„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Pierwszy dzień miesiąca – wiadomo, Święto Pracy. Przez miasta i miasteczka szły pochody, a jakże, no, może nie pochody a pochodziki, ale zawsze. W Łazienkach była wielka feta, piknik, koncerty, a w robotniczym tym święcie uczestniczył gość honorowy Bronisław Komorowski z małżonką. Polacy Pierwszego Maja nie lubili, ale rozstać się z nim tak zupełnie nie chcą. To tak jak z małym fiatem: w PRL wszyscy się z niego śmiali, ale każdy chciał go mieć. No i święto to tkwi w państwowym kalendarzu, i pewnie w nim pozostanie. Międzynarodowe Święto Pracy zostało uchwalone przez II Międzynarodówkę w 1889 roku przez partie socjaldemokratyczne Wielkiej Brytanii, Francji, Niemiec i Belgii dla upamiętnienia strajku w Chicago, krwawo stłumionego w dniu 1 maja 1886 roku. Rosja nie miała z tym nic wspólnego, Lenin miał wówczas 19 lat i ani mu w głowie było buty zdzierać na manifestacjach, ale dla nas 1 maja to zawsze „relikt sowiecki”, jakoś tak w łepetynach nam się ułożyło. Malkontenci co prawda narzekali, że czczenie święta pracy dniem wolnym od pracy to jak świętowanie Międzynarodowego Dnia Tańca siedzeniem na dupie, ale towarzysze sobie z defetystami poradzili, wychowali…
Dzień Flagi obchodziliśmy 2 maja. Nasza flaga słusznie została podniesiona z przeciętniactwa i wywyższona tuż przed wstąpieniem Polski do Unii Europejskiej, żeby nie zginęła w tłumie i żeby dostąpiła należnego jej respektu. Więc spieszyliśmy się, aby flagę polską uhonorować w lutym, bo już 1 maja 2004 r. podstępna Unia ruszyła, by odebrać Polsce tożsamość, suwerenność, tradycję i ducha narodu. Tylko kasiorki nam nie odebrała, a nawet dołożyła, ale dżentelmeni nie mówią o pieniądzach. Więc koniecznie trzeba było unieść naszą flagę wysoko, by wryła się w pamięć świata, który, jakże niesłusznie, nie poświęca wystarczająco dużo uwagi i szacunku naszemu ważnemu państwu i niezwykłemu narodowi. Premier Beata Szydło to tak przejrzała tę Unię, że nasze do niej wstąpienie umieściła w 1992 lub 1993 roku… Niezasłużone despekty co i rusz nas spotykają. Nawet teraz: właśnie okazało się, że na trofeum, przygotowanym dla zwycięzcy Ligi Europy, wśród 57 flag, wrogie Polsce, podstępne siły, zamiast naszej narodowej flagi umieściły czerwono-białą flagę Monako, które nie jest nawet członkiem UEFA, lub Indonezji, która nie leży w Europie. Władze Warszawy, które opiekują się Pucharem, złożyły stanowczy sprzeciw przeciwko lekceważeniu i dyskryminacji Polski. Skoczyliśmy władzom UEFA do gardła, ale ja pamiętam, jak w maju 2007 roku szeptano, że pewien bardzo wysoko postawiony urzędnik państwowy jest prawdopodobnie agentem Monako, bo na rządowej limuzynie, którą jechał, rozpychała się nonszalancko flaga tegoż księstwa…
Następnego dnia z paradą obchodziliśmy 223 rocznicę uchwalenia Konstytucji 3 maja. Jak zawsze powtórzyliśmy sobie po wielokroć, zachwycając się wprowadzaniem wartości ustrojowych, których obecny rząd nie rozumie i nie akceptuje, że była to pierwsza w Europie i druga w świecie nowoczesna spisana ustawa zasadnicza, z tą różnicą, że Amerykanie swoją demokrację obronili, a do nas przyszły obce wojska i dały nam kopa… Że była próbą reform społecznych, wzmocnienia władzy króla, zniesienia liberum veto, zbudowania dużej armii, zrównania statusu mieszczan i szlachty. Konstytucja 3 Maja wprowadzała też trójpodział władzy, łącznie z gwarancjami niezawisłości sądów wobec Sejmu i Króla. Ba, w konstytucji przewidziano jej strażnika czyli prezydenta. Nie przewidziano tylko, że prezydentem będzie kiedyś Andrzej Duda.
