„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Gdy wspominam czasy komunizmu, pamiętam Kościół jako prawdziwą ostoję wolności, pomagał zresztą nie tylko w wymiarze duchowym. Kościół Katolicki miał zawsze wpływ na dzieje naszego Narodu. Miał swe blaski i cienie. Jako instytucja zarządzana w sposób właściwie feudalny, niereformowana przez setki lat, przetrwał do dnia dzisiejszego, opierając się upływowi czasu. Upadały cesartwa i dynastie, rodziły się i ginęły narody, lecz Kościół katolicki trwał jak monolit. Uważam, że te właśnie feudalne struktury stanowiły o jego sile. Po 1989 roku coś się z Kościołem stało i w wolności tej się zagubił.
O ile w czasach komunizmu Kościół nie wchodził w żadne oficjalne układy z władzą, o tyle po zmianie systemu politycznego i zwycięstwie ruchu „Solidarności” monolit ideowy Kościoła zawalił się. Przedtem bowiem Kościół stanowił jednolity organizm, mówił jedno i tak też czynił. Jeden głos także słyszeliśmy wszyscy, czy to komunista, czy opozycjonista, zwykły zjadacz chleba, czy też tajny agent. Wiadomo, gdzie stał przeciwnik i Kościół wiedział, co należy robić. Nigdy żaden biskup, ksiądz czy zwykły wikariusz nie wzywał nikogo do walki zbrojnej, nie potęgował gniewu, żalu czy nienawiści. Nawet gdy zamordowano księdza Jerzego Popiełuszkę, nie pamiętam, by płynęły – obok łez – słowa nienawiści i wulgarnej retoryki, jak ma to miejsce teraz, przy okazji nawet błahych spraw. Były modlitwy, było czuwanie i strach ówczesnych władz, że coś im się wymknęło spod kontroli. I to była właśnie ta siła Kościoła i ta moc, za którą tęsknię dzisiaj.
Gdy władza komunistyczna poczuła się niepewnie, Kościół stanął po stronie opozycji jako duchowy i materialny wspomożyciel przemian. Gdy przemiany nadeszły, sam Kościół został szybko upodmiotowiony, jako państwo w państwie na mocy zawartego Konkordatu z RP. Swoboda działania, zwrot majątków i wpływ Kościoła na nowe prawodawstwo stał się faktem. Kościół odzyskał niemalże wszystko to, co utracił w czasach realnego socjalizmu, odzyskał możliwośc nauczania w szkole religii, do władzy dochodzili ludzie, którzy działali niejako z namaszczenia Kościoła. Gdy na początku lat dziewięćdziesiątych, w wyniku przeprowadzanych reform można było niemalże wszystko bez niemal żadnej oficjalnej zgody, Kościół zaczął zagospodarowywać sferę medialną. To logiczne z punktu widzenia tej instytucji i nie ma w tym nic złego. Ewangelizacja jest bowiem podstawowym powołaniem Kościoła. Posiadanie mediów w postaci radia czy telewizji ułatwia kapłanom głoszenie Słowa Bożego.
Szybko zaczęły powstawać lokalne rozgłośnie radiowe. Jedna z nich zasługuje na nieco większą uwagę. To Radio Maryja, które założył redemptorysta ojciec Tadeusz Rydzyk w 1991 roku. Niemalże od samego początku zarówno samo radio, jak i całe środowisko ludzi, które wokół niego powstało, trzymało się jakby trochę z boku Kościoła. Było co prawda jego częścią, ale tak naprawdę oderwane od rzeczywistości i żyjące jakby w innym świecie; karmiło się informacjami, które samo tworzyło. Niemal od samego początku czuło się bojową atmosferę. Wrogami Radia Maryja byli wszyscy, którzy inaczej postrzegali wiarę, przede wszystkim żydzi i komuniści. Wroga widziano wszędzie, były nim nawet świeckie media, zwłaszcza prywatne. Ale najważniejszym przekazem płynącym wtedy były właśnie prośby o … przekazy tyle, że pieniężne. Idea potrzebowała finansów, a tego nie zapewniał Episkopat. Świetnie zorganizowana zbiórka na całym świecie szybko przyniosła efekty. Są to fakty, skrzętnie skrywane przed opinią publiczną, nikomu nigdy nie udało sprawdzić się legalności pochodzenia tych środków finansowych! Główna„”prawda” płynąca z Radia Maryja brzmiała: „Jesteśmy prześladowani, wszyscy są przeciwko nam”. I ta „prawda” tych ludzi wtedy jednoczyła. Na tej tezie ojciec Rydzyk zbudował radio, kupił wydawnictwo, w którym zaczął wydawać gazetę, wreszcie stworzył TV Trwam. Na tym fundamencie zbudował Rodzinę Radia Maryja, zebrał ogromne fundusze, powołał Wyższą Szkołę Medialną. Istne imperium.
