„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Na facebookowej „ścianie” znajomej Amerykanki pojawił się czyjś wpis, nawołujący do opamiętania się i niewidzenia w osobach o odmiennych poglądach politycznych wroga i ostatniej szui. – Wśród najwspanialszych ludzi, jakich znam, są tacy, którzy zagłosowali na Trumpa. I wśród najwspanialszych ludzi, jakich znam, są tacy, którzy głosowali na Hilary Clinton – zaczyna autorka. I przekonuje, że jej znajomi, którzy zagłosowali na Trumpa, nie są przepełnieni nienawiścią i nietolerancją. Tak samo jak ci, którzy zagłosowali na Clinton. Po czym deklaruje: – Nigdy nie będę myślała gorzej o osobie, która ma inne poglądy niż moje, ponieważ niektórzy z najwspanialszych ludzi, których znam, mogą się ze mną nie zgadzać przez cały dzień, ale pod koniec dnia i tak okaże się, że to nadal najpiękniejsi ludzie, jakimi zawsze dla mnie byli.
Coraz bardziej męczący wpis kończy się kolejnym upomnieniem: – Nie myśl o innych jako gorszych dlatego tylko, że niektóre z ich poglądów nie pasują do twoich. Nie trać wartościowych przyjaciół, bo zdecydowałeś się wybrać nienawiść zamiast miłości.
I tyle. Piękne, prawda? Różnijmy się pięknie – nawołuje autorka tych słów. Proszę bardzo, poszukajmy „obszaru porozumienia”. Oto kandydat, który mawiał, że „kobiety należy traktować jak gówno” i oceniał walory przeciwniczki, komentując kształt jej tyłka. Podczas wieców zachęcał do bicia swoich przeciwników. Gdy mówi o polityce zagranicznej, wydaje się, że cytuje „Russia Today”. Nawet o swojej córce potrafi mówić tylko jako o obiekcie swojego pożądania.
Ja nie potrafię choćby zbliżyć się do „obszaru porozumienia” z facetem, który postrzega świat kutasem. Może jakiś dobry człowiek mógłby mi w tym pomóc? Nie sądzę, żeby to była kobieta.
Żadna kobieta po usłyszeniu choćby jednej z seksistowskich wypowiedzi Trumpa nie mogłaby chyba powiedzieć o nim dobrego słowa.
Żadna?
A jednak jest taka. U nas, w Polsce. Jedna pani zwycięstwo Trumpa nazwała zwycięstwem demokracji i „częścią większego zjawiska”, które „niektórzy nazywają dobrą zmianą”. Ta pani nazywa się Beata Szydło i jest premierem kraju oraz katoliczką – powiedziałbym zawziętą katoliczką (patrz p.s.). Z jakiegoś powodu świetnie rozumie Trumpa i jego potrzeby, i najwyraźniej nie ma problemów z wejściem w „obszar porozumienia” z nowym prezydentem USA.
Może ona, tak jak Trump, uważa, że kobiety należy traktować jak gówno. Ja tak nie uważam. Jaki kompromis można wypracować w tej kwestii?
Ale może nie o oryginalny stosunek do kobiet chodzi? Może polska przodownica „dobrej zmiany” dostrzega osiągnięcia pana Trumpa i w innych dziedzinach? Weźmy na przykład edukację, a konkretnie biznes. Oto pomysłowy biznesmen, który największą pomysłowością wykazuje się wtedy, kiedy musi wydobywać się z kolejnego bankructwa, wymyślił sobie, że stworzy spółkę, która wyciągnie od ludzi grube pieniądze, oferując w zamian wprowadzenie w nieznane nikomu Trumpowe techniki robienia pieniędzy na rynku nieruchomości. Dla kamuflażu spółkę nazwał uniwersytetem (chociaż „toto” nie miało odpowiedniej akredytacji władz stanu Nowy Jork).
