„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
„Maleńka różnica”? Czemu nie, byle nie przekładała się na przepaść, dzielącą od wiek wieków tych, którym coś wystaje, od tych, którym nie wystaje. Mogłoby się zdawać, że w ostatnich dziesięcioleciach przepaść zasypano, lecz powielane od zarania dziejów mechanizmy męskiej dominacji, jak dowodzi Françoise Héritier, przetrwają jeszcze długo, gdyż wspiera je wciąż ciężka artyleria tradycyjnego systemu reprezentacji: od urodzenia każde indywiduum przypisane jest swojej płci. Zaś kobiecie przypisano rolę podrzędną i uległą. To do niej należy się zbuntować i odzyskać godność. A naszym obowiązkiem jest ją w tym wesprzeć.
Ilustruje to wymownie przykład odmiennego całkiem traktowania osesków, co Françoise Héritier, podczas jej badań nad społeczeństwami Afryki, uderzyło w Burkina Faso. Zauważyła bowiem, że gdy noworodek zaczynał płakać, niosąca go na plecach matka natychmiast dawała mu pierś, o ile był to chłopczyk, natomiast dziewczynce pozwalała wypłakać wszystkie łzy. Zapytane przez nią o przyczyny takiej dyskryminacji, wszystkie matki odpowiadały spontanicznie, że „chłopiec ma serce czerwone”, gdy się rozgniewa, więc nie wolno igrać z ogniem, gdyż może go zabić atak apopleksji, zaś dziewczynka musi się nauczyć, że jej losem jest uległość i czekanie.
To tego rodzaju tresura, na całym świecie wszechobecna, wbija każdego w przypisaną mu z góry formę: kobietom każe się oswoić z właściwym ich przyrodzeniu uczuciem frustracji, mężczyzn zaś utwierdza w przekonaniu, że każdy z ich popędów jest naturalny i musi być natychmiast zaspokojony.
Na tym, nawiasem mówiąc, wspiera się argumentacja na rzecz prostytucji, najstarszego rzekomo zawodu świata (choć inni twierdzą, że to zawód dziennikarza, czyli tego co zna adres): nic nie jest w stanie się przeciwstawić męskim popędom, domagającym się natychmiastowego zaspokojenia. Męska żądza jest prawomocna i niczym nie może być pohamowana. Są po temu instytucje, prawa i tradycje znajdujące wyraz w języku. Po francusku l’homme public to Mąż Stanu, zaś femme publique to dziwka, pensjonariuszka domu publicznego. Odwróćcie znaki płci i pomyślcie trzeźwo. A nade wszystko, postarajcie się wpoić waszym dzieciom, że wcale tak być nie musi. Przynajmniej część spośród nich, dzięki temu, wyrwie się ze szponów archaicznego schematu.
Dziedziczka Lévi-Straussa
We Françoise Héritier (czyli nomen omen „dziedziczce”) największy antropolog francuski, Claude Lévi-Strauss, dawno temu już upatrzył swą następczynię. I faktycznie – przejęła po nim katedrę w Collège de France. Jej najważniejszy zapewne wkład do antropologii, łączący teoretyczne osiągnięcia strukturalizmu z odkryciami, poczynionymi przez socjobiologię i psychologię ewolucyjną, to wydana w 1996 roku książka pod tytułem Męski, żeński. Sposób myślenia o różnicy.
O maleńkiej różnicy myślimy bowiem, przez ekstrapolację, w kategoriach ontologicznych i zgoła eschatologicznych. Dlaczego ludzkość rozwijała z takim uporem systemy myślenia i władzy, spychające płeć żeńską w zniewolenie i podrzędność, a waloryzujące notorycznie, gwałtem, ogniem i mieczem, fallusa?
Trudno na to odpowiedzieć, skoro nie znamy żadnej alternatywy. Wszelkie opowieści o jakimś tam prehistorycznym „matriarchacie” należą, zdaniem Françoise Héritier, do mitów podtrzymujących, metodą kompensacji lub odstraszenia, nieufność do kobiet („Spójrzcie tylko, wielokrotnie onegdaj próbowały, ale nigdy im się nie udało, fajtłapy”). Były owszem społeczeństwa, w których filiacja i dziedziczenie szły po kądzieli (matrylinearny system pokrewieństwa), jeszcze dziś jest parę tego typu mikro-społeczności, jak w chińskiej prowincji Junnan czy u Tuaregów na Saharze, lecz tak naprawdę, jak się uważniej przyjrzeć, zwykle władzę faktyczną ma starszy brat albo inny wujek.