Dlaczego piszę o tym tak rozlegle? Otóż uważam, że nie można pisać o dzisiejszym Kościele Katolickim w Polsce w oderwaniu od fenomenu Rydzyka. Radio Maryja i TV Trwam stały się głosem niemalże całego Kościoła. Stały się tubą propagandową. Wszystkie te media szybko przestały zajmować się wyłącznie sprawami religijnymi. Równolegle zaczęto wprowadzać kanały publicystyczne i informacyjne. Zaczęto kształtować opinię publiczną. To, co robił i zresztą nadal robi ojciec Rydzyk jest szalenie nieodpowiedzialne. Telefony do Radia Maryja, wieczorne i nocne audycje, często dostarczają okazji do wylewania nienawiści wobec myślących inaczej. Ale ojciec Rydzyk i jego dziennikarze na ogół tych nienawiści nie komentują, zostawiają je w przestrzeni. Te nienawiści żyją myśl swoim życiem, mają swój czas oraz pożywkę, są nią kolejne telefony, kolejne teorie spisku. Jeśli więc słuchacze słyszą, że grzesznika można nienawidzić czy też zabić, a ojciec prowadzący tego nie prostuje, to człowiek, którego dla przykładu żona słucha tylko Zetki i nie modli się wraz z nim, po kilku latach słuchania Radia Maryja, mając problemy emocjonalne, w furii chwyta nóż i zabija żonę, która chce od niego odejść. To nie tylko abstrakcyjny przykład, lecz przypadek z życia wzięty. Oczywiście zbadano potem tego człowieka na tzw. poczytalność i okazało się, że był zdrowy. Dlatego dostał dożywocie. Było sporo podobnych historii… Sami wielokrotnie w telewizji widzieliśmy, jak wyglądały demonstracje z udziałem zwolenników Radia Maryja, choćby te w Warszawie w obronie smoleńskiego krzyża. Agresja i nienawiść – to przede wszystkim rzucało się w oczy. Myślę, że najdelikatniejszym określeniem tego, co robi ojciec Tadeusz Rydzyk jest „nieodpowiedzialność”.
Jezus powiedział do swoich uczniów: „Strzeżcie się fałszywych proroków, którzy przychodzą do was w owczej skórze, a wewnątrz są drapieżnymi wilkami. Poznacie ich po ich owocach”
(Mt 7,15-20).
Może dziwić, że Kościół przystaje na taką sekciarską działalność. Jest ona przede wszystkim nieewangeliczna i nie powinna mieć miejsca w przestrzeni, w której mówi się o miłości bliźniego, cierpieniu czy pokucie. Tam jest ciągła walka, nienawiść, podsycanie złych emocji, obrażanie, wytykanie. Jezus nikogo nie wytykał, nie obrażał się na tych, co inaczej myślą, kazał oddać to, co cesarskie Cesarzowi, a to, co boskie Bogu. Jezus przecież powołał Apostołów spośród grzeszników! Jednego z nich, Szawła – mordercę, prześladowcę chrześcijan – uczynił największym głosicielem Jego Ewangelii. Jak przykład Jezusa i Szawła ma się do tego, co płynie z mediów o. Rydzyka? Myślę, że gdyby Jezus dzisiaj przyszedł na ziemię i głosił Ewangelię, to niektórzy wierni Kościoła katolickiego w Polsce by go odrzucili, tak jak odrzucili Go faryzeusze prawie 2000 lat temu. Jezus ze swoją Dobrą Nowiną nie pasuje do tego przekazu, który wytworzony został przez Radio Maryja! Dlatego tym bardziej mnie dziwi, że biskupi wskazują na Rydzyka jako ostoję Kościoła. Mam wrażenie, choć może się mylę, że brak im trochę rozumu, a jeżeli go oni nie mają, to wiara ich i ich wiernych staje się niestety fanatyzmem. Myślę, że w ostatnich latach polski Kościół dryfuje na bardzo niebezpiczne rafy. Boimy się abstrakcyjnego dla nas fundalizmu islamskiego, ale nie zdajemy sobie sprawy, że religijny fundamentalizm sączy się na co dzień z polskiego, Rydzykowego radia i telewizji!
