„Ja, zwykły, szary człowiek, taki jak wy, wzywam was wszystkich – nie czekajcie dłużej. Trzeba zmienić tę władzę jak najszybciej, zanim doszczętnie zniszczy nasz kraj; zanim całkowicie pozbawi nas wolności”. – Piotr Szczęsny, "szary człowiek" (19.10.2017)
Andrzej Duda
ur. 16 maja 1972 w Krakowie,
polityk i doktor nauk prawnych,
w latach 2006 – 2007 podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości,
w latach 2008 – 2010 podsekretarz stanu w Kancelarii Prezydenta Lecha Kaczyńskiego,
były członek Trybunału Stanu,
poseł na Sejm VII kadencji,
deputowany do Parlamentu Europejskiego VIII kadencji.
Od 6 sierpnia 2015 prezydent Rzeczypospolitej Polskiej.
❊ ❊ ❊
Droga do kariery
Andrzej Duda jako polityk,
nie licząc głośnego w trakcie kampanii, lecz realnie mało istotnego epizodu z członkostwem w Unii Wolności, aktywny jest zaledwie od 9 lat. Zawsze na właściwym miejscu, z którego droga prowadzi wyżej. Cały czas piął się w górę w PiSowskiej hierarchii.
W politycznej ekstraklasie
znalazł się stosunkowo niedawno bo zaledwie w listopadzie 2014 roku kiedy PiS ogłosiło, że kandydatem na Urząd Prezydente RP bedzie właśnie ten młody, mało znany polityk. Bez wątpienia dziś pan Andrzej Duda jest jedną z najważniejszych postaci polskiej polityki. Ale jego polityczna biografia zdaje się dziwnie nie nadążać za mesjańską nieco rolą przypisywaną nowemu prezydentowi przez największych nawet entuzjastów.
Przykładny, dość urzędniczy przebieg kariery
Andrzeja Dudy jawić się może skromnie i nader uczciwie. Nie ma w nim zbyt wielu dramatów, nie ma szczególnych doświadczeń i chwil, w których trzeba było postawić wszystko na jedną kartę. Jest za to coś w rodzaju ścieżki kariery takiej, jaką widzimy w każdym szanującym się urzędzie czy firmie. Są protektorzy i konkurenci, są dworskie intrygi oraz tak zwane „właściwe momenty”. I niewątpliwie jest właściwy człowiek, niemal zawsze na właściwym miejscu.
Fenomen i skala wyborczego zwycięstwa
Andrzeja Dudy, rodzaj niewątpliwej charyzmy, którą objawił podczas kampanii wyborczej, to wszystko zdaje się unieważniać ewentualne rozterki. Społeczne emocje, które obudził pozwoliły mu dokonać rzeczy uważanej jeszcze na początku roku za niemożliwą i objąć urząd prezydenta Polski.
Andrzej Duda bywa postrzegany jako człowiek z gigantycznym potencjałem, jego wyborcy pokładają w nim ogromne nadzieje. Paradoksalnie jednak w jego dotychczasowej politycznej biografii w zasadzie nie sposób znaleźć elementy, które by te oczekiwania w pełni uzasadniały.
Początkowe prognozy przedwyborcze
nie dawały mu większych szans na zdobycie poparcia. Z sondażu przeprowadzonego dla TVN24 w dniu 12 stycznia 2015 roku wynikało, że poparcie Bronisława Komorowskiego wynosiło 65 procent, a Andrzeja Dudy zaledwie 21! Co się więc stało, że cztery miesiące później Komorowski przegrał?
Zasadniczo nie wydarzyło sie nic dramatycznego.
Przez cały okres ostatnich 10 lat w Polsce
liczyły się właściwie tylko dwie partie polityczne, była to Platforma Obywatelska oraz Prawo i Sprawiedliwość. Bardzo koserwatywny elektorat PiS nie mógł sie przebić przez liberalizm i racjonalizm PO. PiS było w tym okresie partią buntu i negacji wszystkiego co nie pochodziło od PiS. Partia zamknęła się na możliwość uwolnienia od polityków, którzy swoje osobiste ambicje postawili ponad dobro ogółu. Zatem liczył sie tylko i wyłącznie Jarosław Kaczyński. Przez cały czas gdy Platforma rządziła, obie partie oskarżały sie o najgorsze rzeczy. PiS bojkotowało wszelkie możliwe wspólnego działania z urzędującym wówczas prezydentem Komorowskim.