Françoise Héritier uważa, że odwieczny kanon męskiej dominacji wciąż pozostaje w mocy, jako że tatuś i mama, nauczyciel i katecheta, pracodawca i polityk – choćby i dawali świeczkę Bogu, resztę dają Diabłu, zgodnie z odruchem podyktowanym przez utrzymującą się od tysięcy lat tradycję. A kozłem ofiarnym (nie jedynym, lecz preferowanym) jest niemal zawsze przedstawicielka tej połowy homo sapiens, którą ewolucja wyposażyła w parę chromosomów X, dając drugiej połowie domniemany wybór między X a Y. Ta druga wcale zresztą nie wyszła na tym lepiej. Kobiety żyją dłużej i są bardziej odporne, gdyż mają parę chromosomów X i w razie uszkodzenia jakiegoś genu, mogą go sobie zastąpić zdrowym bliźniakiem z naprzeciwka. A facet ma naprzeciwko, w chromosomie Y, całkiem inny genotyp. Mało przydatny.
Model archaiczny
Tej płciowej ruletce przyświecała od początku troska o zmylenie wroga: aleatoryczna rekombinacja genów zapewniała lepszą ochronę przed wirusami lub pasożytami, które nie nadążały za systemem samoobrony. Czemu Igrek wygrał z Iksem i go bezwzględnie zdominował? Biologicznie nic go do tego nie predestynowało, nawet jeśli dowiedzieliśmy się o tym niedawno. Dzisiaj wiemy, że w przyrodzie są tysiące strategii rozrodu i nie wszystkie są płciowe. Wiemy też, że każdy płód, w początkowym stadium, jest poniekąd dziewczynką i anatomiczny plan budowy ludzkiego ciała jest żeński, a dopiero około ósmego tygodnia, jeśli obecny jest chromosom Y, nagły zastrzyk testosteronu kreuje atrybuty chłopca. Albo i nie, co też się zdarza. Stąd obojnaki, trans, płcie pośrednie i nie do końca zdeterminowane.
Dlaczego ten model archaiczny, jak nazywa Françoise Héritier ów model bezdyskusyjnej dominacji męskiej, do dzisiaj, po milionach lat ewolucji i nawet po pigułce, która po raz pierwszy dała kobietom szansę wyzwolenia – powielany jest z uporem z ambony, w salonie Pani Dulskiej i pod budką z piwem? A także w biurze, kuchni i sypialni?
A może dlatego, podpowiada Françoise Héritier, że dla nas – samców – nie do zniesienia jest idea, iż nie możemy własnoręcznie się sklonować, że mężczyźni nie mogą spłodzić chłopców, a kobieta jest zdolna stworzyć swe żeńskie repliki, na przemian z męskimi, zaś my zależymy całkowicie w tej materii od jej kaprysów? Ona już dziś ma narzędzia, pozwalające się nas pozbyć. Wystarczy pobrać jajeczko, wydłubać zeń jądro, wstawić na jego miejsce komórkę wziętą z własnego organizmu i zagnieździć całość we własnej macicy. Powstałoby w ten sposób społeczeństwo składające się wyłącznie z różnych rodów żeńskich. Wystarczyłoby zachować trochę zamrożonej spermy, by co jakiś czas odświeżyć genotyp. Science fiction? Teoretycznie już jutro możliwe, co nie znaczy, że to świetny pomysł. Kobieta w zasadzie nas nie potrzebuje. Poniekąd robi nam łaskę, czasem nazywając to Miłością, ale rzadko.
Prokreacja, filiacja, dziedziczenie… Ludzkie cywilizacje, ukształtowane od tysiącleci przez lęk, interes i głęboką niewiedzę, uważały to zazwyczaj za boski atrybut Pana Stworzenia, czyli mężczyzny – owego homo erectus (za przeproszeniem), który wierzył od czasu zejścia z drzewa, że kobieta i jej macica to jedynie naczynko, w które wystarczy wstrzyknąć nasionko, by wyrósł z tego Syn. Co drugi raz zdarzała się, niestety, dziewczynka, co traktowane było często jako niefart, jeśli nie błąd. „A kiedy zwiastują któremuś z nich córkę, to jego oblicze się zasępia i jest udręczony. On ukrywa się przed ludźmi z powodu tego nieszczęścia, które mu obwieszczono; czy on ma je zachować, mimo poniżenia, czy też pogrzebać je w prochu” (Koran, 16: 58-59).
