web analytics

DOK – Democracy is OK

„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)

Szczerość w życiu publicznym albo sztuka kamuflażu

Stefan Rieger

"Kostium", Krysia Kierebinski, licencja CC-BY-NC-ND https://creativecommons.org/licenses/by/4.0/

„Kostium”, Krysia Kierebinski, licencja CC-BY-NC-ND

 

Życie, zwłaszcza publiczne, to bal maskowy, a polityka to gra w pokera-kłamcę. Demokracja jest zachętą do szczerości, ale bez przesady. Absolutna przejrzystość jest tyleż pobożnym życzeniem, co koszmarem. Jeśli ktoś zbyt ostentacyjnie manifestuje „szczerość” przekonań i postaw, możemy być niemal pewni, że udaje na jeden z dwóch sposobów: albo w nic naprawdę nie wierzy i uprawia tylko ekshibicjonizm, albo czuje w głębi lub wierzy w coś zupełnie przeciwnego, niż to, co głosi, czyli stosuje kamuflaż.

Ta ostatnia strategia nad wyraz jest rozpowszechniona. Nie musimy się cofać aż do komunizmu, gdy wszędzie były same Ministerstwa Miłości i Pokoju. Szczególnym wzięciem cieszyła się od zawsze w PiSneylandzie, gdzie wystarczyło spojrzeć na mordy, by wiedzieć z góry, że ontologicznie zgoła kłamią, skrywając przeciwne słowom popędy. Tak jak roślina najlepiej rośnie na szambie, tak zaprzaniec kwitnie w oczach, gdy czerpie garściami, wiednie lub bezwiednie, w pokładach własnej, brudnej podświadomości.

W sedno utrafił Howard Bloom w fascynującej, lecz mrożącej krew w żyłach książce Zasada Lucyfera, odsyłając naszą ludzką szamotaninę ku kipiącej amoralną, czysto instynktowną przemocą biologii, skorygowanej tylko przez altruizm, o równie biologicznym, ewolucyjnym rodowodzie, oraz marginalnie przez kulturę i prawo. Tego nie trzeba lubić, lecz to należy znać: socjobiologię, psychologię ewolucyjną, etologię, neurobiologię… Nie ma dnia, by nauka nie przyniosła nam dementi dla zdroworozsądkowych, przekazanych nam z dziada-pradziada mądrości ludowych i teologicznych aksjomatów.

 

Brzuchomówstwo

Kiedy ktoś zbyt ostentacyjnie afiszuje swój radykalizm ideowy, fundamentalizm moralny lub nadgorliwą świątobliwość, możemy być niemal pewni tego, iż w szafie swej podświadomości ma co najmniej jednego trupa. Twardogłowi, oszołomy i dewoty mają fiksację na punkcie wroga nie bez przyczyny. Ów wróg ohydny i nienawistny pozwala im pławić się, per procuratio, w rozwiązłości i podłości. Odczuwają, per ab-negationem, cudze podniecenie i rozkoszowanie się złem, jakby sami je przeżywali. To nic innego, jak projekcja własnych, zakazanych emocji na obiekt swej nienawiści, na tej samej zasadzie, jak brzuchomówca udaje, że przemawia ustami kukły. Zysk jest podwójny: czerpiemy rozkosz z zaspokojenia popędów, robiąc karierę na ich tępieniu.

Papieru nie starczy, by wyliczyć przykłady. Na miejsce w Panteonie zaprzańców zasłużył sobie niewątpliwie ów amerykański senator, chorąży walki z pedofilią, do czasu aż go przyłapano na flirtach z nieletnimi stażystami. Na ławie oskarżonych nie będzie osamotniony: pocieszy go może obecność wielu księży, a nawet i biskupów, zmuszonych zapłacić – gdyż o symbolicznej karze decyduje skala duchowego zaprzaństwa – jeszcze wyższą pewnie cenę. Ich zresztą, boskich ambasadorów miłości, miłosierdzia i prawdy wiecznotrwałej, nikt nigdy w samozaprzaństwie i obłudzie nie prześcignie.

 

Libido, chciwość, obłuda

Były szef gabinetu francuskiej minister od mieszkań, Christine Boutin – równie gorliwy ultrakatolik, jak i ona – nie zgrzeszył może śmiertelnie, gdy wykrzykiwał wszem i wobec, iż pora skończyć z bezwstydnym wykorzystywaniem mieszkań socjalnych, podczas gdy sam żył od lat w dwustumetrowym apartamencie socjalnym za ćwierć rynkowej ceny – lecz nie ma powodu, by niemoralność tego typu traktować łagodniej, niż grzechy odsyłające do libido.

Mimochodem wystawił się też na odstrzał Serge Dassault, święty patron medialno-zbrojeniowego koncernu, gdy na łamach swego własnego dziennika Le Figaro (zanim udało mu się w końcu sprzedać dyktatorom wszelkiej maści tuziny myśliwców Rafale) uderzał w ton liryczny: „Kiedy to wreszcie ludzie przestaną się nawzajem wyrzynać, zamiast współżyć w świecie tolerancji, szacunku i pokoju?”. Kiedy przestaniesz im sprzedawać śmiercionośne zabawki, koteczku!

