„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Przeprawa to relacja syryjskiej dziennikarki, pisarki i dokumentalistki Samar Yazbek, która w 2011 roku, ścigana przez syryjski wywiad wojskowy za udział w pokojowych protestach przeciw dyktaturze Al-Asada, uciekła do Francji, z jej trzech wypraw do ojczyzny między sierpniem 2012 a sierpniem 2013 roku. Autorka przeprawia się nielegalnie przez granicę z Turcją, podróżuje po północnej części kraju (głównie w regionie Idlib) i rozmawia z mieszkańcami miast i wiosek, a także bojownikami z różnych ugrupowań i ich liderami. Mieszka u rodzin kryjących się w ruinach własnych domów w miastach regularnie bombardowanych przez rządowe samoloty, które za cel, obok osiedli mieszkalnych, biorą minarety czy główne place, ale ostrzeliwują też miasto na chybił trafił, po prostu, żeby je jak najbardziej zniszczyć, a mieszkańców zdemoralizować – chodzi o „wymazywanie społeczeństwa”, jak to określa Yazbek. Jest to relacja szczególnie cenna, bo napisana przez osobęz wewnątrz – jej oczyma poznajemy koszmar syryjskiego piekła.
Wojna nie ma nic wspólnego z kiczowatym spektaklem w rodzaju Szeregowca Ryana czy urzekającymi widowiskami śmierci Sama Peckinpaha. Przeprawa – choć w książce, z wyjątkiem okładki, brak choćby jednego zdjęcia – to seria przejmujących porozrywanych obrazów: gruzy minaretów, sześciolatek sprzedający olej napędowy, splądrowane muzeum: strzępy książek, podziurawione malowidła i rozbite rzeźby z drugiego wieku… Bombardowanie, które stało się codziennością do tego stopnia, że nawet podczas nalotu niektóre stragany na targu w półwymarłym mieście Sarakib pozostają otwarte. „Było słonecznie i cicho, jeśli nie liczyć naprzemiennych odgłosów bombardowania i ostrzału snajperskiego”. Dzieci, które mogą „bezpiecznie” bawić się podczas bombardowania, bo wtedy snajper robi sobie przerwę. Ryk syren, zbieganie do schronów, wybuchy, zniszczenia, trupy, glina mieszająca się z krwią. Wychodzenie z piwnic – dokumentowanie ofiar. Zbieranie ciał, chowanie. Ściany domów, których nie zburzą bomby zrzucane przez samoloty, wyburzane, żeby zrobić miejsce dla nowych grobów. Cmentarze wdzierające się do parków miejskich i na domowe podwórka. Kolejny nalot – bieg do schronu – walące się domy – krew – dokumentowanie… Myślenie wyłącznie o tym, jak przeżyć: jak zdobyć mąkę na chleb, jak znaleźć odrobinę herbaty i cukru albo czy rankiem będzie woda do umycia twarzy.
Rozmowy i obserwacje Yazbek dostarczają nie tylko wstrząsających opisów nienormalnej codzienności zdominowanej przez wojnę, nie są tylko zapisem cierpień okrutnie doświadczanej ludności cywilnej. Przeprawa to także opowieść o próbach budowania wspólnoty, głównie wspólnoty kobiet. Niewiarygodnie i zarazem krzepiąco brzmią wzmianki o organizowaniu przez nie „szkoły”, czyli nauczania dzieci w prywatnych domach (szkoły również należą do ulubionych celów samolotów Al-Asada), żeby przekazać im chociaż namiastkę wiedzy. Albo o kobiecie, która w swoim domu otwiera zakład fryzjerski, na przekór bombom i ostrzałowi snajperskiemu. Yazbek wspomina o innej kobiecie, Razan, prześladowanej przez Al-Asada i zmuszonej do opuszczenia Syrii, która do niej wróciła, by organizować pomoc medyczną i dokumentować to, co się dzieje.
Niezwykła jest chęć ludzi, zarówno kobiet, jak mężczyzn, otwierania się przed autorką. Opowiadają długo i wyczerpująco. Czasem dziennikarka słucha tych opowieści z najwyższym trudem, jak na przykład historii kobiety, która przeniosła się z dziećmi na wieś, bliżej frontu, bliżej męża, walczącego z wojskami Al-Asada. Zamieszkała w zrujnowanej drobiarni, na gołym betonie, za posłanie dla wszystkich służy stara plastikowana mata i poduszka. Ubrania spakowane w zawieszonych na kamiennej kolumnie torbach – żeby w każdej chwili można było uciec. Kobieta jest w ciąży i deklaruje, że będzie zachodziła w ciążę co dziewięć miesięcy, „żebyśmy nie wyginęli. Nasze dzieci odzyskają nasze prawa. Chcemy, żeby zdobyły wykształcenie. Nie uklękniemy przed Baszszarem Al-Asadem”. Kobieta opowiada o tym, jak mieszkańcy sąsiedniej wioski kazali im odejść. I każe autorce przysiąc, że opowie o tym całemu światu. Inna, piękna dwudziestolatka, opowiedziawszy gehennę swojej rodziny, pyta: „Jeśli teraz umrzemy, świat się o nas dowie, prawda?”.
