„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Prof. Płatek zarzuca „autorowi” apelu „wredną hipokryzję”. Litościwie nie ujawnia nazwiska tego obłudnika, który wystawia na odstrzał polskie celebrytki, nakłaniając je do wyznania grzechu aborcji, podczas gdy on sam chytrze się ukrywa za zasłoną dymną rozsiewanych z dezynwolturą plemników.
Autor po pierwsze nie rozsiewa, gdyż dawno już to ma za sobą. Zetknął się owszem, w swym prywatnym życiu, z aborcją, ale w czasach, gdy była najzupełniej legalna i przyświecał jej partnerski consensus. Z żadnego grzechu zatem nie musi się rozliczać, bowiem ani nie widzi w tym grzechu, ani w pojęcie grzechu nie wierzy. Jeśli gdzieś był „grzech”, to w braku edukacji seksualnej i dostępności antykoncepcji.
Autor, po drugie, protestuje przeciwko gruzińskiej szkole cytowania, gdyż Monika Płatek, streszczając wywód autora, pominęła jedyne zdanie zaprzeczające jej zarzutom: Niech zresztą i Panowie się włączą: „wiedziałem, kryłem, poparłem”.
Oczywiście autor mógł to był szerzej rozwinąć, zachęcając również partnerów celebrytek do wyznania „grzechu”, ale nie sposób tak wkraczać buciorami w życie intymne, skoro niechciane ciąże mogą być wynikiem gwałtu, skomplikowanych układów pozamałżeńskich czy dawno zapomnianych wybryków z czasów nieopierzonej młodości.
„Autor wie, pisze Prof. Płatek, że w Polsce podobna akcja wymaga nie lada heroizmu; mimo to namawia celebrytki: weźcie to na klatę”. Manifest 343 wymagał jak sądzę większego heroizmu. Gdy w 1971 roku 343 znane Francuzki przyznały się do przerwania ciąży, teoretycznie znacznie więcej im groziło. W społeczeństwie nieporównanie bardziej konserwatywnym i patriarchalnym, przewidującym karę więzienia nie tylko za aborcję i propagandę proaborcyjną, ale nawet za propagowanie antykoncepcji, był to istotnie akt odwagi. Z pewnością większej, niż dzisiaj w Polsce, gdzie przez blisko pół wieku aborcja była legalna, zanim w 1993 roku demokratyczna władza padła plackiem przed Kościołem, oddając mu klucze do duszy dzieci i ciał kobiet.
Co tak naprawdę grozi polskim „celebrytkom”, jeśli wspólnie i liczebnie wyznają straszny grzech aborcji? Pójdą siedzieć? Zabiorą im paszporty? Staną się obiektem hejtu i napaści ze strony pislamistów i faszystów? A co, już nie są? Jeśli nie są, to znaczy, że są i tak niewidoczne lub, co gorsza, trzymają się linii „Panu Bogu świeczkę, Diabłu ogarek”.
Polski „Manifest 343” można oczywiście inaczej sformułować, bardziej implikując mężczyzn. Autor już to zasugerował, lecz niesłychanie to rzecz komplikuje. Wszyscy panowie współodpowiedzialni winni też się przyznać i okazać solidarność, ale jak to zorganizować? Jeśli ktoś ma pomysł, chętnie poprę.
Bardzo mi przykro, że Prof. Płatek, której wypowiedzi wielce sobie cenię, wdała się w polemikę dowodzącą tylko tego, że najlepiej trzymać się z daleka od polskiego piekiełka, gdzie nigdy nie chodzi o to, by coś razem skonstruować, a zawsze o to, by innym podciąć skrzydła.
Najnowsze komentarze