Gdy wydawało się, że nic nie jest w stanie przeszkodzić
Platformie i Bronisławowi Komorowskiemu w reelekcji, Prawo i Sprawiedliwość obudziło „trzecią siłę” jaką początkowo okazał się być niewielki ruch Kukiza. To ona, nieznana wówczas nikomu formacja, połączyła tak naprawdę tych, którzy nigdy nie zagłosowaliby na PiS ani na PO. Wykorzystała ogromne niezadowolenie w tych sferach życia, w których rządząca koalicja PO-PSL kompletnie ludzi zawiodła. Poprzez to niezadowolenie, połączyła ją z populizmem własnym i populizmem PiSu. I tak, z początku nieświadomie, ci którym daleko było zarówno do ideii Platformy jak i PiSu, stali się elektoratem Andrzeja Dudy.
Przypomnę także,
że był to czas tuż po kolejnym etapie ujawnienia ciągnącej się afery podsłuchowej, która nic formalnie do sprawy nie wnosiła, ale prawdą jest, że PO nie potrafiła tych afer racjoinalnie wyjaśniać. Był to typowy atak na elitę władzy, dawkowany tak, by nie „zabić” lecz kompromitować po kolei wszystkich celebrytów ekipy rządzącej. PiS to wykorzystał medialnie, budując przy tym swoją wizję władzy. Proszę zważyc także na fakt, iż przez cały czas kampanii wyborczej Andrzeja Dudy, Jarosław Kaczyński praktycznie nie wypowiadał się. Usunął się zupełnie na bok, a wraz z nim cały PiSowski establishment, skompromitowany w poprzednich wyborach. Umilkły także sprawy związane z katastrofą Smoleńską, lustracją itp.
Nowe twarze PiS zaistniały w mediach,
które ośmieszały dość infantylną kampanię Platformy, a zaczepki z jej strony ignorowały. Podczas gdy Bronisław Komorowski w praktyce spał, PiS budował wizję państwa nowoczesnego, opartego na prawie, odwołującego się ciągle do wartosci chrześcijańskich, obiecującego pomoc i spełnienie tych żądań ludzi, w których PO zawiodła. A niestety, Platforma „wykrwawiona” po Ustawie o OFE i Ustawie Emerytalnej, które były co prawda koniecznymi ustawami z powodów ekonomicznych lecz także niepopularnymi społecznie, nie była w stanie obronić się przed siłą populizmu PiS i owej „trzeciej siły” jaką zaczynał być ruch niezadowolenia społecznego Kukiza.
Dziś, z perspektywy
imponującego zwycięstwa Andrzeja Dudy, mało kto pamięta, jak marnie wyglądały dwa pierwsze miesiące jego prezydenckiej kampanii. Atmosfera w sztabie była kiepska, jeszcze gorsza w terenie. Nikt nie wierzył w wygraną Dudy, na spotkania organizowane w powiatach przychodziło po 50 osób, sale świeciły pustkami. Wtedy interweniował sam prezes. Napisał ostry list do członków PiS, zagroził usunięciem z list wyborczych, tych, którzy nie zaangażują się w popieranie kandydata partii. Natychmiast ruszyły przygotowania do wielkiej konwencji w amerykańskim stylu. Sztabowcy wykonali ogromną pracę, zatrudniono agencje PR-owe i agencję interaktywną, prezes osobiście dał zielone światło wydatkom na bezprecedensową kampanię w internecie. Konwencja okazała się sukcesem, działacze wyjechali z niej z nadzieją na zwycięstwo
natychmiast zabierając się do pracy. I właśnie wtedy Andrzej Duda wszedł na ostatnią prostą w swej dotychczasowej karierze.
Podczas gdy Rząd zawierzył sondażom,
a sztab Prezydenta Komorowskiego praktycznie milczał, do gry wszedł również pan Kukiz. Objechał dookoła Polskę oraz tę część Europy, gdzie Polonia była dość liczna i zaczął przekonywać do siebie i „swoich” idei; że trzeba coś zmienić, że potrzebne jest rozerwanie „układu”. Hasło to każdy rozumiał po swojemu. Było dośc uniwersalne, obiecywało przywrócenie państwa obywatelom, upodmiotawiało ich.
