„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
W latach PRL-u był Kościół spoiwem narodu, ostoją normalności, nadzieją na lepsze jutro. Łączył, nie dzielił. Po ustrojowych przemianach zajął, jak się wydawało, zasłużone miejsce w zwycięskim obozie. Czy dobrze je wykorzystuje? Mało jest pytań z tak oczywistą odpowiedzią.
Optymistyczna lekcja tamtych lat dramatycznie słabnie. Kościół nie doniósł dorobku złotej dekady do demokracji. Nurt konserwatywno-integrystyczny osiągnął przewagę w Kościele. Działo się to jakby w oderwaniu od ekumenicznej, otwartej postawy papieża Wojtyły. Kult św. Jana Pawła II służy głównie do umacniania Kościoła jako przewodniej siły moralnej. Postępuje nacjonalizacja polskiego katolicyzmu, przed którą już w pierwszych latach po przełomie ostrzegał prof. KUL Stefan Swieżawski, zaprzyjaźniony – jak Turowicz – z Karolem Wojtyłą. Zdrowa wewnętrzna równowaga została zachwiana. Co najmniej od pierwszej dekady XXI w. dominuje w Polsce katolicyzm zwartych szeregów. Odnosi sukcesy, bo mobilizuje ludzi wokół zbiorowych religijnych i narodowych emocji, czasem kierując je przeciwko niekatolikom. Ale na dłuższą metę taki katolicyzm potęguje zły odbiór Kościoła u ludzi stojących od niego z dala, a tych będzie przybywało.
Fragment tekstu Adama Szostkiewicza „Kościół zmarnował 25 lat” , Gazeta Wyborcza, 3/6/2014
Najnowsze komentarze