web analytics

DOK – Democracy is OK

„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)

Globalna hydra

Natasza Quelvennec


#czarny_protest Wroclaw 10.2016

#czarny_protest Wroclaw 10.2016

“W alarmującym kontekście międzynarodowym, w którym uaktywniają się na nowo grupy anti-choice (przeciwne wyborowi), dążące do zakwestionowania fundamentalnych praw uzyskanych w walce o emancypację kobiet, trzeba przypomnieć przerażającą liczbę. 47 tysięcy – tyle kobiet na świecie umiera każdego roku w konsekwencji zabiegów przeprowadzonych w podziemiu aborcyjnym” – czytamy w komunikacie kampanii społecznej “To nie jest tylko wieszak” francuskiej organizacji Planning Familial.

I dalej: „Mimo że Francja zanotowała w ostatnich latach znaczny postęp w dziedzinie praw kobiet, konieczna jest natychmiastowa mobilizacja, aby zagłuszyć i skontrować te ruchy pro-death (opowiadające się za śmiercią kobiet). Przypomnijmy im, że wieszak to nie tylko wieszak, ale też przedmiot, którego kobiety były zmuszone używać, aby przerwać niechcianą ciążę (…)”.

Skąd coraz większa aktywność tych ruchów? Trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem Simone de Beauvoir, że “każdy kryzys polityczny, gospodarczy czy religijny jest okazją do zakwestionowania praw kobiet”. To właśnie kryzys liberalnej demokracji, z którym mamy aktualnie do czynienia w zachodnim świecie, sprawia, że w krajach, gdzie prawo do aborcji zostało wywalczone ponad czterdzieści lat temu, na naszych oczach odradza się wielogłowa antyaborcyjna hydra i dzieje się to, co wydawało się nieprawdopodobne jeszcze kilka miesięcy temu.

 

USA: Prawo do aborcji na śmietniku historii

Dzięki słynnej decyzji Sądu Najwyższego w sprawie Roe v. Wade z 1973 roku Stany Zjednoczone mają do dziś najbardziej liberalne przepisy na świecie, które umożliwiają kobietom aborcję w medycznie uzasadnionych przypadkach nawet w dalszej fazie ciąży. Tymczasem już w kampanii wyborczej Trump jasno dawał do zrozumienia, że jeśli zostanie wybrany, będzie dążył do zmiany tego federalnego, czyli obowiązującego we wszystkich stanach, prawa. Adresował te słowa do swojego statystycznego wyborcy: białego, mieszkającego na wsi lub w małym mieście, słabo wykształconego mężczyzny, który odczuwa równouprawnienie kobiet jako zagrożenie swej pozycji, już i tak nadszarpniętej przez postępującą pauperyzację klasy średniej i uboższych warstw społecznych.
Oprócz deklaracji słownych prezydenta-elekta, o jego intencjach świadczy też wybór Mike’a Pence’a na wiceprezydenta: mizogina, homofoba i wyznawcy kreacjonizmu.  Znany ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi, Pence uważa na przykład, że miejsce kobiet jest w domu i przy garach, a dzieci matek pracujących są „emocjonalnie pokrzywdzone”. Był też jednym z polityków, który proponował obcięcie publicznego finansowania organizacji Planned Parenthood, propagującej świadome rodzicielstwo oraz swobodny dostęp do refundowanej antykoncepcji i aborcji. W spocie telewizyjnym Pence mówi wprost: “Marzę o chwili, kiedy Roe v. Wade znajdzie się na śmietniku historii”.

Ci, którzy jeszcze przekonywali samych siebie o “normalności” Trumpa i łudzili się, że wyhamuje on po kampanii swoje populistyczne zapędy (bo odwołał zbudowanie muru na granicy z Meksykiem, bo wskaźniki giełdowe poszły do góry, bo  demokracja o długiej tradycji…., więcej o tym w artykule “Sztuka przetrwania w autokracji”), złapali się za głowy w zeszły wtorek. Trump mianował na stanowisko ministra zdrowia Toma Price’a, faceta, który między innymi głosował przeciw refundacji antykoncepcji i za “ochroną życia płodu”. Price jest także przeciwnikiem Obamacare – wielkiej reformy służby zdrowia, nieraz ratującej życie najuboższym, a także idolem największej organizacji anti-choice w USA, National Right to Life. Podobnie jak Pence, opowiedział się on też przeciw finansowaniu Planned Parenthood i zadeklarował, że wszystkie kobiety stać na swoją antykoncepcję: “Pokażcie mi chociaż jedną kobietę, której na to nie stać, przynajmniej jedną. Żadna nie miała z tym problemu. Prawdą jest natomiast, że w tym kraju deptana jest swoboda wyznania”. Jego nominację tak skomentował szef klubu Partii Demokratycznej w Senacie, Chuck Schumer: “Mianować Price’a na stanowisko Ministra Zdrowia, to jak powierzyć lisowi pilnowanie kurnika”.