Praktycznie do pierwszej tury sztab Pałacu Prezydenta ignorował Kukiza. Gdy ten nieustannie mówił o JOW-ach (jednoosobowych okręgach wyborczych), Prezydent sprawiał wrażenie nieobecnego. Dopiero sondaże obudziły Pałac do działania. Niestety, jak sie okazało, zbyt późno. Sprytny zabieg socjotechniczny stosowany przez Kukiza, polegający na negowaniu „układu” rozłożył sztab Komorowskiego. Kukiz dość zajadle atakował PO i nieco mniej zajadle PiS. Uderzał precyzyjnie w te sfery życia Polaków, w które nie mógł uderzyć PiS, obudził do działania tych obywateli, którym dotychczasowy zabetonowany układ dwóch zwalczających sie wzajemnie partii wydawał się nienaruszalny.
Tu trzeba przypomnieć,
że w Europie rozpędu zaczął nabierać kryzys związany z uchodźcami z ogarniętej wojną Syrii budząc głosy sprzeciwu i obaw przed muzułmańską indoktrynizacją świata zachodniego. W Polsce ujawniła się ogromna niechęć do niesienia wszelkiej pomocy imigrantom. Ten sprzeciw i obawy także dośc skrzętnie wykorzystał sztab pana Dudy utożsamiając się z ogromną liczbą obywateli bojących się polityki „otwartych drzwi”.
Podczas gdy jeszcze w styczniu 2015
pewnym się wydawało, że drugiej tury nie będzie, już w końcu marca należało przypuszczać, że jednak będzie. Miesiąc później zwycięzcą pierwszej tury został Andrzej Duda. W ostatnich dniach kampanii przed pierwszą turą dla wielu wiadomym już było, że i drugą bezsprzecznie wygra Duda.
Przebudzony wreszcie do działania
sztab Komorowskiego dość szybko reagował na złe sondaże. Lecz szybkość ta i nerwowość nie przełożyła sie na jakość. Konkurencja sprawnie to wykorzystywała pokazując, że Prezydent nie ma nic do zaoferowania Polakom. W internecie do pracy ruszyli wykwalifikowani płatni hejterzy. Doskonale przygotowani do zadań działali skutecznie obrzydzając prezydenturę Komorowskiego.
Gdy wynik pierwszej tury stał sie faktem
a reelekcja Komorowskiego dość płonnym marzeniem, sztab urzędującego prezydenta zdał sobie sprawę, że ma tak naprawdę jeszcze jednego konkurenta, którego nie docenił, albo docenił zbyt późno. Nie pomógł pomysł rozpisania referendum w sprawie JOW-ów, który notabene został zlekceważony później przez obywateli RP bardzo niską frekwencją.
Bronisław Komorowski przegrał,
bo wystawiono mu rachunek za niespełnione nadzieje wobec rządu i opcji politycznej z którą go kojarzono. Przegrał, bo PO zajęła się sama sobą i starciła pomysł na państwo, a on sam nie zauważył tego w porę. Nie był w stanie stanąć po stronie obywateli tam gdzie armia urzędników państwowych „umilała” im życie. Zabiegi poszukiwania pieniędzy do budżetu na siłę, wytyczne dawane urzędnikom, stały się powodem do ogólnonarodowej frustracji. Rozrośnięta biurokracja, obstawiona przepisami, zbyt często czyniła dotychczasowych obywateli „petentów” obywatelami „podejrzanymi w sprawie…”
Zwycięzca tymczasem,
który wygrał wyniesiony na fali sprzeciwu wobec obecnego „układu”, bardzo szybko okazał się częścią nowego „układu” o tyle gorszego, że nieprzewidywalnego. Pierwszą historyczną decyzją urzędującego Prezydenta Andrzeja Dudy było ułaskawienie…. niewinnego Mariusza Kamińskiego, byłego szefa CBA. Celowo nadmieniłem „niewinnego” bo proces o nieprawidłowości w dzałaniach jego i współpracowników ciągle trwał. Był co prawda wyrok w tej sprawie, lecz nieprawomocny, a pan Kamiński od wyroku się odwoływał. W rozumieniu prawa był więc ciągle niewinnym człowiekiem. Tym samym, działaniem uniewinnienia, pan Prezydent uznał winę pana Kamińskiego. Wszak nie można ułaskawiać człowieka niewinnego.