Do dziś są miejsca, gdzie ów błąd definitywnie się naprawia. Brakuje dziś w świecie 100 milionów kobiet, a każdego roku „znika” około dwóch milionów dziewczynek, zwłaszcza w Indiach, Chinach czy Pakistanie (tym cichym ludobójstwem, o którym mówi mocna książka Half the sky Nicholasa Kristofa i Sheryl WuDunn, jakoś się nie przejmują „obrońcy nienarodzonych”!).
To wszystko mit i paranoja, interesownie kultywowane. Barbarzyństwo wspierające się odwieczną ignorancją, z której dopiero zaczynamy wychodzić, trzy kroki w przód, dwa kroki w tył, trąbiąc na odwrót, gdy tylko ktoś wypuści się o ząbek za daleko.
Dyferencjał płci
Françoise Héritier jest przekonana, że uwarunkowany zarazem biologią i jej bezdenną ignorancją „dyferencjał płci” ukształtował nasze widzenie świata, z gruntu dualistyczne, oparte na opozycjach typu dobre/złe, ciepłe/zimne, aktywne/bierne, silne/słabe i tak dalej, czemu odpowiadają wszelkie nasze ułomne i manichejskie teologie, kosmologie i przesądy światłoćmiące, przekładające się na małżeństwa z przymusu, ius prime noctis, wycinanie łechtaczek, skrywanie pod burką, zapędzanie do roboty w polu i do kuchni, pozbawianie edukacji i prawa do głosu.
Kobiety wzięte zostały, zależnie od punktu widzenia, pod ochronę i na odstrzał. Chroniono ich słabość i nikczemny wzrost, będące – zdaniem Françoise Héritier – jedynie morfologicznym rezultatem nacisków selekcyjnych, opartych na wielce przyziemnych mechanizmach: kobiety, dostarczające swym plemionom myśliwych i zbieraczy 80% roślinnego pokarmu, z urzędu odsuwane były od proteinowego żłobu pod różnymi pretekstami – a to, że tłuszcz należy się myśliwym, a to że tata musi, a to że mama sama sobie wyprodukuje pokarm, jako fabryka białka…
Religie objawione do perfekcji zaś doszlifowały ów model archaiczny, udzielając mu boskiego namaszczenia i wyposażając go w dogmatyczne instrumentarium. „Kobiety są błędem natury… z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu… są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny… Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna”. „Dziewczynki powstają z uszkodzonego nasienia lub też w następstwie wilgotnych wiatrów” (św. Tomasz z Akwinu). „Kobieta jest istotą poślednią, która nie została stworzona na obraz i podobieństwo Boga. To naturalny porządek rzeczy, że kobieta ma służyć mężczyźnie” (św. Augustyn). „Mężczyźni mają pierwszeństwo nad kobietami, ponieważ Bóg dał im wyższość nad niemi i wyposaża je przez mężczyzn” (Koran, 4:38). „Żony powinny być posłuszne, zachowywać tajemnice mężów swoich, gdyż pod ich straż niebo je oddało; mężowie doznający ich nieposłuszeństwa, mogą je karać, zostawić w osobnych lożach, a nawet bić je; uległość niewiast powinna dla nich być ochroną od złego z niemi obchodzenia się” (Koran, 4:34). „Nie pozwalam zaś kobiecie nauczać ani wynosić się nad męża; natomiast powinna zachowywać się spokojnie. Bo najpierw został stworzony Adam, potem Ewa. I nie Adam został zwiedziony, lecz kobieta, gdy została zwiedziona, popadła w grzech; Lecz dostąpi zbawienia przez macierzyństwo, jeśli trwać będzie w wierze i w miłości, i w świątobliwości, i w skromności” (Nowy Testament, I Tm 2,11-15).
Odbicia w oku mężczyzny
„Dziesięcioletnia dziewczynka – powiada pisarka Chantal Thomas – czuje w sobie niesamowitą siłę, ma poczucie nieugiętej, dzikiej determinacji. Wkrótce potem, gdy pokwita, wszystko się zmienia: zwraca się ku chłopcu, przegląda się w jego oczach, poddaje się jego ocenie”. Mało kto lepiej ten proces i dalsze jego konsekwencje opisał niż Nancy Huston w eseju „Reflets dans un oeil d’homme” („Odbicia w oku mężczyzny”).