Kiedy parę lat temu wybuchła wojna o telewizję Trwam, pod listem do Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji w obronie miejsca na multipleksie podpisała się ponad połowa biskupów. A zatem ponad połowa Episkopatu nie ma nic przeciwko Radiu Maryja. Myślenie biskupów jest tożsame z myśleniem ojca Rydzyka. Być może kiedyś Kościół myślał, że powinien mieć własne media, ale zapewne doszedł do wniosku, że nie ma sensu, skoro już jest Radio Maryja. I tak się niestety stało, że to Episkopat poniekąd stał się beneficjentem imperium medialnego ojca redemptorysty. A ten znalazł sojusznika w postaci partii politycznej, dał mu wsparcie medialne, duchowe i kto wie jeszcze jakie, i pomógł wygrać wybory zarówno prezydenckie, jak i parlamentarne. Choć sam ojciec dyrektor nie piastuje żadnej funkcji państwowej, dzisiaj jest szczodrze obdarowywany różnymi fuduszami państwowymi. Cały czas także udziela medialnego wsparcia tej partii i jej politykom. Daje sie zauważyć również kokietowanie wszelkich nacjonalistycznych ruchów. Wszystko, co nosi w sobie inny sposób postrzegania Ewangelii niż prezentowany przez Radio Maryja jest zohydzane i ideologicznie równane z ziemią. Przyzwyczailiśmy się do widoku ataków rodziny RM na dziennikarzy innych stacji czy czasopism. Używanie obelg i wulgaryzmów, bicie pięściami jest widać akceptowalne przez monitorujących to wszystko ludzi. Przypomnę tylko, że to kapłani!
Niestety, hodowana przez lata nienawiść, życie w ciągłym strachu i podsycanym napięciu, w szyderstwie i ciągłym niezadowoleniu ze wszystkiego, negowaniu wszelkich innych wartości niż wartości RM dały swoje owoce dzisiaj. Kościół nawet nie próbuje się temu przeciwstawić. Rok Miłosierdzia ogłoszony przez Papieża Franciszka, choć oficjalnie celebrowany, nie znaczy nic dla wielu wiernych! Jest pustym hasłem, nie znaczącym wiele działaniem, niezobowiązującym nikogo do przebaczenia! Ciągle, zarówno w Kościele, jak i w RM mówi się o tajnych agentach i współpracownikach SB. Sam ojciec Dyrektor i władze Kościoła natomiast niezbyt chętnie mówią choćby o pedofilii wśród księży czy innych aferach. To jest prawdziwy rak, który toczy tę instytucję! Ich reakcje – czy brak reakcji – ośmieszają tylko tych ludzi i, co gorsze, cały Kościół. Każdy, kto pragnie tylko podyskutować na te tematy, zaraz jest uznawany za wroga Kościoła, Taktyka godna Świętej Inkwizycji.
Na świecie jest trochę inaczej. Kościół Katolicki poza granicami Polski odrobił już, albo odrabia, lekcję i rozlicza się przed wiernymi za wszelkie pedofilskie afery czy finansowe malwersacje z udziałem księży. Kościoły płacą duże odszkodowania za zło uczynione przez swych niemoralnych i nieuczciwych kapłanów. Poza tym Kościół Katolicki na świecie nie angażuje się w ogóle w politykę. Doświadczony zgubnymi jej efektami trzyma się od niej z daleka. Czym innym jest potępianie z ambony aborcji, in vitro, homoseksualizmu czy rozwiązłego stylu życia i mówienie o tym w kategorii nakazów czy zakazów według prawa Boskiego, a czym innym jest wprowadzanie ich do kodeksu karnego! W Polsce jest właśnie chęć przeniesienia przykazań Boskich do naszego Kodeksu Karnego. Jest jakieś parcie na to, by uczynić Polskę „chrześcijańskim rajem na ziemi”. Poniekąd chce się czynić to samo, co już robią islamiści, wprowadzający prawo szariatu.