To było tylko preludium
stylu i formy sprawowania urzędu. Pan Andrzej Duda szybko okazał się być człowiekiem niesamodzielnym, służacym interesom PiS. Wbrew temu co w kampanii mówił o Trybunale Konstytucyjnym i temu co swego czasu mówił jego mentor Lech Kaczyński o mediach, podpisał ustawy łamiące Ustawę zasadniczą, czyli Konstytucję. Nie badając ustaw pod względem prawnym, stał się „podpisywaczem” woli Jarosława Kaczyńskiego. Ustawy te przegłosowane w Sejmie i Senacie w nocy, podpisywane były nad ranem przez Prezydenta. Są one, jak mówią prawnicy konstytucjonaliści, ustawami stojacymi w sprzeczności do Konstytucji RP. Szczególne zdziwienie postawą Prezydenta budzi fakt, że sam Andrzej Duda jest z wykształcenia Doktorem Prawa.
Ten mało znany prawnik
i wykładowca UJ zasłynął jako ekspert klubu parlamentarnego Prawa i Sprawiedliwości. Trafił na naprawdę gorący okres tego czasu gdy PiS był u władzy. Sztandarowym projektem PiS była wtedy ustawa lustracyjna. To właśnie na ten front rzucono nowego, zdolnego działacza. I poradził sobie znakomicie punktując zarówno w oczach potrzebujących merytorycznego wsparcia posłów Prawa i Sprawiedliwości jak i ich partyjnych przełożonych.
W efekcie Duda został pełnoprawnym współautorem
słynnej ustawy lustracyjnej z 2006 r., tej samej, która doprowadziła do gigantycznych protestów środowisk akademickich i dziennikarskich przede wszystkim ze względu na upokarzający tryb składania oświadczeń lustracyjnych. Ustawa miała być swoistym aktem założycielskim IV RP okazała się jednak wielkim politycznym błędem. PiS stracił szanse na jakiekolwiek ułożenie sobie stosunków z opiniotwórczymi elitami, co tylko przyspieszyło proces erozji IV RP.
Ustawa nie była też bynajmniej prawniczym arcydziełem
a legislatorów zmiażdżył Trybunał Konstytucyjny, który pouchylał jej kluczowe artykuły. Łącznie TK zakwestionował aż kilkadziesiąt przepisów ustawy. Trudno o gorszą recenzję dla przygotowujących ją prawników. Wyrok TK zapadł jednak dopiero w maju 2007 r. Jedynym politykiem, który docenił wkład Andrzeja Dudy w wysiłki na rzecz wizji jak powinna wyglądać Polska był ówczesny Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.
Wyborcy jednak szybko zapomnieli
o tym co wówczas wydało się im wątpliwe. Do głosu doszli młodzi obywatele, którzy nie mogli pamiętać tych chwil, a troski dnia codziennego w zestawieniu z obietnicami jakie składali czołowi nowi politycy PiS wzięły górę.
Dziś swoimi kontrowersyjnymi decyzjami
i serwilizmem wobec prezesa PiS, Prezydent Andrzej Duda pokazuje, że jest wiernym urzędnikiem partyjnym. Nie wydaje się być gotów, przynajmniej w chili obecnej, na wyrażanie swojej własnej woli w oparciu o przepisy prawa. Nie jest również gotów do tego by wywiązać się ze swoich obietnic przedwyborczych. Trudno przewidziec w obecnej chwili czym będzie i jak zakończy się kadencja obecnego Prezydenta, pewnym jednak jest, że zapadnie w pamięć wszystkich tych, którym demokracja i dobro Ojczyzny są bliskie. I będzie to zapewne pamięć nacechowana złymi emocjami minionych dni.
Jarosław Kobzdej
do napisania niniejszego tekstu pomocnym okazały sie materiały z Wikipedii, z Gazety Krakowskiej, oraz przytoczono dane z sondażu przeprowadzonego dla Stacji TVN i TVN24.
Uśpili w ten sposób czujność demokracji, wykorzystali ją do tego by znowu zaistnieć.
Najnowsze komentarze