Wirtuozem w tej materii okazał się były socjalistyczny minister finansów, Jerôme Cahuzac, który wypowiedział wojnę oszustom podatkowym, zanim się okazało, że wyprowadził parę milionów do Szwajcarii, a stamtąd do Hong-Kongu, gdy Helweci, przyciśnięci przez Amerykanów, zaczęli puszczać farbę. Ostatnio zaś zabłysnął lider Zielonych we francuskim parlamencie, Denis Baupin, który umalował sobie usteczka na czerwono, w ramach kampanii przeciw przemocy wobec kobiet, co skłoniło kilkanaście pań, gdyż przebrała się miarka, do oskarżenia go o notoryczne molestowanie seksualne.

Nikt jednak nie prześcignął zapewne w tej konkurencji naszego ex-prezydenta Sarkozy’ego, mistrza wieloznacznego, nieuchwytnego zaprzaństwa, zdolnego sobie zaprzeczyć dwa razy w tym samym zdaniu. Nie wiem, czy ma jakiegoś trupa w szafie, czy raczej – nie miał nigdy kręgosłupa ni poglądów. Gdy mówiłem kiedyś o prezydencie Chiracu, że jest „zaprzeczeniem samego siebie”, nie znałem jeszcze rozpiętości skali możliwych paradoksów. Sarkozy bije swego mentora na głowę pod względem politycznej witalności, podszytej fałszem tolerancji, wirtuozowskiej nieszczerości, medialnej żarłoczności, która nie jest zapewne niczym innym, jak głaskaniem z włosem najniższych instynktów i radosną improwizacją na użytek gawiedzi, a raczej – z benefisem dla przyjaciół z biznesu.  Genialnie go sportretował pod postacią Lubiaka Marc Dugain, w pasjonującej trylogii odsłaniającej kulisy polityki (L’Emprise, Quinquennat, Ultime partie) i odbierającej resztę złudzeń.

 

Życie w kłamstwie

Przytoczyłem tu tylko garść dość niewinnych w sumie anegdotek z mego francuskiego podwórka. Nie ośmielę się nawet zajrzeć, przez dziurę w płocie, do waszego polskiego zaścianka, wybiegu dla pensjonariuszy z Tworek, gdzie kogut pieje basem, świnia jodłuje, pies miauczy, a kaczka kwiczy i gryzie. Zróbcie sobie sami test szczerości. Sprawdźcie, czy głos podświadomości waszej współbrzmi jakoś z tym, co wygłaszacie publicznie. Nawet nie musicie tego rozgłaszać. Zmierzcie tylko skalę dysonansu. Tysiąc jest na to sposobów.

Nie wierzycie, ale chcecie dać szansę dzieciom, by w coś uwierzyły. Macie gdzieś religię, ale wysyłacie na religię dwoje dzieci. Wieszacie psy na Kościele, ale chrzcicie wasze maleństwa, posyłacie je do Komunii, bierzecie ślub kościelny. Popieracie „kompromis aborcyjny”, czyli najsurowsze prawodawstwo w Europie, ale gdy dopadnie was niechciana ciąża, nie wahacie się przed ekspatriacją sumienia, grzesząc ochoczo na Słowacji, w Szwecji lub gdziekolwiek. Wam to cyka, ale nie chcecie sprawić przykrości Babci. A może Babcia to pretekst, gdyż to Was, tak naprawdę, liżą po plecach piekielne płomienie wątpliwości? Jesteście czasem szczerzy wobec siebie, ale publicznie – nigdy. Tym samym skazujecie się na życie w kłamstwie. A prędzej czy później przyjdzie za to zapłacić.

Szczerość w życiu publicznym? Nigdy nie kłamać, nigdy nie mówić całej prawdy. Choćby dlatego, że to niemożliwe. Gdyż prawda wciąż umyka i jeszcze się taki nie urodził, kto by ją przyszpilił. Ale wystarczy to wiedzieć i nie udawać, że się tego nie wie. Minimum szczerości i uczciwości. Mało kogo na to dzisiaj stać. Spróbujcie, może zobaczą w was Mesjasza.

Stefan Rieger były dziennikarz RFI (Radio France Internationale) w Paryżu i krytyk muzyczny, od lat mieszka we Francji.

Patrz też: Stefan Rieger, Fantazjujący gatunek, czyli storytelling
oraz inne teksty Stefana Riegera na stronie Democracy is OK.

 

(Visited 404 times, 1 visits today)

One comment on “Szczerość w życiu publicznym albo sztuka kamuflażu

  1. Ewa
    1 lipca 2016

    Fantastyczny artykuł !!!!! Prawda, prawda i sama prawda. Znałam takich ludzi, ojciec rodziny głęboko wierzący i praktykujący. Bardzo pilnował małżonki i dzieci żeby mszy nie opuszczały… Każdej niedzieli, po sumie i kupieniu ciastek na deser po niedzielnym obiedzie, kiedy wchodzili do domu, zdejmował „kościółkowy” garniturek żeby się nie pogniótł ani nie pobrudził, jeszcze przed obiadem „wypłacał” cięgi żonie i dzieciom za cały ubiegły tydzień…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Information

This entry was posted on 11 czerwca 2016 by in BEZ SKRUPUŁÓW, FB, TEKSTY NASZE WYBRANE and tagged , , , , , , .

Kategorie

Najpopularniejsze:


License:

This work is licensed under a Creative Commons Attribution-NoDerivatives 4.0 International License.

W blog Democracy is OK D.OK zamieszczamy teksty, których tematyka jest zgodna z ideami wyrazonymi w naszym Manifescie, jednak za tresc artykulow i wyrazone w nich opinie odpowiedzialni są tylko i wylącznie ich autorzy.