„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Urodziłam się w rodzinie inteligenckiej, polskiej, chociaż w swoim drzewie genealogicznym mam też Rosjan, Irlandczyków i być może jakieś inne mniejszości narodowe. Trudno to dokładnie stwierdzić, bo w pożogach wojennych ciągle ginęły rodzinne dokumenty i pamiątki. Przecież Polska była zawsze krajem, w którym mniejszości narodowe mieszkały, tu był ich dom, ich przedstawiciele brali udział w wielu wojnach pod polskimi sztandarami i naszych walkach narodowo-wyzwoleńczych.
Zostałam wychowana jak najbardziej patriotycznie. Znam na pamięć hymn polski (wszystkie zwrotki), tekst Roty i wiele innych utworów poetów polskich. Umiem się modlić po polsku. Wydaje mi się, że znam bardzo dobrze naszą historię oraz naszą literaturę. Znam nazwiska naszych największych malarzy i rzeźbiarzy, dramaturgów, polityków i dowódców, którzy byli, można powiedzieć, „kamieniami milowymi” w naszej historii. Posługuję się poprawnym, literackim językiem polskim, unikam błędów ortograficznych i wulgaryzmów. Nie bojkotuję wyborów, bo jako Polka mam również obowiązki wobec swojego kraju, a takim obowiązkiem, a jednocześnie przywilejem jest to, że mogę oddać swój głos w wyborach. Szanuję urząd Prezydenta i Premiera. To chyba wystarczy, żeby powiedzieć o sobie: Jestem patriotką?
I na tym mój patriotyzm się kończy. Jestem za dowolnością wyborów dokonywanych przez każdego z nas: miejsca zamieszkania, wyznania, partnera… Nie zgadzam się z powiedzeniem „Polak-katolik”, bo są też Polacy wyznania prawosławnego, ewangelicy, wyznania mojżeszowego, unici, baptyści, zielonoświątkowcy, muzułmanie, bezwyznaniowcy i wielu innych. Lubię ludzi jako takich, ale wcale nie za to, że ktoś jest Polakiem i katolikiem, ale za to, że jest przyzwoitym człowiekiem, niezależnie od pochodzenia czy wyznania. Nie znoszę szufladkowania ludzi, do czego my, Polacy, mamy wyraźną tendencję. Dlaczegóż to, według niektórych, wyłącznie katolik może być dobrym Polakiem i dobrym człowiekiem, a wyznawca innego kościoła nie? Dlaczego wyznawcy żadnej innej religii, obecni w Polsce, nie blokują centralnej części miasta obok Pałacu Prezydenckiego ani nie przyjeżdżają na jakieś marsze „w obronie”? Robią to tylko katolicy, których Kościół ma zapewnione wszelkie swobody, ale ciągle udowadniają, jak bardzo są uciśnieni…
Polska przez ponad sto lat była pod zaborami, potem krótko cieszyła się wolnością, żeby znów na wiele lat stać się praktycznie częścią Związku Radzieckiego. Chociaż pozornie byliśmy wolni, to nasze państwo zawsze mówiło tym samym głosem, którym mówił nasz wschodni Wielki Brat. Mimo wszystko chodziliśmy w nasze święta narodowe do kościoła, w rodzinach mówiono o tym, jak było przed wojną i w czasie wojny, czytano polską literaturę, uczono dzieci prawdziwej polskiej historii, rozmawiano o wszystkim. Wciąż jednak była to niewola: niedemokratyczny Sejm i Senat, nie nasza Konstytucja, niedemokratyczne prawo. Jednak myśl o wyjeździe za granicę była zbyt przykra. Mimo wszystko nikt nie wpadał w „patriotyczną histerię”, że rzekomo jesteśmy wynaradawiani, że odbiera się nam naszą narodową tożsamość, że jesteśmy zniewoleni, że broni nam się chodzić do kościoła.
Nagle teraz, kiedy wreszcie odzyskaliśmy tę prawdziwą, wymarzoną niepodległość, kiedy jesteśmy w Unii Europejskiej, dzięki czemu niektóre stare bzdurne zarządzenia i biurokratyczne przepisy zamieniane są na lepsze, logiczniejsze, wiele osób ulega osobliwej histerii patriotyczno-religijnej, niemal graniczącej ze schizofrenią depresyjno-maniakalną. Nienawidzą cudzoziemców, chociaż oni, przyjeżdżając do Polski, napędzają koniunkturę. Patriotyczni histerycy żądają na każdej ścianie, w każdym możliwym miejscu, powieszenia krzyża. W takim razie obok powinny na przykład zawisnąć: krzyż prawosławny, ewangelicki czy Gwiazda Dawida. Dlaczego nie? Jeżeli katolicy mają prawo do swojego symbolu, to dlaczego nie inne Kościoły obecne w Polsce?
Zdaniem patriotycznych histeryków wszystko, co obce jest złe, każdy naród poza polskim jest zły, każda religia poza katolicką jest niewłaściwa. W Polsce wszystko powinno być polskie i w polskich rękach, zapewne także tylko polskie wyroby są dobre (taką opinię słyszałem od mojej koleżanki, jednocześnie jej córka i wnuki żyją w Niemczech. Może jeżdżą polonezem i sprowadzają żywność z Polski?). Mnie jest wszystko jedno, kto będzie tu właścicielem fabryki, supermarketu czy apteki, jeżeli tylko zapewni Polakom pracę i godziwe zarobki. To nie jest kwestia patriotyzmu: po prostu jeżeli Polak kładzie swój biznes na łopatki, a obcokrajowiec potrafi go podnieść i uzdrowić, to jest mi zupełnie wszystko jedno czy bank, supermarket, fabryka będą miały szefa Niemca, Włocha, Portugalczyka, Anglika, Żyda, Rosjanina, Greka, Ukraińca – byleby umiał ten biznes prowadzić, godnie traktował pracowników i odpowiednio ich wynagradzał.
Dlaczego sami pchamy się za granicę, a obcokrajowców chcemy przegonić? Zupełnie tego nie pojmuję.
Na końcu muszę się przyznać: jednego elementu wychowania patriotycznego nigdy nie przyswoiłam. To Trylogia Henryka Sienkiewicza, chociaż był to znakomity pisarz i pisał piękną polszczyzną. Nigdy tych powieści nie lubiłam i w całości ich nie zmęczyłam… za dużo tam było rzezi! Krwawe morderstwa dokonywane w imię wiary. To miało służyć „pokrzepieniu serc”?? Teraz wiem, skąd się bierze u wielu Polaków niechęć do mniejszości narodowych, innych religii i poczucie wyższości nad innymi! To jednak nie jest patriotyczne wychowanie.
Ewa Oranowska-Wróbel, Warszawa (pierwotna wersja tekstu opublikowana została na stronie KOD-Podkarpackie)
Najnowsze komentarze