„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Notatka informacyjna z pewnego poranka:
Jarosław Kaczyński i Andrzej Duda wzięli udział w krakowskich obchodach piątej rocznicy pogrzebu pary prezydenckiej Lecha i Marii Kaczyńskich. Po mszy na Wawelu zgromadzeni zaśpiewali pieśń „Boże coś Polskę” z frazą „Ojczyznę wolną, racz nam wrócić, Panie”. O ile prezes PiS śpiewał wyraźnie, to na twarzy Andrzeja Dudy widać było zakłopotanie i próbę ominięcia kontrowersyjnych słów.
Owego poranka to, o czym od kilku dni myślałam zmaterializowało się w poniżej napisanym tekście.
„Czy poznał pan Hitlera podczas I wojny światowej?
– Tak
Czy może pan wyjaśnić na czym polegała jego praca?
– Do obowiązków posłańca należy zbieranie wiadomości dyktowanych przez dowództwo pułku i batalionu i przekazywanie ich do oddziałów. Podejrzewam, że do tej funkcji nieźle pasowałoby określenie kurier”.
To fragment zeznań Fritza Wiedemanna już po zakończeniu tragicznego czasu II wojny światowej.
Dlaczego o tym piszę?
Bo kogoś mi ten oprawca, o którym mowa przypomina. Oczywiście wszystko według proporcji, ale…
Czasy są inne, pamięć historii istnieje, a ludzie, mimo niezmiennej natury są bardziej doświadczeni. Zmieniał swój życiorys, żeby wydać się bardziej atrakcyjnym, choć był tylko kurierem. Nie miał zdolności przywódczych, bo w jego otoczeniu były osoby bardziej widoczne, miał kompleksy, ale potrafił je zamienić w walory. Przekonał otoczenie, że to nie oni są winni niepowodzeniom, ale inni. To oni robią wszystko, by nie stało się to, co jest marzeniem, a marzeniem jest, by sukces narodowego socjalizmu, który spowoduje, że kraj będzie wielki, podniesie się z kolan i dzięki temu będzie się liczył na świecie. Będzie potęgą. Zaraził swoimi ideami najpierw kilka, później kilkanaście osób, które tworzyły zamknięty, ścisły krąg. Wreszcie zaraził tych, którzy poddali się tym słowom. Rozpętał kampanię nienawiści przeciwko swoim adwersarzom, rozpętał kampanię buty i przemocy…
Wtedy, w latach 20-tych i 30-tych ubiegłego wieku była to przemoc fizyczna, teraz już wystarczy przemoc psychiczna. Przynosi właściwie takie same efekty, a rąk się przy tym nie brudzi. Chodziło o panowanie nad ludźmi, o ustawianie ich we właściwym miejscu w szeregu, o zarządzanie strachem. Tak było wtedy, zanim doszło do wojny, tej prawdziwej. Podobnie jak i dzieje się teraz – swoisty rodzaj wojny. Wojny psychologicznej. Wojny prowadzonej po to, by wygrać. Wygrać siebie i tych swoich najbliższych ze swojego otoczenia. Chodziło i wtedy i teraz, zgodnie z genialną analizą społeczeństwa przeprowadzoną przez Johana Huizingę w „Homo Ludens”, o dumę, sławę, uznanie oraz świetność przewagi czy też dominacji.
Pisze On: „Współczesne wybuchy uwielbienia dla wojny, znane nam, niestety, aż nazbyt dobrze, nawracają w zasadzie do babilońsko-asyryjskiego pojęcia wojny jako boskiego nakazu w imię świętej wojny”. Święta wojna i obojętne, czy toczy się w sferze fizycznej, czy psychicznej.
Wróćmy do naszej rzeczywistości, która do tej pory jedynie była sygnalizowana.
Przed katastrofą smoleńską chodziło o zwycięstwo partii w wyborach. Sięgano do różnych środków, nawet takich, które były niemoralne i krzyczano, że każda krytyka to atak na prawdziwych patriotów, na polskość.
Szukano wrogów nie tylko wśród elit; wrogiem były również Niemcy, czy wręcz Europa. W swoisty sposób połączono ludyczny kościół z celami partii odwołując się do narodu, czy swoistych cech polskości. Schlebiano najniższym instynktom mówiąc: macie rację, ci, którym się nie podobacie są ludźmi niegodnymi, zapatrzonymi w Europę i jej poprawność polityczną. Wasza wiara, ta katolicka jest najwyższa i najczystsza, bo nasza, unikatowa, polska.
