„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
W okresie międzywojennym nagrano w Polsce około 4000 tang. Być może tylko w Argentynie tango było bardziej popularne i takiej jakości jak w Polsce. Lata dekady 1930 to złoty okres polskiego tanga. Do tej pory śpiewamy szlagiery z tamtych lat Petersburskiego, Własta, Golda, Fanny Gordon, Szlengla, Tuwima, Hemara (i innych autorów): „Już nigdy”, „Odrobinę szczęscia w miłości”, „Tango milonga”, „Ta ostatnia niedziela”, „Panna Andzia ma wychodne”, „Jadziem Panie Zielonka”, „Całuję twoją dłoń, madame”, „Ramona”, „Pod samowarem”, „Rebeca”, „Warszawo ma”, „Gdy w ogrodzie botanicznym”, „Tango andrusowskie”, „Bal u starego Jośka”.
Wielu z kompozytorów, tekściarzy, i wykonawców tanga było pochodzenia żydowskiego. Ta mieszanina polskości i żydowskości i zachłyśnięcie się odzyskaną wolnością przez Polskę po I Wojnie Światowej w kilku dziedzinach stworzyły unikalną mieszankę. Tak było też z sukcesami polskiej szkoły matematycznej w tym okresie (Banach, Sierpiński, Ulam, Kac) w Warszawie i we Lwowie, czy polską medycyną, które odnosiły nieporoporcjonalne, niewytłumaczalne sukcesy.
Ta sytuacja odmieniła się w 1936 kiedy do głosu zaczął dochodzić obóz narodowo katolicki. Czasopismo obozu narodowego „ABC Nowiny Codzienne”, które reklamowało się jako organ ruchu narodowego walczący o nowy ład w Polsce oparty na zasadach sprawiedliwości społecznej, 27 grudnia 1936 roku opublikowało artykuł sugerujący, że wszyscy Żydzi powinni wyjechać na Madagaskar co miało być rozwiązaniem problemu emigrantów w Polsce. Jako odpowiedź powstał wtedy foxtrot napisany przez satyryka Mieczysława Miksne (Kirszencweig)
Jestem sobie na wpół dziki ludożerca sam;
Więc pojadę do Afryki.
Tam kolonię mam.
Kupię sobie słonia lub dzikiego konia.
Albo jest kolonia, albo nie ma jej.
Refren
Oj, Madagaskar.
Kraina czarna, parna.
Afryka na wpół dzika jest.
Orzechy kokosowe i drzewa bambusowe
Tam są dzikie szczepy
To mi może będzie lepiej
Bo tam gdzie kultura
Tam jest kłótnia awantura
Oj Madagaskar
Kraj ukochany
niech żyje czarny ląd.
[..]
Mykwe sobie wybuduję, łaźnia musi być
Czegoż ja się tak krępuję, sam się będę myć
Restaurację także, otworzę a jakże
Przyjdziesz do mnie szwagrze na kojse i na rum
(kojsa = kieliszek wódki)
6 października 1936 roku „ABC Nowiny Codzienne” (numer 287, rok XI) opublikowały artykuł „Miejsce dla polskiej muzyki. Konfiskować żydowskie tanga”, który przytaczam poniżej. Powoli kończył się okres świetności polskiego tanga. W czasie okupacji wielu żydowskich kompozytorów tanga wyjechało na wschód lub zginęło z rąk niemieckich (oczywiście nie było to związane z polskim ruchem narodowo katolickm 1936-1939 ale z szaleństwem nazizmu). W czasie okupacji grano jeszcze tanga Petersburskiego po żydowskiej stronie w „Kawiarni Sztuka”. Ale już nigdy polskie tango nie odzyskało swej świetności.
© Piotr Stratus, czerwiec 2016. Autorowi dziękujemy za udostępnienie tekstu.
6 października 1936 roku „ABC Nowiny Codzienne”
Źle jest u nas z polskimi muzykami i z polskimi wydawnictwami: nie ma dla nich poprostu miejsca we własnej ojczyźnie wobec groźnego zalewu konkurencyjnej tandety żydowskiej, spychającej polskie utwory na ostatni plan. Wystarczy przejść Nowym Światem lub ulicą Sienkiewicza i i spojrzeć na wystawione w oknie najnowsze szlagiery, wydane nakładem polskich firm wydawniczych Gebethnera i Wolffa lub Michała Arcta: czytamy, nie wierząc własnym oczom – walce Fanny Gordon, angielskie walce Ferszka, Slow-fox Golda, tanga Petersburskiego i t. p.
Najpoważniejsze i najstarsze polskie wydawnictwa są rozsadnikami żydowskiej tandety muzycznej w Polsce! A ile ich wydają drukarnie żydowskie? Czy tego nie za dużo? Jeżeli „polska” publiczność, snobująca się, znudzona i spragniona coraz to nowych wrażeń, żąda stale nowych szlagierów, to czy dostawcami ich na rynek polski mają być tylko i wyłącznie żydzi! Nie!
Polskich kompozytorów lekkiej muzyki nie jest zamało, tylko w niedostatecznym stopniu się ich popiera, dlatego też nie mogą opanować rynku i zwalczyć konkurencji żydowskiej, która trzyma monopol w tej dziedzinie w swych pazurach. Nie brak nam własnych talentów: mamy Dana i Lewandowskiego, Jaworskiego, Mierzejewskiego, Rybickiego i tylu innych zdolnych młodych kompozytorów (a ilu nieznanych, nieodkrytych, którym poprostu jeszcze nie dano przyjść do głosu!).
Mogliby w zupełności zadowolić polski rynek i zastąpić żydowskich dostawców. Narazie jednak Goldy, Kataszki i inne Petersburskie chałaciarze zbijają majątki u nas w Polsce i naszym kosztem ciągną krociowe zyski ze swych paskudstw. A to dlatego, że są popierani przez swych współziomków, a polskie społeczeństwo nie może się dotychczas zdobyć na bezwzględnie energiczny protest i bojkot tej żydowskiej produkcji szlagierowej.Trzeba tylko wydrzeć z rąk żydowskich monopol na lekką muzykę! Trzeba raz przełamać ich zjednoczony front solidarności fachowej. Przestać przede wszystkim drukować te świństwa! Nie licuje z godnością uczciwych polskich firm ten udział w rozpowszechnianiu guana żydowskiego! Zwalczać wszelkimi możliwymi sposobami żydowskie pornografie muzyczne! Aż do konfiskat włącznie! Bo jeżeli Komisariat Rządu zarządził konfiskatę tekstów piosenek, kaleczących język polski, to czyż nie będzie po stokroć słusznem konfiskować i „zawywania” żydowskie Petersbuskiego, kaleczące nasze uczucia estetyczne. Żydowska muzyka do Palestyny! Tam można wyć i skomleć „orjentalne” tanga czy angielsko hebrajskie walce! Nie ogłupiać i nie tumanić nam polskiej publiczności!
Polscy muzycy powinni wziąć się energicznie do tępienia żydowskich chwastów przeciwstawić im jednolicie zwarty front polskiej produkcji muzyki tanecznej.
Kosa.
Najnowsze komentarze