 

Francja: wolność słowa czy prawo do okłamywania kobiet?

Bardzo niepokojące jest również to, co dzieje się w liberalnej i znanej ze swej “wojującej” świeckości Francji. Tu również lobby antyaborcyjne dochodzi coraz odważniej do głosu. Marion Marechal Le Pen, jedna z liderek populistycznego Frontu Narodowego, już w 2015 roku zapowiedziała, że jeśli jej partia dojdzie do władzy, to ona sama, jako katoliczka, będzie dążyć do zniesienia publicznego finansowania organizacji Planning Familial, propagującej dostęp do refundowanej antykoncepcji, edukacji seksualnej i aborcji na życzenie. Wywołało to zresztą aplauz Sarah Palin, ultrakonserwatywnej kandydatki do urzędu wiceprezydenta z ramienia Partii Republikańskiej w amerykańskich wyborach prezydenckich w 2008 roku, która w stwierdziła w debacie telewizyjnej, że “wybrałaby życie”, nawet gdyby jej córka zaszła w ciążę w następstwie gwałtu. Palin porównała Marion Marechal Le Pen do … Joanny d’Arc, „obrończyni katolicyzmu”.

Tydzień temu w prawyborach partii Republikanie wygrał zdeklarowany katolik, ultraprawicowy François Fillon, o którego opiniach pisaliśmy w Aborcja za, a nawet trochę przeciw. Fillon zadeklarował w swojej książce, że prywatnie jest przeciwny aborcji, co we Francji, gdzie politycy nigdy nie obnoszą się ze swoimi przekonaniami religijnymi, jest szokujące. Co prawda, po atakach ze strony progresywnych sił, w tym jego przeciwnika w prawyborach, Alaina Juppé, bronił się, że jako polityk nigdy nie kierował się swą wiarą czy światopoglądem i nie będzie tego czynił, jeśli zostanie prezydentem. Ile w tym oportunizmu politycznego a ile szczerości? Przyszłość pokaże, zwłaszcza, że w obliczu spadku notowań Partii Socjalistycznej wszystko wskazuje na to, że w wyborach prezydenckich 2017 roku Francuzi staną przed wyborem między dżumą (Marine Le Pen, Front Narodowy) a cholerą (François Fillon, Republikanie).

Ale tak naprawdę groźne jest to, co działo się w zeszłym tygodniu. Partia socjalistyczna chciała, aby istniejąca już ustawa, która zakazuje utrudniania dostępu do aborcji (na przykład niedozwolone są manifestacje organizacji anti-choice przed klinikami dokonującymi zabiegów), obejmowała także przestrzeń cyfrową. Chodzi o portale, które pod płaszczykiem pomocy dezinformują kobiety szukające porady. Przekaz gra często na emocjach kobiety w ciąży, może wywoływać poczucie winy i odwodzić od podjętej już decyzji o aborcji. Wiadomo, że takie sytuacje istnieją na przykład w Polsce, gdzie niektórzy lekarze świadomie banalizują upośledzenia płodu, odwołując się do emocji kobiety (szerzej o tym w artykule “Aborcja – kołtuństwo polskie”).