Mówiono, o husarii i szumie skrzydeł, zapominając dodać, że większość z nas to potomkowie pańszczyźnianych chłopów, a nie dumni synowie szlachetnych rodów. Podsycano wiarę w moc sprawczą państwa i władzy.
Tak udało się wygrać pierwsze wybory ponad 10 lat temu i nagle… Katastrofa pod Smoleńskiem, która też była efektem zadufania i buty. Chciano uzyskać przewagę, wygrać. Wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew protokołom dyplomatyczny.
Wtedy, w kwietniu – miał to być czas, kiedy Rosjanie nareszcie w pełni określą swoją rolę w Katyniu. Mieli pochylić głowy przed pomordowanymi tam polskimi oficerami, ale… Ważniejsze jest wygrywanie bitew na polskim podwórku. Organizowana jest druga wizyta, która kończy się tragicznie.
Teraz już można wszystko.
Teraz można walczyć o krzyż, o Wawel i wreszcie wygrać wojnę „wkopując przeciwnika w glebę”. Nie udaje się, ale przecież można prowadzić wojnę partyzancką. Jest wiele przykładów wygranych poprzez takie właśnie działania. Czasy inne niż ponad 100 lat temu więc używa się broni psychologicznej. Intensyfikuje się wmawianie ludziom, że są wielcy i każdy się liczy, choć tak naprawdę nie liczy się nic, poza wygraną konkretnego ugrupowania. Dalej wprzęga się w tę rozgrywkę kościół i jego hierarchów. Dalej gra się na najniższych instynktach. Tworzy się niemal podziemne państwo, które zagarnia coraz to nowych wyznawców i już nie przebiera się w słowach używając tych o najsilniejszych barwach. Wyrastają z tego tłumu szarych ludzi postacie, które skrzą się barwami, a ten tłum oczarowany patrzy na nich z uwielbieniem.
– On nauczył nas wierności, a my chcemy dotrzymać mu jej aż do zwycięstwa albo też po ostateczną zagładę. Dziękujemy losowi, że dał nam tego człowieka, sternika, w chwili potrzeby, apostoła prawdy, wodza prowadzącego nas ku wolności, fanatyka miłości, prowodyra konfliktu, bohatera w wierności, symbol sumienia.
– Łakniemy go. Jedynego, jak ziemia deszczu latem. Panie, pokaż temu narodowi cud! Jeden cud! Tego jedynego spośród ludzi !
I stał się cud. Wygrane wybory i jeśli ktoś myśli, że te cytaty odnoszą się do współczesności, to jest w błędzie. Oba cytaty, to słowa Josepha Goebbelsa pochodzące z 1924 roku, a opisujące Hitlera, a ten, który umieściłam w leadzie to słowa samego Adolfa Hitlera, które powiedział na zjeździe prawników.
Stał się cud, bo nareszcie ambitni wojownicy mogą się okryć sławą. Zapanować nad duszami ludzi przy wsparciu kościoła katolickiego, prowadzić wojnę z oponentami stosując niewybredne metody. I znów przypomnę, że nie chodzi o fizyczną eliminację tych oponentów. Wystarczy, by stracili wiarę w to, że ich słowa mają znaczenie. Jest to wojna na psychiczne wyniszczenie, na uzależnienie na wielu płaszczyznach. O psychice niewiele się mówi, bo to coś ulotnego, czego pozornie nie widać. Prowadzi się tę wojnę zgodnie z zasadą opisaną przez Johana Huizingę, jako boskiego nakazu w imię świętej wojny.
Wszystkie nowe ustawy, wszystkie reformy, aż wreszcie decyzje prokuratury o ekshumacjach bez liczenia się z głosem rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, to nic innego jak elementy tej wojny. Poniżyć, nie zauważać i robić swoje miażdżąc wszystko po drodze, co się opiera. Wszystko, łącznie z dziką przyrodą. Teraz rządzimy my i będziemy tworzyć nowy świat, nową rzeczywistość, nowego człowieka. To genialna recepta na to, by rządzić wiecznie, choć upadek może być przykry, ale przecież gra się o pełną pulę.
Nie będę się odwoływać do innych idei, ale pozostanę przy tej, którą się posiłkuję przez cały czas.
