„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
WYŁOWIONE Z SIECI
Na Światowych jest całkiem miło, mijały mnie Angola, Congo i Gabon, Brazylianie mieszkają na dzielni razem ze stoma innymi krajami, szczególnie latynowskimi, którzy to chodzą z bębenkami i zdecydowanie czują groove. Miasto wyludnione z tubylców, dziwne, wynajęte i megakolorowe, praktycznie każdy to jakiś pielgrzym, tylko niektórzy bardziej prywatni. Rytmy rozbrzmiewają u różnych sióstr i w zakonach a jak wiadomo Kraków ma z tysiąc kościołów i parafii, więc niechże ich tam totrochę rozrusza. Zaobserwowałem, że parafianie próbują sobie radzić z lekkim niedowierzaniem („to od sióstr Staszek?”, „Jak będą tak w nocy bębnić to dzwonię na policję”, pani w sklepie: „a u mnie na osiedlu mieszkają Libańczycy”). Dziś jeden Brazylianin mało nie zginął: tak świętował, że wybiegł na środek głównej ulicy, żeby se zrobić kółęczko z flagą a gdy powiedziałem im cześć, policzyli które to cześć od rana. Uwagę zwraca rewia afro mody damskiej, szczególnie fryzur. Widziałem siostry zakonne co grały w piłkę przy czterdziestu stopniach, ubrane po szyję. Nie do końca rozumiem ale miały fan i jedna broniła. Wczoraj jeszcze pielgrzymi mieli siły na pozdrawianie się, śpiewy, okrzyki – dziś jakby już się przywitali a wieczorem chodzą tacy wygłodniali i zmęczeni ale zadowoleni. Także nawet spoko, zwłaszcza że kard. Chciwisza, przepraszam, Dziwisza, oglądać nie muszę, to też się dobrze czuję. Globalna impreza, w tym trzeba powiedzieć że dużo dzieci i dziecio-młodzieży pozapraszali. Atmosfera na mieście całkiem sympatyczna, oby poszło w świat że Kraków jest fajny i żeby nic się nie działo złego. Helikoptery lotają jak podupcone, karetki i policja tyż, no pilnują jak wściekli. Co będzie, ja na szczęście nic nie wiem, ale póki co czuć że duża impreza.
Mateo Moczulski
Na wiślanych bulwarach, między hotelem Sheraton a Wawelem, stanęły na czas ŚDM trzy ogromne kopulaste namioty. Od przedwczoraj wydobywa się z jednego z nich nich jazgot przebojów głębokiego PRL-u, okraszony religijnym kiczem. Przed chwilą Janusz Gniatkowski śpiewał „Kuba wyspa jak wulkan gorąca” (chyba jak Fidel Castro) a teraz śpiewa Jerzy Połomski. Jezu, litości !!! Wyje tak, że słychać w promieniu kilometra.Jacyś debile zdecydowali, aby puszczać to młodzieży ze świata zamiast np. najlepszych energetycznych hitów polskiego rocka.
Moze to niezbyt stosowna chwila, ale napisze: ilekroc do Krakowa zjezdza cale to obludne PiSiorstwo, zwlaszcza na dostojny Wawel, czuje sie jak najechany przez uzurpatorow, jesli nie przez okupantow.
Kolejny wspaniały dzień w Krakowie. Młodzież świata robi nam tu genialny karnawał radości i dobra. Dużo z nimi rozmawiam, chłoną wszystko jak gąbka i odwzajemniają. Zachwyceni Krakowem.
Na Franciszkańską już się nie pchałem, ale oglądałem, oglądałem. Jak tak dalej pójdzie, zadepczą Franciszka z uwielbienia.
Kto się wystraszył i wyjechał z miasta – ten palant i niech żałuje.Krzysztof W. Kasprzyk
Najnowsze komentarze