XVIII w. nie było numerów ewidencyjnych ani biometrycznych paszportów.
– A mnie zawsze interesowały granice. Mieszkam 300 metrów od granicy czeskiej i przekraczam ją dość często, szczególnie podczas zbierania grzybów.
Olga Tokarczuk mówi, że pamięta czas, kiedy tej granicy strzegli uzbrojeni żołnierze. I że ludzkość ma swego rodzaju obsesję na punkcie sprzecznego w swej istocie impulsu – by granice burzyć, a potem od nowa wznosić.
– To taka regresyjna dziecięca fantazja. Wiara w to, że możemy odgrodzić się od pewnych rzeczy – od wszystkiego, co obce i groźne – poprzez schowanie się w fałdach maminej spódnicy.
Kiedy w 2016 odwołano szefową Instytutu Polskiego w Berlinie – pokazała uznany za ”prożydowski” film ”Ida” kilka razy za dużo – niemiecka prasa stwierdziła, że polski rząd ustanowił czarną listę krnąbrnych pracowników kultury. Pytam Olgę Tokarczuk czy to prawda, że jest jednym z nazwisk na tej liście?
– O, tak. Kiedy byłam ostatnim razem w Nowym Jorku, już na lotnisku dowiedziałam się, że nikt, kto reprezentuje Polskę poza granicami, nie może się ze mną kontaktować albo pomagać mi kiedy biorę udział w konferencjach czy targach książki. To, z czym teraz mamy do czynienia to wrogi, groźny podział na pisarzy ”właściwych” i ”niewłaściwych”. Ostatnio wyciekła wiadomość, że rząd – i polskie Instytuty Kultury – mają nie tylko czarną listę, ale także listę przedstawicieli kultury, których wspierać warto. Nie ma mnie na tej liście, ale wielu pisarzy, których podziwiam nie ma na niej również. W ten sposób znalazłam się w doborowym towarzystwie.
Jens Christian Brandt
Link do oryginału „Jag är inte med på listan över 'goda’ författare”. Dagens Nyheter, 13.01.2017
Tłumaczenie, nieoficjalnie, Krysia Kierebinski
Ilustracja tytułowa:
To taka nasza polska tradycja. Polacy za życia bywają doceniani tylko zagranicą. W Polsce docenia ich się dopiero po śmierci a i to nie zawsze….
To jest taki, póki co jeszcze mały, polski faszyzm…
Ja znam doskonale jedno dzieło doktora prawa pracy „Wyższość form organizacji pracy socjalistycznej nad kapitalistyczną” J Kaczynski.