Walka z wewnętrznym wrogiem narodu nigdy nie rozbije się o formalną biurokrację lub jej nieudolność, lecz jedynie tam, gdzie formalna biurokracja państwowa miałaby się okazać niezdatną do rozwiązania jakiegoś problemu, naród niemiecki użyje swej aktywniejszej organizacji, by dopomóc sobie w zrealizowaniu konieczności życiowej (…), o czym może rozstrzygać państwo, o tym też ono rozstrzygnie. To, czego państwo nie będzie w stanie rozwiązać, zostanie rozwiązane za pomocą zorganizowanego ruchu (partyjnego) – z przemówienia A. Hitlera wygłoszonego na zjeździe norymberskim 11 września 1935.
Jesteśmy w swoistym „stanie wojennym” i ta wojenna machina przetacza się przez nas bez litości. Jeśli nawet na chwilę się zatrzymuje, to zaraz zaczyna posuwać się do przodu, może omijając jakieś wzgórze, ale jednocześnie je otaczając. Nasi przywódcy czerpią niezwykłą satysfakcję z wygrywania bitew w tej wojnie, których celem jest upokarzanie, łamanie kręgosłupów i rozpacz. Na tej wojnie nie bierze się jeńców. Tak wygląda nasza, polska wojna.
I na zakończenie:
„wojna psychologiczna, to system zabiegów propagandowych stosowanych w celu wywarcia wpływu na społeczeństwo przeciwnika i pozyskania go do realizacji własnych celów strategicznych”.
Kolejna zagadka. W tej definicji chodzi o społeczeństwo przeciwnika, czy to oznacza, że całe polskie społeczeństwo jest przeciwnikiem i jego część została już do własnych celów wykorzystana, a teraz należy coś zrobić z tą opierającą się częścią?
Na to pytanie odpowiedzi musicie udzielić sobie sami.
Grażyna Olewniczak
PIS wygrał wybory wmawiając społeczeństwu hasła „polska w ruinie , oni nic nie robią , złodzieje , fałszowanie faktów , zamach itd. ” , nie mając większości konstytucyjnej w Parlamencie i dąży do zagarnięcia władzy na każdym szczeblu naruszając Konstytucję , nie licząc się z nikim i niczym jest dla mnie tym czym byli w przeszłości naziści , faszyści , totalitaryści . Oni w przeszłości budowali systemy uszczęśliwiania obywateli kosztem drugiego człowieka . Ta polityka kończyła się zawsze tragicznie ale żniwo tej polityki to tragedie ludzi . Czy my dalej musimy być przed szkodą i po szkodzie „głupieśta ……. „
„Szukano wrogów nie tylko wśród elit; wrogiem były również Niemcy, czy wręcz Europa. W swoisty sposób połączono ludyczny kościół z celami partii odwołując się do narodu,”
Dlaczego kościół ludyczny? Czy nie miało być ludowy? Czyżby ten nasz polski kościół był rozrywkowy, zabawny, bawiący się?
Przymiotnik ludyczny łączy się etymologicznie z łacińskim rzeczownikiem ludus oznaczającym „grę, zabawę”. Należałoby tu spojrzeć na to słowo w inny sposób, a myślę tu o pracy Johana Huiziga „Homo Ludens”, w którym to opisuje on zabawę jako źródło kultury. W pewnym sensie, każdy z nas odgrywa swoje role w życiu i jeśli spojrzymy na to z zewnątrz, to jest to rodzaj zabawy, gry. Nawet o wojnie często mówi się, że jest to teatr. Teatr działań wojennych. Podobnie jest i z kościołem. Jest to rodzaj teatru, do którego celowo w jakimś momencie wprowadzono elementy kulturowe mające znaczenie w określonych środowiskach. Do tego, co jest czystym przekazem wiary do polskiego kościoła przedarły się najgorsze cechy polskich wyznawców, a od momentu, kiedy do władzy doszedł PiS te najgorsze cechy się uwypukliły i zaczęły dominować. PiS wykorzystał to, co jest w nas przerażające: zazdrość, nieżyczliwość, niedouczenie, buńczuczność, a kościół jako urząd poprzez swoich hierarchów podsycał w wyznawcach wiarę, że jest to dobre. Wiele wypowiedzi najwyższych dostojników o tym świadczy jak choćby takie słowa, że kobieta powinna być posłuszna mężowi, jak to, że zaleje nas fala uchodźców, czy wreszcie słowa dotyczące ekshumacji „smoleńskich”. Utożsamiono społeczeństwo z narodem i jego cechą stał się katolicyzm, co nie jest prawdą. Słowo „ludowy” zawęża to, co chciałam napisać, słowo „ludyczny” wskazuje nie tylko na podłoże kulturowe, ale i na swoistą grę prowadzoną wspólnie przez rządzących i hierarchów kościelnych.