Większość manifestacji rzekomej „nowoczesności” – moda, makijaż, piosenka, seks – to przeglądanie się w cudzych oczach, a te oczy wciąż widzą po staremu. „Archaiczne systemy reprezentacji powstały w paleolicie, jakieś 500 tysięcy lat temu i do dziś są powielane – mówi Françoise Héritier. – Religie objawione jedynie wzmocniły to, co nazywam ‘dyferencjałem płci’, dokładając do tego serię czysto żeńskich obligacji, jako to wierność, dziewictwo, skromność, wstrzemięźliwość, wyrzeczenie się ambicji i nade wszystko, odrzucenie wiedzy. Przyjęcie za coś naturalnego podrzędnej roli kobiet wpajane jest od urodzenia obu płciom. Wiele kobiet bezwiednie w ten schemat się wpisuje, wiele nawet dobrze się czuje w sytuacji względnego komfortu, zwalniającego od myślenia”.
W myśl tej logiki przewrotnej wiele muzułmanek broni dziś hidżabu, jeśli nie burki. Lecz nawet w społeczeństwach niemal całkiem zlaicyzowanych i demokratycznych dziewczyny i kobiety zaczynają nazbyt spoczywać na laurach. Wydaje im się, że już wygrały, skoro zapewnia im formalną równość i parytet cały arsenał praw (do czego w Polsce rzecz jasna daleko). Nie dostrzegają tego, że w jabłku od dawna, od zawsze jest robak. Nie widzą tego, że ruch oporu zagnieżdżony jest w archaicznych systemach reprezentacji i w newralgicznych punktach życia codziennego, domowego i seksualnego.
Odzyskać władzę nad ciałem
W ostatnim półwieczu, po raz pierwszy od co najmniej pół miliona lat, model archaiczny został mocno podważony. Françoise Héritier jest absolutnie pewna tego, że swobodny dostęp do środków antykoncepcyjnych jest czymś przełomowym, gdyż po raz pierwszy kobieta odzyskuje kontrolę nad prokreacją i nad własnym ciałem.
Jako antropolog, liczący czas w długich odcinkach, Françoise Héritier jest względną optymistką, gdyż antykoncepcja po raz pierwszy dała kobietom szansę wyzwolenia się spod męskiego szantażu, czerpiącego swą złowieszczą siłę – niszczycielską, leżącą zapewne u źródeł płciowej, społecznej i kulturowej stratyfikacji, będącą napędem wojen i gwałtów, powielającą ad infinitum z pokolenia na pokolenie standardy żeńskiej uległości i pokory – z niepewności ojcostwa, frustracji wobec magicznej zdolności kobiet do samopowielania siebie i fabrykowania płci przeciwnej, i wypływającej stąd obsesji przejęcia absolutnej władzy nad ciałem, macicą i sterującym nimi umysłem, a więc i światem wyobraźni, tyleż kobiety, co nas wszystkich.
Przejęcie przez kobiety kontroli nad prokreacją i wszystko, co to implikuje – prawo do powiedzenia NIE, do wyboru partnera, do rozwodu regulowanego przez prawo, a nie na zasadzie odtrącenia (répudiation), zakaz wydawania za mąż małych dziewczynek, etc. – słowem, przejęcie kontroli nad własnym ciałem to pierwszy, lecz absolutnie decydujący krok w marszu ku równości i godności.
Cała reszta, choć nieodzowna i znacząca – żądanie politycznego parytetu i równouprawnienia w dostępie do edukacji, w karierze zawodowej i w zarobkach, żądanie sprawiedliwego podziału zadań domowych czy wreszcie skończenia z seksizmem i instrumentalnym traktowaniem w życiu, kulturze i mediach – nie będzie nijak solidna ani trwała, jeśli wszystkie kobiety nie uczynią tego pierwszego kroku.
Françoise Héritier, Masculin-Féminin I. La Pensée de la différence, Paris, Éditions Odile Jacob, 1996/2002
Françoise Héritier, Masculin-Féminin II. Dissoudre la hiérarchie, Paris, Éditions Odile Jacob, 2002
Françoise Héritier, Hommes, femmes : la construction de la différence, Paris, Édition Le Pommier, 2010
Nancy Huston, Reflets dans un œil d’homme, Actes Sud, 2012
Patrz też: Women Dignity March – 18.06.2016. Warsaw
Najnowsze komentarze