„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Drodzy współKODowicze, drodzy współDOKowicze,
To już przekracza granice wszelkiej racjonalności. Większość z nas, dyskutujących na fb zapalczywie broni Lecha Wałęsy. Chciałbym prosić o odrobinę umiaru i chwilę zastanowienia, o co walczymy. Czy to nadal jest walka o demokrację w Polsce? Jakie znaczenie ewentualna współpraca Wałęsy z SB w latach siedemdziesiątych ma dla zagrożenia naszej demokracji po objęciach rządów przez PiS?
Argumenty po stokroć powtarzane przez nas są takie, że trwa nagonka na Wałęsę, że wyprodukowano na jego temat fałszywe dokumenty, że nie można nikogo, a Wałęsy w szczególności, osądzać bez procesu i wyroku, że w owym czasie terror bezpieki był taki, że strach było nie podpisywać, że wszyscy podpisywali (co zresztą nie jest prawdą)…
Mnie się wydaje, że strasznie się tu pogubliśmy. Pozwoliliśmy, żeby obłąkani nieudacznicy życiowi w rodzaju Jarosława Kaczyńskiego narzucili nam absurdalny temat dyskusji i absurdalną logikę. Im więcej patosu i emocji w naszym dowodzeniu, że Lech nie był agentem, tym większa satysfakcja PiSowców, bo – po pierwsze – odwracamy uwagę od tego, co naprawdę ważne i groźne i – po drugie – jak bezmyślne pieski idziemy po linii rozumowania PiSowców: skoro Wałęsa podpisał parę kwitów, podał esbekom parę nazwisk na samym początku swej działalności politycznej, to już jest skompromitowany na całe życie i my takiego bohatera walki o wolność nie chcemy. A skoro tak, to łatwo go będzie wymienić na „prawdziwego” bohatera, czyli Lecha Kaczyńskiego. Why not? Więc my się tej propagangy PiSowskiej słusznie boimy, ale nie pozwalajmy jej wpuszczać się w maliny. Otóż ze współpracy Wałęsa w latach siedemdziesiątych WCALE NIE WYNIKA, że nie był czy nie jest naszym bohaterem narodowym.
Sam Wałęsa mówił, że „coś tam podpisywał”. Na przełomie lat 1970-tych i 1980-tych Borusewicz, Celiński i inni wiedzieli o jego współpracy z SB i UZNALI, ŻE NIE MA TO ZNACZENIA. To był już inny Wałęsa, lider, facet, który odróżniał, co jest dobre, a co jest złe i był przede wszystkim silniejszy i bardziej zawzięty. Niedojda Jarosław Kaczyński może się dziś napinać ile tylko chce, ale nie da rady tego zmienić. To nie jest „Rok 1984” i przeszłości nie sa się zmanipulować.
Co do tego nieszczęsnego początku lat 1970-tych. Nawet Karol Modzelewski, który jest w tej sprawie najbardziej prowałęsowski, mówi: „Spór dotyczy tego, czy Wałęsa dawał się wykorzystywać jako TW przez kilka tygodni po grudniu 1970 roku, czy dłużej, do 1976, kiedy sama SB go skreśliła.” Historycy już parę lat temu przekonująco opisali naturę kontaktów Wałęsy z SB (czy ktokolwiek z najgoręcej dyskutujących KODowiczów przeczytał prace Cenckiewicza? Chociażby po to, żeby racjonalnie je krytykować. To nie były jakieś tam broszurki, tylko wielostronicowe rozprawy historyczne z aneksem pełnym dokumentów, całkiem jednoznacznych). Historyk Andrzej Friszke, oceniając dokumenty z domu Kiszczaka, mówi, że nie ma wątpliwości, że to nie są spreparowane dokumenty i że dotyczą Wałęsy, i że jednoznacznie dowodzą jego współpracy, szczególnie intensywnej do lata 1971 roku.
Cała ta nasza dyskusja jest tak niedorzeczna, że aż nie chce mi się wierzyć, że wszyscy w niej bierzemy udział, zamiast głośno protestować przeciwko wycince Puszczy Białowieskiej, przelewaniu publicznych pieniędzy na instytucje Rydzyka, ustawie o inwigilacji, osadzaniu ludzi znikąd albo skompromitowanych na ważnych stanowiskach, nie mówiąc o łamaniu Konstytucji przez prezydenta. PiS to tylko cieszy, bo przestajemy być uważni, gdy oni, dzień po dniu, psują państwo.
Niezależnie od polityki obłąkanych ludzi jak Macierewicz czy Kaczyński, którzy po prostu chcieliby Wałęsę upodlić i zburzyć legendę Solidarności, nas wszystkich powinna interesować prawda. Nie możemy stać się jak Kaczyński, że w ciemno będziemy powtarzali cały czas to samo, wbrew faktom i zdrowemu rozsądkowi.
Wałęsa to był ewenement, to był cud, to był bohater w latach 80-tych. Bez niego nie mielibyśmy teraz wolnej Polski. Tylko co z tego? To nie jest argument za lub przeciw jego współpracy na początku lat 1970-tych. Brońmy Wałęsy, kiedy Zbasław chce zadekretować w jego miejsce Lecha Kaczyńskiego jako symbol Solidarności. Brońmy go, gdy podli ludzie mówią, że jako agent doprowadził do rozmów Okrągłego Stołu. To jest żenująca propaganda. Ale nie bądźmy śmieszni i nie kłammy sami sobie w sprawie współpracy Wałęsy z SB w latach 1970-tych. Po prostu postarajmy się ją umieścić we właściwym kontekście: nie wyolbrzymiajmy znaczenia tego faktu, nie gódźmy się na logikę pisowską.
Tu nie chodzi o żaden sąd, proces, domniemanie niewinności etc. Chodzi o to, żeby – jak mówi Modzelewski – ustalić zakres współpracy Wałęsy z SB. Tylko tyle. Dotyczy to być może paru miesięcy, być może dwóch lat, być może sześciu lat – to właściwie kwestia techniczna, którą historycy niebawem ustalą. To nie nasza sprawa, bo nie jesteśmy ekspertami. Ale nie napinajmy się w niesłusznej sprawie, nie kierujmy całej naszej energii na obronę Wałęsy w tej jednej beznadziejnej sprawie: jego współpracy z SB na początku lat 1970-tych. PiS bardzo sobie tego życzy, żebyśmy nasze demonstracje w obronie wolności i demokracji zamienili na manifestacje poparcia dla Wałęsy – wtedy PiSowi łatwiej będzie kraść nasze pieniądze i łamać nasze prawa. A my wyjdziemy na ostatnich naiwnych, którzy wierzą w coś, w co nawet sam Wałęsa nie wierzy i co faktycznie nie ma znaczenia w porównaniu z tym, czego dokonał w latach 1980-tych.
Howgh!
Najnowsze komentarze