„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Czarny Protest we Wrocławiu. Fot. Jacek Walicki
Czarny Protest. W czarnych strojach i nastrojach, 3 października Polki wyszły na główne place. To był „dzień K”, czyli Dzień Kobiety. Nie tylko w Warszawie, ale na dwustu placach w siedemdziesięciu miastach całej Polski. Odpowiedziały w ten sposób na wezwanie słynnej aktorki, Krystyny Jandy, która przypomniała o podobnym proteście kobiet w Islandii w 1975 roku. Wystarczyło kilkanaście dni, by złożony w sejmie i przyjęty do dalszych prac (stosunkiem 267 do 460) szalony projekt o całkowitym zakazie aborcji postawił na nogi tysiące kobiet w całym kraju.
Protest sprawił, że rząd wykonał krok do tyłu – ale wszystko wskazuje na to, że to tylko odwrót taktyczny.
Jednak w tym wściekłym i burzliwym morzu czerni tu i ówdzie błysnęły białe krople. To forpoczty „Białego Dnia”, równie błyskawicznie podjętej kontrakcji, w obronie „dzieci jeszcze nienarodzonych”. Do akcji zachęcał „Kościół polski”. Wzywał „duszpasterzy”, by tego dnia wyszli z murów kościołów i zademonstrowali swoje „katolickie” przekonania na ulicach.
– Polacy kiedyś dzielili się wedle przekonań politycznych, ale od katastrofy samolotu prezydenckiego w 2010 r. dzielą ich wartości – mówi socjolożka Marta Brzezińska-Hubert. – Dlatego różnica zdań w jakiejkolwiek sprawie zyskuje podtekst emocjonalny, przez co niesamowicie trudno jest przyjąć punkt widzenia drugiej strony. Ta choroba dotknęła też mediów – te same wydarzenia stają się zupełnie różnymi faktami w zależności od orientacji politycznej danego medium.
Istnieje też „trzecia Polska”, którą mało obchodzą zmagania polityków. Zdaniem Brzezińskiej-Hubert Polacy nie wierzą, że sami, jako pojedynczy ludzie, mogą cokolwiek zmienić, nawet na poziomie lokalnym. Albo pracują tak intensywnie, że nie mają energii na zajmowanie się sferą obywatelską.
Jednak aborcja to już nie abstrakcja polityczna, lecz bardzo konkretne zagrożenie sfery super-prywatnej, czyli ciąży. Dotyka to wszystkich kobiet: córek, matek i babć, przyszłych pokoleń. Kobiety na czarno, wbrew temu, co mówią o nich księża, nie czują się feministkami, lewicowymi polityczkami, ani nawet aktywistkami. – Chodzi o podstawowe prawa człowieka, o przyszłość naszych dzieci, o możliwość podejmowania suwerennych decyzji przez obywateli – wyjaśnia Kamila, jedna z organizatorek protestu w Krakowie. Zwycięstwo z 3 października to dopiero początek. Polki gotowe są na drugą rundę.
(oprac. bh)
Najnowsze komentarze