Yazbek jest alawitką, co czyni jej poruszanie się wśród rewolucjonistów szczególnie niebezpiecznym. Al-Asad bowiem na alawitach oparł swój reżim, w ten sposób czyniąc całą ich społeczność celem religijnej wendetty. Tak oto na Bliskim Wschodzie interesy i ambicje rodzin i klanów zyskują wymiar i uzasadnienie religijne, a rywalizacje bynajmniej nie-boskie, lecz o na wskroś materialnym charakterze, stają się „świętą wojną”.
Autorka pokazuje, jak pokojowy bunt zwykłych ludzi, pragnących wolności i demokracji, został przejęty przez rodzimych fanatyków: żeby podsycić konflikt, Al-Asad zaczął wypuszczać z więzień religijnych radykałów w tym samym czasie, w którym aresztowano i torturowano działaczy domagających się poszerzenia praw obywatelskich. Grupy mężczyzn broniących rodzin i domów, mogą walczyć z reżimem dopiero po oddaniu dusz zasobniejszym ugrupowaniom fanatyków, np. powiązanych z Al-Kaidą. Zmiany widać też na ulicy: już podczas drugiej wyprawy do Syrii, na początku 2013 roku, dziennikarka zauważa w Sarakibie idącą obok męża kobietę w chimarze, czyli zasłonie z jednego kawałka materiału, zakrywającej całe ciało z wyjątkiem twarzy. Wcześniej mieszkanki Sarakibu co najwyżej zasłaniały włosy.
Yazbek pisze o smutnym losie niektórych kobiet, często żon „męczenników”, czyli poległych bojowników o wolność, które żeby przetrwać muszą – lub zostają do tego zmuszane – wychodzić za bogatych obcokrajowców: na przykład bogatych starców z Jemenu albo fanatycznych członków „państwa islamskiego”, którzy zrobili z Syrii poligon dla swych małych wielkich idei o powszechnym panowaniu tej czy innej odmiany islamu.
Obok rodzimych radykałów Syrię zalali fanatycy religijni z zagranicy. Jedni i drudzy odpowiadają za zniekształcenie rewolucji, przeobrażenie jej w krwawą jatkę napędzaną spiralą wzajemnej nienawiści, rosnącą „z każdą porcją toksyn zrzucanych z nieba przez bombowce”. Bezsilność i poniżenie, gdy samochód, którym wożą dziennikarkę zaufani bojownicy (niegdyś pokojowi demonstranci) zatrzymywany jest do kontroli przez zamaskowanych najemników z Mauretanii, Egiptu, Maroka, Arabii Saudyjskiej czy Czeczenii. Gdy dziennikarka po raz ostatni opuszcza Syrię, w tłumie rannych bojowników, mężczyzn bez rąk i nóg, morza kobiet i dzieci obserwuje sunący w przeciwną stronę tłum nie-syryjskich bojowników, bez najmniejszego problemu przepuszczanych przez turecką granicę.
Książka Yazbek ilustruje, jak upada rewolucja – ta prawdziwa, w której chodziło o wolność od tyranii – i zostaje zawłaszczona przez zwolenników innej tyranii i ludzi, którym los Syrii jest zupełnie obojętny: terrorystów z „państwa islamskiego” i najemników wysyłanych przez lokalne mocarstwa o rozbieżnych interesach, a także manipulowana przez polityków stojących na czele światowych potęg. Toczą one na terytorium Syrii swoją trzecią wojnę światową, jak celnie zauważa w przedmowie do książki Piotr Balcerowicz, który wyczerpująco wylicza poszczególne konflikty w ramach wojny, która objęła Syrię i inne państwa Bliskiego Wschodu: od prób zdławienia Kurdów przez Turcję, a także rozmaite brygady islamskie operujące na terytorium Syrii i Iraku; rywalizację Arabii Saudyjskiej i Iranu; rywalizację Iranu i Izraela; wojnę „państwa islamskiego” z innymi ugrupowaniami dżihadystów; po rywalizację Stanów Zjednoczonych i Rosji. Sytuacja bez wyjścia, bo nawet jeśli wśród tych wielu potęg i sił znajdzie się jedna sprawiedliwa (czy raczej mniej niesprawiedliwa od pozostałych), konflikt w Syrii wydaje się nierozwiązywalny. Do jego zakończenia potrzeba by dobrej woli większości ważniejszych graczy, a to jest mrzonką, bo dobro Syryjczyków nie zajmuje pierwszego miejsca na liście priorytetów żadnego z państw. Jeden z bojowników mówi, że do zwycięstwa rewolucji potrzebny jest cud – „i to prędko”. Inny, który podczas wcześniego pobytu Yazbek w Syrii mówił „Wszystko da się naprawić. Wciąż staramy się spełnić nasze marzenie”, latem 2013 roku już głównie milczał.