To wszystko jest dla mnie bolesne, ponieważ wiara i Kościół jako wspólnota są bardzo bliskie memu sercu. Wierzę w Boga, który jest światłem, i wierzę, iż Jego przeciwieństwem jest ciemność. Te dwa światy ciągle toczą ze sobą walkę, a gdzieś pośrodku jesteśmy my, ludzie. Wszyscy podlegamy wpływom jednego i drugiego. Wydaje mi się, że dzisiaj ci właśnie, którzy służyć chcą Bogu i wierzą, że tak czynią, w rzeczywistości służą Jego wrogowi. Po raz kolejny historia zatacza koło nad Polską, Europą i Światem. Wszechobecny gniew, złość i nienawiść przerodzić się może bardzo szybko w chęć fizycznego wyeliminowania wroga. Ktoś powie może, że to niemożliwe? To ja podpowiem: Rwanda!…
Dziś już niewielu pamięta, co Hutu zrobili Tutsi i z jakiego powodu. Ja jednak pamiętam, jak ocalały z rzezi polski misjonarz, który przyleciał do Polski, mówił, iż wszystko, cała praca ewangeliczna, przepadło, poszło na marne! Trzeba zaczynać od początku.
W Polsce nie widzę w ogóle tej pracy, misyjnego poświęcenia, nie słyszę głosu biskupów nawołujących do zgody, rozsądku i miłości w odniesieniu do tego, co dzieje się w naszym kraju. Zamiast tego słyszę ciągłe pretensje i żale. Na ryk wybrańców narodu dzielących nasze społeczeństwo na lepszych i gorszych Kościół odpowiada milczeniem. Owszem, słyszę nielicznych Biskupów, myślących tak jak i ja, martwiących się i nawołujących do opamiętania, lecz głos ich jest jakby głosem „wołającego na pustyni”. Nie mają oni mediów, głoszą miłość do bliźniego za pośrednictwem „wrogich” Kościołowi stacji radiowych czy telewizyjnych. Więc nie słyszą ich ci, którzy najbardziej potrzebują tego głosu, bo wmówiono im, że te media pochodzą od Złego. W cenie stała się bigoteria. Bóg – pojmowany jako wszechogarniająca miłość – schował się. Dla wielu jest jakimś starcem siedzącym na wysokiej chmurce, czekającym tylko na to, by ciskać piorunami dookoła. Karzącym za złe uczynki, a nagradzającym za dobre, tak jak małym dzieciom daje się cukierki za dobre zachowanie. Wielu próbuje wyręczyć Go w tej żmudnej pracy nagradzania i karania. Jest to wreszcie Bóg narodowy, nasz polski, kochający jedynie wiernych sobie ludzi, przede wszystkim Polaków i najlepiej tylko Polaków, pewnych zbawienia za rzekome ciężkie doświadczenia Narodu. W tym chaosie i tej dowolności wyobrażeń Stwórcy ginie sens wiary. Nikt spośród tych fanatyków nie dba o nauki, jakie płyną z Pisma, lecz słucha propagandy guru z Torunia. Wyobraźnia została uśmiercona, a mózg nastawił się na bezrefleksyjne słuchanie. Brakuje rozmowy ze Stwórcą, szczerej i poważnej, jest za to rozmowa z kapłanem, jakby to on był Bogiem!
Proszę przypomnieć sobie, o co prosił Papież Franciszek w sprawie uchodźców. Prosił, by każda parafia przygarnęła jedną rodzinę. Dla parafii utrzymanie jednej rodziny nie jest aż tak strasznie dużym wydatkiem. Piękny, wzniosły apel, pozwalający każdemu chętnemu wykazać się miłością i empatią wobec potrzebujących. Lecz apel ten, choć powtórzony przez Komisję Episkopatu Polski, nie znalazł odzewu. Imperium redemptorysty nie widzi potrzeby, by mówić o tak rozumianej miłości bliźniego, by uczyć postawy dobrego samarytanina. Miast tego propaguje strach i zajmuje się demontowaniem rzekomego „układu”. Stąd też moje ostre słowa krytyki, które wypowiadam jako zwykły człowiek, starający się przemówić do resztek rozumu ludziom ogarniętym straszliwą wizją Polski tylko dla Polaków, Polski tylko katolickiej, Polski bez „zboczeńców”, wreszcie Polski, która nie zamierza czekać na Sąd Ostateczny, lecz sama chce się rozprawić z tymi, którzy stają jej na drodze!
Pytanie „Quo vadis, Ecclesia?” dziś jest bardziej aktualne niż kiedykolwiek…
J. Kobzdej
Najnowsze komentarze