„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Od wielu lat jestem niepraktykująca. Chodzę tylko na „znajome” śluby, chrzciny i pogrzeby, albo na ważne msze, tak jak msza w kościele s.s. Wizytek w Warszawie w dniu zakończenia urzędowania przez Prezydenta Bronisława Komorowskiego. To była ważna msza. Dwaj księża, nie bacząc na to, że będą wezwani „na dywanik”, przeprosili Prezydenta i jego małżonkę za wszystkie przykrości, jakie ich spotkały podczas urzędowania Prezydenta ze strony ludzi kościoła.
Czy wierzę? Do końca sama tego nie wiem. Każdy w coś tam wierzy. Nie wierzę w relikwie, takie jak fragmenty kości osób uznanych przez Kościół za świętych, tym bardziej w krople krwi papieża Jana Pawła II pobieranej w szpitalu podczas leczenia, teraz rozdawanej z czcią. Wręcz obrzydliwe! Równie dobrze można rozdawać inne płyny fizjologiczne.
Z całą pewnością wierzę w uczciwość, szlachetność, dobro i zło, chociaż tego drugiego jest teraz nieporównywalnie więcej na świecie… Wierzę też w to, że nie wszyscy i nie wszędzie łamią prawo i prawa, które zwą się przykazaniami boskimi i kościelnymi, że nie wszyscy udają sprawiedliwych, w rzeczywistości załatwiając własne partykularne interesy.
Polacy szczycą się papieżem Janem Pawłem II, niektórzy mówią o sobie, że są pokoleniem JPII. Tymczasem nie pamiętają jego słów i zaleceń, chociaż tłumnie uczestniczyli w Jego pielgrzymkach do Polski. Nie wspomnę, że zupełnie nie stosują się do nich, chociaż krzyczeli w uniesieniu „santo subito”! Nie stosują się do nauk Jana Pawła II, w przeważającej części ani wierni (przynajmniej polscy wierni, a wielu takich obserwuję), ani kler.
Wierni odchodzą od ołtarza, wychodzą z kościoła i za chwilę grzeszą w każdy możliwy sposób. Zioną nienawiścią, są zawistni, są antysemitami, a przecież wszyscy, do których się modlą, byli Żydami… Często nawet kpią z Papieża Franciszka, który jest, według mnie, najbardziej normalny z obecnych ludzi Kościoła katolickiego, by za chwilę nabożnie całować go po rękach! Nie będę wymieniała tych z pierwszych rzędów, którzy chylą czoła przed papieżem, rozwalając jednocześnie własne państwo, skłócając społeczeństwo, dzieląc ludzi na lepszy i gorszy sort, łamiąc prawo i konstytucję, z pozycji zwycięzcy!
Nie zachowują się ani przyzwoicie, ani moralnie. Polski Kościół katolicki, który zawsze udzielał schronienia walczącym o wolność i demokrację, przygarniał prześladowanych, użyczał miejsca na spotkania i dyskusje, teraz staje po stronie złej mocy i popiera jej działania, bo ona jest silniejsza. Już nie mamy schronienia ani azylu!
Jako noworodek zostałam z woli moich rodziców ochrzczona w kościele katolickim, właśnie w Krakowie, gdzie teraz gości Papież Franciszek. Jestem więc, według prawa kościelnego, katoliczką. Wtedy nie miałam nic do gadania. Gdybym miała, może zostałabym ewangeliczką, a może wyznawczynią judaizmu? Nie wiem.
W kościele w Polsce nie mówi się o słabszych, wyprasza się z kościoła upośledzone dzieci, nie namawia się do pomocy uchodźcom. Wprost przeciwnie, napuszcza się ludzi na ludzi i wrogo nastawia do obcych. Gdyby każda parafia w Polsce przyjęła jedną rodzinę uchodźców, to asymilacja przebiegłaby bez najmniejszych problemów. Podobno kościół uczy miłości.
Właśnie z tych wszystkich powodów od dawna nie praktykuję i nie bardzo wierzę, że coś się w polskim Kościele zmieni, mimo takich wielkich wydarzeń jak pielgrzymki do Polski kolejnych papieży.
Oglądając wizytę Papieża Franciszka na oddziale onkologicznym szpitala dziecięcego w Krakowie Prokocimiu, popłakałam się. Zwyczajnie. Po ludzku.
Ewa Oranowska-Wróbel jest tłumaczką języków bałkańskich i rosyjskiego, mieszka w Warszawie. Prowadzi blog Porcelanowy piesek.
Tekst ukazał się na stronie grupy FB, Polska@MURY runą… runą… , której Autorka jest współzałożycielką.
Najnowsze komentarze