Z każdą kolejną wizytą w ojczyźnie, z każdym kolejnym dniem, w każdym kolejnym wywiadzie z uczestnikami walk autorka odkrywa dokonującą się zmianę w myśleniu przeciwników reżimu Al-Asada, spotyka coraz więcej przeciwników demokracji – zwolenników państwa religijnego. Wymowna jest jej rozmowa z Abu Ahmedem, „emirem” dżihadystów z ugrupowania Ashar asz-Szam, snującym przed autorką plany ustanowienia powojennego ładu, który obejmował będzie wprowadzenie islamskiego emiratu i nakaz noszenia przez kobiety hidżabu poza domem („to najważniejsza sprawa”). Wyznawcy innych religii będą mogli się nawrócić na islam („Wszystkich powitamy z otwartymi rękami na łonie islamu”) – albo będą musieli płacić dżizję – podatek dla niemuzułmanów. Wyjątkiem są alawici – ci, co wspomagają rewolucję, będą mogli po jej zakończeniu opuścić Syrię, pozostali zostaną zamordowani, bo są apostatami. Ginąć też będą Kurdowie…
Słowa „emira” Ashar asz-Szam wydają się słowami fanatyka i zbrodniarza – tym większy strach musi budzić fakt, że ugrupowanie to zmuszone jest dziś walczyć na dwóch frontach jednocześnie z jeszcze bardziej zbrodniczymi siłami: reżimem Al-Asada i „państwem islamskim”. Zwycięstwo żadnej ze stron nie wróży niczego dobrego dla Syrii.
Narratorka, choć zwykle pełna pasji i energii, wielokrotnie wykazująca się determinacją i odwagą, miewa – zwłaszcza podczas ostatniej wizyty w ojczyźnie – chwile zwątpienia, które ubiera w poruszające metafory, gdy pisze na przykład o Syryjczykach jako ludziach pozornie jeszcze żyjących, ale tak naprawdę „martwych i w stanie rozkładu”. Niezmienne pozostaną tylko światło, ziemia i powietrze – a ich niewzruszoność jest jakby kpiną z marzeń, zabiegów i okrucieństw dokonywanych przez człowieka.
Albo wtedy, gdy pisze o „pięknych wdowach”, „tworzących życie ze straty, pakujących następny tobołek śmierci”.
Albo gdy podsumowuje: „Nic nam nie pozostanie, gdy to się skończy, pomyślałam. (…) uświadomiłam sobie, że wróciłam do miejsca przesiąkniętego przez śmierć (…) Byłam za słaba na tyle śmierci, na to zło, które stale rosło i mnożyło się, pochłaniając cały kraj (…). Wszystko straciło znaczenie. W mojej głowie zagnieździły się mrówki. Przed oczami miałam widok twarzy dziecka wystającej spod gruzów. Ogarnęła mnie przemożna chęć, by poddać się śmierci”.
*
Czy jest to książka o przemianie społeczeństwa syryjskiego na pokawałkowane, konkurujące ze sobą klany i grupki, z coraz bardziej dominującym radykalizmem religijnym? Tak można by streścić punkt widzenia autorki. Czy jest to raczej opowieść o definitywnym upadku obcej na Bliskim Wschodzie koncepcji państwa narodowego, dającego wspólną tożsamość różnym odłamom religijnym i grupom etnicznym, narzuconej temu regionowi po pierwszej wojnie światowej, ale nigdy chyba nieprzyswojonej w pełni? Niektórzy rozmówcy Yazbek wzruszają ramionami na jej stwierdzenie, że „wszyscy jesteśmy Syryjczykami”. Czy to dowód na to, że „Syryjczyków” nigdy nie było, że wyobrażenie o większej wspólnocie, pielęgnowane przez ludzi takich jak autorka, było tylko pięknym mitem? Teraz nie ma to już znaczenia, chodzi o to, żeby przetrwać. Jakkolwiek.
A jednak Syria pozostanie w głowach i sercach w marzeniach bojowników, którzy w swoich miastach wciąż opierają się atakom wojsk Al-Asada z jednej strony i „państwa islamskiego” z drugiej. Oraz ludzi takich jak Razan czy miotająca się, wykorzeniona Yazbek, „szukająca tożsamości i jednocześnie przed nią uciekająca”, rozmawiająca z mężczyznami, nawiązująca normalny kontakt z przedstawicielami innej niż jej własna odmiana islamu. Przekraczająca granice. Ta, która umie słuchać i bez której nasza wiedza o kraju i narodzie, które znikają na naszych oczach, byłaby o wiele uboższa.
Najnowsze komentarze