I tutaj zdarzyły się rzeczy dość wyjątkowe w świeckiej Francji. Po pierwsze, argumentując w liście Konferencji Biskupów Francji  do prezydenta Hollande’a, że proponowane prawo jest zamachem na wolność słowa, Kościół zabrał głos w kwestiach politycznych, co jest ewenementem. Jednocześnie rzecznik Konferencji Olivier Ribadeau-Dumas powiedział: “Sądzę, że te portale dostarczają kobietom informacji koniecznych do tego, żeby zrozumiały, że zabicie dziecka, które w sobie noszą, nie jest jedyną opcją”. Po drugie, ku ogólnemu zaskoczeniu, partia Republikanie, nota bene partia Simone Veil, legendarnej minister zdrowia, która w 1975 roku doprowadziła do legalizacji aborcji i antykoncepcji, głosowała przeciwko ustawie argumentując, że jest ona atakiem na wolność słowa. Podczas debaty, oburzona minister do spraw praw kobiet, Laurence Rossignol, deklarowała, że celem projektu jest “konsolidacja fundamentalnego prawa kobiety do dysponowania swoim ciałem” i że “wolność słowa to nie prawo do okłamywania  kobiet”. Przy tej okazji ujawnili się dotąd raczej dyskretni “obrońcy życia”, i to wysuwając argumenty, których nie powstydziliby się nawet panowie Pięta i Terlikowski. Projekt przeszedł ostatecznie głosami lewicy i większości centrum, co nie zmienia faktu, że pozycja Republikanów jest bardzo niepokojąca i stanowi wielki krok w tył. Podkreślali to zresztą posłowie strony przeciwnej, cytując Simone de Beauvoir, zbulwersowani tym, że w 2016 roku we Francji dyskutuje się w parlamencie o prawie kobiety do aborcji.

Globalna hydra, globalny miecz

To prawdopodobnie dopiero początek zmasowanej, globalnej ofensywy lobby antyaborcyjnych na całym świecie. Dysponują one sporym zapleczem finansowym (tajemnicą poliszynela jest finansowanie Ordo Iuris w Polsce) i znalazły w obecnym kryzysie liberalnej demokracji podatny grunt dla swoich pseudoargumentów. Co nam pozostaje? Cóż, do odrąbania odrastających głów globalnej hydry konieczny jest globalny miecz. Zrozumiały to organizatorki polskiego protestu kobiet, który stał się już Międzynarodowym Strajkiem Kobiet (dołączyły do niego 22 kraje). Zrozumiały feministki, celebryci i zwykli ludzie na całym świecie, którzy poparli Czarny Protest. Zrozumiały to europosłanki, które, w reakcji na sytuację w Polsce, walczą o zapisanie prawa do aborcji w Karcie Praw Fundamentalnych UE, argumentując, że w organizacji opartej na wspólnocie wartości nie może być miejsca dla krajów, które kwestionują prawo kobiet do decydowania o swoim ciele.
Ważne jest, aby zrozumiały to wszystkie siły postępowe, a zwłaszcza partie na całym świecie. Aby temat aborcji, i w ogóle praw kobiet, nie był marginalizowany i uznawany za temat zastępczy czy kwestię światopoglądową. Aby skończyć raz na zawsze z dyskursem, że najpierw demokracja i inne “palące” problemy, a w kwestii praw kobiet „zobaczy się potem”. Wróg jest wspólny, a kobiety stanowią połowę ludzkości, a więc również połowę wyborców i podatników. To, co dzieje się w Polsce, na Malcie, w Irlandii, w Salwadorze może stać się wszędzie. Nie zapominajmy o tym.

W tych ciężkich czasach, kiedy do głosu w wielu krajach dochodzi skrajna prawica i populiści kwestionujący podstawowe prawa kobiet, konieczne jest współdziałanie sił progresywnych na całym świecie. Nie chodzi tylko o obronę posiadanych praw, ale o polepszenie sytuacji wszystkich kobiet na świecie. Tylko tak mamy szansę pokonać globalnego potwora.

 

Natasza Quelvennec


Hydra. Wikimedia Commons. US Public Domain.

Hydra. Wikimedia Commons. US Public Domain.

 

(Visited 394 times, 1 visits today)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kategorie

Najpopularniejsze:


License:

This work is licensed under a Creative Commons Attribution-NoDerivatives 4.0 International License.

W blog Democracy is OK D.OK zamieszczamy teksty, których tematyka jest zgodna z ideami wyrazonymi w naszym Manifescie, jednak za tresc artykulow i wyrazone w nich opinie odpowiedzialni są tylko i wylącznie ich autorzy.