„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Nadprezydent i Nadpremier uczcił 4 czerwca wielką przemową o kolejnych rebeliach, które wstrząsały naszą umęczoną ojczyzną po 1989 r. Tym samym do komunistów, złodziei, targowiczan, elementu animalnego i ludzi gorszego sortu pełniących tylko obowiązki Polaków dołączyli również rebelianci. Całe szczęście na marszu, który ruszył o 16 z Placu Bankowego znów była ich garstka! Jak podsumowano w jednym z przemówień, które zabrzmiały kilka godzin później na Placu Konstytucji „garstka jest to nowa jednostka miary, licząca co najmniej 10 tysięcy osób“. I rzeczywiście… właśnie dziesięciu tysięcy na marszu KODu tym razem doliczyła się warszawska policja. Naprawdę po raz kolejny serce rosło, kiedy widziało się w tym tłumie ludzi o kulach, ludzi na wózkach inwalidzkich, starsze panie i panów, rodziców z wózkami i z dziećmi niesionymi na barana. Kiedy widziało się ludzi, którym zależy na tym, by Polska przypominała kraj, jaki sobie kiedyś wymarzyli dla siebie i swoich bliskich.
Kilka dni temu dostałem dwie KODowskie nalepki na samochód (niestety trochę za duże, ale i tak jedną z nich przylepię). Pierwsza: „KOD on board!“, druga: „Patrz w lusterko, KOD jest wszędzie“. Świeżo poznany znajomy, od którego je dostałem powiedział, że jedną mu już z samochodu zerwano, ale od razu przy mnie nalepił nową. Jakieś tam obawy oczywiście są (wybite szyby, przebite opony, porysowana karoseria…), ale myślę, że warto spróbować. Gdyby tak ludzie obwieszali się KODowskimi znaczkami na co dzień, a swoje samochody przyozdobili na trwale takimi stickerami, obawy byłyby z pewnością mniejsze (raczej nie wybito by tysięcy szyb w autach i nie przekłuto tysięcy opon). Być może też wówczas Prezes w końcu by się jednak przegrzał (teraz, niestety, gorączkuje się tylko od czasu do czasu). Warto sobie pomarzyć, jak on, prezydent, premier lub któryś z ministrów jedzie swoją limuzyną przez miasto, a drogę przebiegają im masowo, małe, duże, białe i czarne KODy. Cała rebelia może wówczas zakończyłaby się nieco wcześniej…
Poza tym byłby z tego może jeszcze jeden zysk, myślę że znacznie poważniejszy. Widząc codziennie wokół siebie (a nie tylko „od wielkiego dzwonu“) ludzi wolnych, otwartych, uśmiechniętych i broniących demokracji, może również my sami, „pełniący obowiązki Polaków”, bylibyśmy dla siebie nieco bardziej mili, serdeczni i skłonni do pomocy. Może powoli zaczęłaby znikać alergia, którą zwykle (nieoznakowany) Polak reaguje na (nieoznakowanego) Polaka. Tej agresji w ogóle nie ma na marszach KOD, czuje się jedność, solidarność i sympatię. Znaczki KOD-u na ulicach Warszawy pojawiają się niestety rzadko (za rzadko) i to niemal wyłącznie w dniach manifestacji. Ale nie narzekajmy, póki co dobre i to 😉 Vive la résistance!
Pingback: Rebella Zbasława! | Takie tam, czyli prawdziwe życie Wodza Yowlachie