Pierwsze zajęcia na „Trump University” były darmowe, ale kto chciał „naprawdę” poznać sekretne techniki Trumpa, musiał zapisać się na kolejne, trzydniowe „seminaria”, tym razem już płatne (1,5 tys. dolarów). Ale nawet ci, którzy brnęli w to dalej, niczego o biznesie na seminariach się nie nauczyli, zrobiono im za to zdjęcia z milionerem. „Wykładowcy” wyjaśnili „studentom” (starzy, niewykształceni ludzie, którzy uwierzyli, że nauczą się robienia pieniędzy na „uniwersytecie” Trumpa), że trzy dni nie wystarczą i aby naprawdę nauczyć się tajemnic biznesu, muszą zapisać się na kolejne kursy, tym razem już w cenie 35 tys. dolarów. W ciągu sześciu lat działalności (2004–2010) „uniwersytet” wyłudził od swych naiwnych „studentów” 40 milionów dolarów, z czego pięć poszło do kieszeni Trumpa. W Nowym Jorku i Kalifornii prowadzone są przeciw niemu śledztwa, a on, żeby uniknąć rozprawy, czym prędzej zawiera ugody z poszkodowanymi studentami. Jak dotąd, zgodził się na wypłacenie 25 mln dolarów (zrobił to dopiero w listopadzie 2016 r., już po wygraniu wyborów i na dziesięć dni przed terminem rozpoczęcia pierwszej rozprawy).
Czy takie biznesowe przedsięwzięcie pod przykrywką „nauki” miałoby szanse w Polsce? Czy premier-katolik kraju mógłby na coś podobnego patrzeć ze spokojnym sumieniem?
Okazuje się, że mógłby. Wystarczy przypomnieć sobie kuźnię toruńską albo – schodząc na niższy poziom biznesu – niejaką Szkołę Zarządzania i Handlu w Oświęcimiu. „Szkoła” jest w istocie spółką, która oferuje kursy wieczorowe dla absolwentów średnich szkół, mające pomóc im w kontynuowaniu nauki na studiach (jeżeli zakończą kurs z dobrymi wynikami, mogą zacząć studia od trzeciego roku na jednej z kilku współpracujących ze „szkołą” uczelni). Szkołę finansuje miasto Oświęcim i… Unia Europejska (która w ciągu 10 lat przekazała szkole i kierującemu nią stowarzyszeniu 25 milionów euro). O finansach „szkoły” wiadomo jednak niewiele, ponieważ zarządzające nią Stowarzyszenia na rzecz Szkoły Zarządzania i Handlu nie złożyło nigdy wniosku o wpis do rejestru przedsiębiorców, dzięki czemu unika przedstawiania oficjalnych sprawozdań finansowych (więcej nt w oko.press).
O powstałym w 1992 r. Stowarzyszeniu tak pisał portal oko.press w czerwcu ubiegłego roku:
Wśród jego założycieli, znaczną część stanowili przedstawiciele władz Oświęcimia. Prezesem organizacji został Dariusz Dulnik (w latach 1990- 94 prezydent miasta), a wśród członków zarządu znalazła się trójka ówczesnych urzędników magistratu. W zarządzie zasiedli także ówczesny burmistrz Libiąża – Kazimierz Poznański (od 1997 r. – poseł AWS; w 2003 r. skazany za płatną protekcję na dwa lata więzienia w zawieszeniu) oraz rekomendowany przez niego do władz Edward Szydło.
Edward Szydło został też dyrektorem Szkoły Zarządzania i Handlu. Tak się składa, że Edward Szydło jest mężem Beaty Szydło.
Oto i „obszar porozumienia”, niejeden zapewne. Mało przyjemny jednakowoż.
Niestety, pani Beata nie należy do najwspanialszych ludzi, jakich znam. Myślę, że czyni zło przez cały dzień po to, żeby na koniec dnia dołożyć do niego kolejny kawałek zła.
Myliłbym się jednak, gdybym twierdził, że tylko ludzie nikczemni byliby w stanie poprzeć Trumpa. Zapewne zagłosowało na niego wielu dobrych ludzi. Bo coś im obiecał albo wydało im się, że coś im obiecał (część Amerykanów polskiego pochodzenia uwierzyła na przykład, że pan Trump zniesie wizy dla Polaków), albo bo nie zrozumieli, że jest ostatnią świnią, albo nie poświęcili na śledzenie polityki więcej czasu niż cztery minuty tygodniowo, czyli tyle, ile poświęca przeciętny Amerykanin, i akurat nie dotarły do nich haniebne seksistowskie i ksenofobiczne wypowiedzi hochsztaplera w peruce albo doniesienia o jego sekretnych technikach wyłudzania pieniędzy od ludzi (dlaczego do głowy przychodzi mi Nowy Tomyśl?).
