„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Największą porażką amerykańskich demokratów, liberałów, socjalistów, większości intelektualistów i artystów popierających w kampanii Hillary, (i osobiście autora tekstu również) byłby Trump racjonalny, przewidywalny, umiarkowany i zorganizowany.
Trump odwrotny niż w kampanii wyborczej.
By maska chama, prostaka, wulgarnego buca, mizogina, seksisty, rasisty i ksenofoba okazała się jedynie wabikiem dla twardego, troglodycznego elektoratu, wiernego ciasnym kulturowo dogmatom amerykańskiego Południa.
By, paradoksalnie, było jak w Polsce, tyle że à rebours – praktyka rządzenia okazała się zupełnym przeciwieństwem kampanijnej retoryki.
W kontekście USA byłaby to rzeczywiście „dobra zmiana”.
Tylko czy stać na to człowieka, który całym swoim życiem, biznesową i polityczną karierą zaświadczył, że jest nieobliczalny, skuteczność przedkłada nad etykę, grę nad uczciwość, sławę nad godność, poklask nad rzetelność?
Człowieka, który każdą żonę sobie kupił, systematycznie rżnął kraj i podatnika na szemranych transakcjach finansowych, pluł jadem i pogardą na wszelką odmienność i wulgarnie komentował kobiecość jako „wielkie cycki i dupę, która służy wyłącznie do jeb.nia tu i teraz – zaraz?
W taką mistyfikację, w taki teatr złudzeń nie wierzę.
Tym bardziej w nagłą metamorfozę łacha w męża stanu.
Myślę, że Ameryka wybrała prezydentem komiwojażera kłamstwa i pogardy.
Błazna, który obiecuje wszystkim młodość, piękno, zdrowie i dobrobyt, bo ma ich głęboko w narcystycznej i aroganckiej dupie.
Przemysław Walter
Najnowsze komentarze