Jak wiemy, zapisy Konstytucji nigdy nie weszły w życie, co nie przeszkadza nam traktować jej jako świadectwa, że znów Polska na czele, wyprzedziliśmy inne narody, z oczywistym morałem, że nie będą inni uczyć nas demokracji, skoro my już w 1791 roku… Antoni Macierewicz poszedł jeszcze dalej: uzmysłowił senatorom amerykańskim, krytykującym naruszania zasad demokracji w Polsce, że takich pętaków jak Amerykanie to my możemy po zapałki do kiosku posyłać, bo u nas, panie dzieju, demokracja zasiedziała już od tysiąca lat…Wyraźnie pomyliło mu się, historykowi z wykształcenia, z datą chrztu Polski. Polska Konstytucja była daleka od doskonałości, przesiąknięta szlachetczyzną, a w kwestii religijnej czy chłopskiej wręcz obskurancka. A i tak propozycja kompromisowego systemu monarchii parlamentarnej została przez część duchownych Kościoła rzymskokatolickiego i arystokracji uznana za „cios w polską wolność” i wściekle oprotestowana. Targowiczanie radowali się jak dzieci, kiedy polskie wojska ustępowały wojskom carycy Katarzyny. A jak byli zdziwieni, kiedy po zakończeniu walk Rosja dogadała się z Prusami i bach! – nastąpił kolejny rozbiór Polski. Finis Poloniae! W tym roku prezes wspaniałomyślnie zaproponował opozycji wspólne obchody i ani razu się nie zająknął o publikacji wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Świętowanie pierwszej polskiej Konstytucji przez łamanie obecnej to pomysł wielce oryginalny, który chwały nam nie przynosi. Polska spadła w międzynarodowym rankingu stanu demokracji „The Economist” na 48 miejsce. Znaleźliśmy się za Botswaną, Trynidadem i Tobago, Grecją, Panamą i Bułgarią. Prezes uważa jednak, że nie będzie demokracji, dopóki opozycja nie zostanie zlikwidowana.
Prezydent Duda poleciał do Stanów na szczyt nuklearny. Był w Białym Domu, a jakże, tyle, że na zbiorowej kolacji i odbył spotkanie sam na sam z prezydentem Obamą. W drodze od drzwi do stołu. Opozycja imputuje, że to kara za zadymę z Trybunałem Konstytucyjnym i złośliwe uwagi ministra Macierewicza na temat dojrzałości amerykańskiej demokracji. Jankes paskudnie przygadał Polsce i Węgrom, że gdyby nie Stany Zjednoczone i ich rola w świecie, oba te kraje nie byłyby wolne. A teraz demokracja to dla nich zbyt wielki problem i wolą dyktaturę na wzór putinowski – dorzucił jeszcze obelgę do zniewagi. Zareagował genetyczny patriota poseł Suski, sugerując, że Obamie źle kiedyś poszło spotkanie z prezydentem Komorowskim i teraz przeżywa traumę w kontaktach z wszystkimi polskimi prezydentami. Niesłusznie, ale czarny to płochliwy i nieobyty.
Inny patriota, minister finansów Paweł Szałamacha wystosował tajną suplikę do prezesa Trybunału Konstytucyjnego, aby ten siedział cicho, zamknął buzię, a szczególnie milczał jak grób na temat łamania prawa i demokracji, bo się ratingi płoszą. Oczywiście prof. Rzepliński sprawę nagłośnił, narażając się na zarzut szkodzenia krajowi. Bo szkodnikami nie są ci, którzy łamią Konstytucję, tylko ci, którzy o tym mówią. Troska ministra o koszty zadłużenia kraju okazała się zasadna, agencja Moody’s 13 maja zmieniła ocenę perspektyw rozwojowych Polski ze stabilnych na negatywne.
Na koniec grudnia 2015 roku dług publiczny wynosił 923,3 mld zł., w grudniu tego roku wyniesie 1004,5 mld zł i rośnie 2568 zł na sekundę. Na każdą polską głowę wynosiło to 25 465 zł, a w tym roku 27 023 zł długu. Więc zmartwiony rząd tnie koszty, gdzie tylko może, z wyjątkiem oczywiście ubogiego zakonnika Tadeusza Rydzyka: minister Ziobro odebrał dotację fundacji „Dzieci niczyje”, odebrano dotacje na Centrum Pomocy Kobiet, teatr Krystyny Jandy, obcięto fundusze Rzecznika Praw Obywatelskich, bo to fanaberie i ogólnie mówiąc pierdoły…. Żeby uspokoić rynki światowe prezes Jarosław Kaczyński założył sobie konto w banku, ale bez przekonania i słusznie: ja chciałam podjąć pieniądze w banku i wyświetlił się komunikat: niewystarczające środki. No i nie wiem, chodziło o mnie czy o bank? Ale bieda faktycznie jest: kiedy przechodziłam koło stawu w Podkowie Leśnej kaczki chleb mi rzucały…
Tego samego dnia 13 maja (jak niefart to niefart) podczas mszy w Bazylice św. Piotra w Watykanie Beata Kempa, szefowa Kancelarii Prezesa rady Ministrów przebrała się za Czarną Mańkę i zaśpiewała pobożny psalm solo. Przekonaliśmy się, że pisowcy tak samo śpiewają, jak rządzą, no i że dominuje fałsz. Podobno kiedyś pani Kempa wystąpiła publicznie z pieśnią: „Gdybym ja była ptaszęciem na niebie…” A jakiś muzycznie wrażliwy słuchacz dopowiedział z sali: „A gdybym ja miał strzelbę!”.
No tak cały PiS przepojony jest fałszem, a paniusia Kempa jest ekstra wizytówką tego ruchu, niekompetentna, zarozumiała , babsko tak kobiece jak męski jest Jarosław.