Na co dzień wielu tych dobrych ludzi kocha swoje rodziny, wychowuje dzieci, robi zakupy i wcale przy tym nie kradnie, uśmiecha się do sąsiada i być może nawet nie bije po pysku ludzi o odmiennym kolorze skóry albo o odmiennych poglądach. Nie obmacuje każdej napotkanej kobiety i nie jest wulgarnym chamem. Nie wyłudza pieniędzy z Unii Europejskiej, od podatników czy od studentów. Ale z jakiegoś powodu dobrzy ludzie w Ameryce na wulgarnego chama i oszusta zagłosowali (ewentualnie nie zagłosowali wcale). On wybuduje taaaki wysoki mur i nie wpuści więcej „Meksyków” (jak wiadomo, to bandyci i brudasy) do Ameryki, no i wspomoże biednych, odbierając bogatym – lub odwrotnie, mniejsza z tym. No i jest różowy, tzn. biały, a to ważne, bo kolor skóry nieodmiennie (z wyjątkiem tych ciężkich ostatnich ośmiu lat – uwaga, w tym miejscu silę się na ironię – które, miejmy nadzieję, były tylko wybrykiem historii) wyznacza właściwą hierarchię w piramidzie ras w tym dziwnym kraju (u nas z problemu z tym nie ma, bo mamy tylko jedną rasę, wielką białą rasę, która nas wszystkich czyni wielkimi).
Rozumie to pani Beata, bo ona polski wariant przerabiała rok wcześniej, populistycznymi okrzykami wciągając na fotel prezydenta krętacza bez kręgosłupa i wmawiając wyborcom, że to w ramach walki z elitami.
Tak, mam znajomych i przyjaciół, którzy wybrali odrażający dla mnie populizm PiS i jawne kłamstwa jego lidera – oraz takich, którzy obrazili się na państwo i wypięli na wybory. I wiem, że to przez nich każdego dnia cierpię estetyczny tortury, czytając o kolejnej „dobrej zmianie”, którą Partia Władzy dopierdoliła kolejnej osobie czy kolejnej grupie społecznej. A po drugiej stronie oceanu mam takich znajomych, którzy dostrzegli mądrość w pomysłach Trumpa. Dzięki tym znajomym rozumiem, że nic nie jest oczywiste i dane raz na zawsze. I myślę też, że nie mam specjalnego prawa „nawracania” ich, bo ani nie jest to miłe, ani skuteczne. I do tego krępujące byłoby tłumaczenie, że nie wypada mówić o kobietach tak jak robi to Trump i że nie wypada na kogoś takiego głosować. To tak jakbym mówił: „ – Wiesz, Marku, niedobrze jest wpychać staruszkę pod nadjeżdżający samochód”. Mogę tylko robić swoje, a wieczorami udawać, że wszystko jest OK i uśmiechać się do sąsiada ponad płotem, który oddziela jego świat od mojego.
Bartosz Hlebowicz, 19.1.2017
p.s. Niedoszła sędzina (ale jeszcze wszystko przed nią, stara się) Trybunału Konstytucyjnego, Krystyna Pawłowicz, inna zdeklarowana katoliczka z PiSu, tak raczyła się wypowiedzieć o Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy: „jest to środowisko, które brutalnie zwalcza Kościół, chamsko i wulgarnie odnosi się do ludzi, którzy próbują ewangelizować na Przystanku Woodstock”. „Ci ludzie prezentują wartości satanistyczne – przecież telewizja czasem pokazuje, co się w tym tłumie dzieje. Ja, jako katoliczka gorąco wzywam przy tej okazji katolików, aby nie wspierali tego, aby nie dawali pieniędzy, które dla wolontariuszy i sympatyków kończą się antychrześcijańskim i lewackim praniem mózgu. Oni są wykorzystywani jako gwardia antykatolicka” (cyt. za NaTemat).
Nigdzie nie znalazłem komentarza katolickiej pani premier na temat tych słów. Gdyby po wypowiedziach (i ich braku) polityków PiS oceniać polski katolicyzm, musiałby się on wydać ekstremistyczną wersją achrześcijańskiego fanatyzmu, bezinteresownej nienawiści, prymitywnej ksenofobii i jadowitego ataku na nauki pewnego idealisty, który dwa tysiące lat temu naiwnie głosił przesłanie miłości i braterstwa.
Bo to nie są czasy dla idealistów. Nie w tym kraju.
….” dokad zmierzasz czlowieku”….smiem twierdzic ze ,ludzie ” dobrej zmiany ” nie sa w stanie zrozumiec twojego artykulu. Myslacych jak autor artykulu jest wiecej .Problem jest w tym ze nie widac nas .Zmeczeni ,zniesmaczeni przestalismy miec nadzieje na ” normalnosc” Zamiast biadolic musimy wyjsc z wygodnych ” dziupli ” i walczyc o nasze wartosci .