„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Ewa Oranowska-Wróbel
Było to naprawdę pospolite ruszenie. Jak w przypadku zagrożenia wojennego. Cóż…. partia, której nazwy nie wymieniam, rzeczywiście wstąpiła na ścieżkę wojenną z narodem, a to nie wróży nic dobrego, bo z narodem, kiedy naród się ruszy, jeszcze nikt nie wygrał! Wyzwano nas wprawdzie od Polaków drugiego sortu, gorszego sortu, komunistów i złodziei, z genami zdrady i gestapowców, ale to właśnie my dbamy o dobre imię Polski, o jej całość i jej rozwój. To my dbamy o to, aby nie pogrążyła się w nicości.
Wczoraj, 7 maja 2016 roku, odbył się w Warszawie marsz KODu, sejmowych partii opozycyjnych oraz pozostałych partii i organizacji pod hasłem JESTEŚMY I BĘDZIEMY W EUROPIE. Tym razem byłam wśród straży KOD w twarzowej, żółtej kamizelce i stałam pod Hotelem „Victoria” na Placu Marszałka Piłsudskiego, gdzie kończyła się nasza manifestacja koncertem zespołu Big cyc, więc marsz obserwowałam na telebimie i przemówień słuchałam z daleka. Marsz zaczął się o godzinie trzynastej czasu polskiego, ale my byliśmy w gotowości już o jedenastej.
Tego dnia odbywały się bowiem w Warszawie aż trzy marsze: Parada Schumana, jak zwykle, z okazji przystąpienia Polski do UE, nasza, KODowska manifestacja, i marsz ONR, który wyruszył z Pragi po mszy odprawianej w praskiej Archikatedrze przez Arcybiskupa Hosera (cóż, wszyscy znamy jego poglądy…), mimo że po niedawnych ekscesach z udziałem ONR w Białymstoku Kościół rzekomo odciął się od ONR…
Współczuję władzom Warszawy i policji, które musiały ogarnąć cały ten „uliczny tłok” tak, aby jedna grupa nie trafiła na inną, z którą mogłoby dojść do ostrego spięcia. Parada Schumana i wspólna manifestacja JESTEŚMY I BĘDZIEMY W EUROPIE bardzo zgrabnie połączyły się w pewnym miejscu – w końcu mamy ten sam pogląd na miejsce Polski na świecie i w Europie. Doszło za to do kilku incydentów z członkami ONR, ale jakoś udało się to ogarnąć tak, żeby nic nie zakłóciło spokoju tego pięknego, słonecznego letniego dnia.
Było to naprawdę pospolite ruszenie. Jak w przypadku zagrożenia wojennego. Cóż…. partia, której nazwy nie wymieniam, rzeczywiście wstąpiła na ścieżkę wojenną z narodem, a to nie wróży nic dobrego, bo z narodem, kiedy naród się ruszy, jeszcze nikt nie wygrał! Wyzwano nas wprawdzie od Polaków drugiego sortu, gorszego sortu, komunistów i złodziei, z genami zdrady i gestapowców, ale to właśnie my dbamy o dobre imię Polski, o jej całość i jej rozwój. To my dbamy o to, aby nie pogrążyła się w nicości.
Do Warszawy ściągnęły setki i tysiące ludzi z całej Polski, a także z zagranicy. Jedni przyjechali prywatnym transportem, inni pociągami, jeszcze inni wynajętymi przez siebie autokarami. Wbrew temu, co twierdzi Prezes Polski i jego wielbiciele, KOD nikogo nie zwozi na manifestacje wynajętymi na własny koszt autokarami, tylko ludzie składają się na ich wynajem sami!
