„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
…Frajda robienia zakupów. Wyprawiam się do COOP (sklep spożywczy) i oddaję się tej czynności niczym nieco zapomnianemu i odkrywanemu na nowo rytuałowi. Cztery paczki kawy, wino białe, gruszki, proszki do pieczenia, cukry waniliowe (ciasto w planach!), carne macinata, riso rosso e bianco etc etc. Na lunch już gotowe pudełko pasta con gamberi e verdure. Najważniejszy zakup jednak to gazeta „La Repubblica”, od której się uzależniam (jak można jej nie czytać??). Lekturę „R.” wieczni nastolatkowie jak ja mogą zacząć od kilkunastostronicowego dodatku o ME (jednak odkąd kolejni selekcjonerzy bezmyślnie zrezygnowali z najambitniejszego włoskiego napastnika Fabio Quagliarelli, straciłem serce do włoskiej piłki) albo od pierwszej strony z przygnębiającą relacją z wyników wyborów na prezydentów miast: w Rzymie w pierwszej turze wygrywa pani Raggi z ruchu Pięciu Gwiazd. Będzie dogrywka z drugim na mecie, lewicowym kandydatem, ale Raggi ma już chyba zwycięstwo w kieszeni. Pięć Gwiazd to „spontaniczny ruch sprzeciwu”, coś w rodzaju polskiego Kukiza, a kiedyś Samoobrony czy Partii X, w połączeniu z PiS. Na czele 5 Stelle także stoi estradowy błazen, Beppe Grillo, o równie ograniczonych horyzontach i antydemokratycznych ciągotach co dwaj panowie K. Kandydatka „partii rewolucji” to była współpracownica Berlusconiego, umoczona w różne afery w Wiecznym Mieście, ale rzymianie, jak Polacy, nie lubią pamiętać i przyjmują ją jako „nową twarz”. Głosuje na nią Michele, kuzyn mojej żony, choć nie umie powiedzieć, dlaczego (fakt, że w jego domu są dwa telewizory i ani jednej książki może sugerować odpowiedź: wszak Grillo to postać z ekranu). Badania mówią, że Włosi poniżej 34 roku życia najchętniej głosują właśnie na starego satyra i jego ludzi.
Lekturę gazety najlepiej więc zacząć od rozmowy z Orhanem Pamukiem, który dziś obchodzi urodziny. A jeszcze lepiej – tak jak właśnie to czynię – od jednoczesnego nastawienia płyty Magnetic trębacza Terence’a Blancharda z utworami, których trzeba wysłuchać chociażby ze względu na ich tytuły: „No Borders Just Horizons” albo „Don’t Run”. Pamuk opowiada o wchodzącym właśnie do kin angielskim filmie Stambuł i Muzeum Niewinności Pamuka na podstawie jego własnej powieści, a także o współczesnej Turcji.
– Dziś jesteśmy wkurzeni rosnącą centralizacją władzy i brakiem szacunku dla wolności wypowiedzi. Grant Gee [reżyser filmu] pokazuje też upadek starego Stambułu i życie dzisiejsze.
Specjalnie na potrzeby filmu Pamuk wymyślił nową postać, która opowiada o „przeszłości i o przyroście drapieżców chmur, o nowym, nowoczesnym Stambule z cementu…” (dopiero co zakończyła się imponująca wystawa o rosnącej bezdusznej metropolii w rzymskim muzeum MAXII).
Pamuk dostrzega rosnącą wagę Turcji w świecie, która jeszcze kilkanaście lat temu cierpiała na kompleks peryferii, w poczuciu, że „nasze życia nie są ważne dla świata”.
– Staliśmy się ważni, zauważa Pamuk, i „to jest dobre uczucie”.
– Czuć tę atmosferę wszędzie, od dzienników po zwykłych ludzi. Ale cena jest taka, że na naszych barkach spoczywają problemy całego świata: imigracja, trzy miliony Syryjczyków goszczonych na naszej granicy; nasza demokracja, w której wolność słowa poddana jest naciskowi, a trybunałami i sędziami się manipuluje; wreszcie nasze szorstkie relacje z Europą.
Zaraz, o którym państwie on mówi?
– Czasem czuję nostalgię za starymi, dobrymi czasami, w których nikt nie mówił o Turcji i jej problemach – kończy rozmowę turecki noblista.
p.s. To była puenta meandrująca, łagodnie pesymistyczna. Prawdziwą puentę – puentę tragiczną – dopisuje życie, a raczej śmierć: dzisiaj centrum Stambułu wstrząsnął kolejny zamach terrorystyczny. Kolejnych kilkunastu zabitych, Erdogan zna już wroga (sam go zresztą sobie stworzył), kolejny krok wstecz od wolności i od Europy… Granice wypierają horyzonty…
Najnowsze komentarze