Widać było całe rodziny: dziadkowie, rodzice, wnuki – od dorosłych przez nastolatki po niemowlęta. Atmosfera jak na świątecznym pikniku. Widać, że mimo zmęczenia, wszyscy świetnie się bawili. Ludzie przyszli tu, żeby zamanifestować swoje niezadowolenie z „podłej zmiany”, jaką funduje nam partia i rząd nadprezesa, a którą dla zmyłki nazywają „dobrą zmianą”. Wszyscy byli zaopatrzeni we flagi Polski, UE albo KOD. Niektórzy (KOD z różnych miast) mieli własne koszuli z nadrukami, również zrobione na własny koszt. Starsze panie i panowie nieśli niewielkie hasła wykonane domowym sumptem z dowcipnymi napisami i rysunkami. Niestety, nie zdołałam fotografować, bo byłam zajęta pilnowaniem porządku, ale pewnie wiele zdjęć ukazało/ ukaże się na FB.
Nie będę komentowała przemówień liderów partii, bo pewnie jeszcze nieraz będziemy czytali i słuchali ich wystąpień. Zacytuję tylko zdanie wypowiedziane przez Pana Prezydenta Bronisława Komorowskiego, obecnego na marszu wraz z małżonką, który powiedział, że przyszliśmy tutaj nie dlatego, że jest nam dobrze, ale dlatego, że jest nam źle. Wspomnę też zdanie wypowiedziane przez przedstawiciela Związku Nauczycielstwa Polskiego : „nie ma dobrej szkoły bez demokracji i nie ma demokracji bez dobrego nauczania”.
Serce rośnie, gdy się patrzy na to, że tyle osób z Polski i ze świata nie poddało się umysłowej zarazie, która ogarnęła niektórych w Polsce, widzi i rozumie, co się w Polsce wyprawia, podziela nasze zdanie i protestuje. Tymczasem partia prezesa i sam prezes uważają, że wszyscy są durni, ślepi i głusi, więc można z nimi zrobić co się chce. To już nie te czasy, kiedy poczta docierała z jednego miejsca w drugie przez kilka miesięcy przedzierając się przez puszcze pełne dzikiego zwierza. Wystarczy „kliknąć” i już na drugim końcu świata wszyscy wszystko doskonale wiedzą!
Jak twierdzą niektórzy (widocznie mieli w szkole kłopoty z arytmetyką), wczoraj w marszu KODu, sejmowych partii opozycyjnych oraz pozostałych partii i organizacji pod hasłem JESTEŚMY I BĘDZIEMY W EUROPIE wzięło udział około dwadzieścia tysięcy osób. My wiemy, że było ich około 250 tysięcy. To liczenie zawsze jakoś słabo wypada rachmistrzom ze strony władzy… Marsz zaczął się o trzynastej. Po szesnastej koniec pochodu był jeszcze na Placu Trzech Krzyży, a do Placu Marszałka Piłsudskiego, gdzie stałam, dotarł około 16:20. To chyba musiało być trochę więcej niż dwadzieścia tysięcy…
W czasie „Solidarności” nie mogłam się tak poświęcić walce o wolność i demokrację jakbym chciała, bo jeden z moich synów miał pięć lat a drugi trzy miesiące. Działał mój mąż. Ja jedynie robiłam korekty, przewoziłam ulotki pod materacykiem w wózku i spotykali się u mnie w mieszkaniu różni ludzie. Mój pięciolatek niestety wprawdzie w drugim pokoju, ale był obecny. Wiedział jednak doskonale, że gdybyśmy któregoś znajomego spotkali na ulicy, nie może biec z otwartymi ramionami i okrzykiem „ciocia!” albo „wujek!”, tylko musimy przechodzić obok, jakbyśmy się nie znali.
Teraz, moi dorośli już synowie biorą razem ze mną udział w manifestacjach KOD, a czasem we wspólnych działaniach. Zawsze twierdziłam, że każde zachowanie jest sprawą odpowiedniego lub nieodpowiedniego wychowania.
Ewa Oranowska-Wróbel, tłumaczka języków bałkańskich i rosyjskiego, mieszka w Warszawie. Prowadzi blog Porcelanowy piesek.
Najnowsze komentarze